2012-06-13, Mija dzień
Tytułowe zawołanie kieruję oczywiście nie pod adresem ojczyzny Fidela Castro i jego brata oraz sukcesora Raula, lecz naszego Jakuba Błaszczykowskiego, którego wczorajszy, wyrównujący gol w meczu z reprezentacją Rosji, utoruje mu być może drogę do nieśmiertelności!
Proszę mi wybaczyć tę nutkę patosu i patriotycznego uniesienia, ale bez cienia wątpliwości, kapitan biało-czerwonych stał się wczoraj naszym nowym bohaterem narodowym! Jak dzień wcześniej Andrij Szewczenko dla narodu ukraińskiego, stęsknionego tak jak my za spektakularnym sukcesem swoich piłkarzy.
Gol ,,Kuby'' był rzeczywiście wyjątkowej urody. Rzec można - strzelony w stylu Leo Messiego! A najważniejsze, że wręcz poraził rozpędzonych wcześniej Rosjan, przywracając jednocześnie wiarę w możliwość zwycięstwa naszej drużyny.
Specyficzna atmosfera tej największej w historii naszego kraju sportowej imprezy, podsycana każdego dnia we wszystkich środkach masowego przekazu i niewolna od pierwiastków historyczno-nacjonalistycznych, udzieliła się nie tylko kibicom futbolu. Na plan dalszy zeszły nawet towarzyszące nam każdego dnia polityczne harce, hucpy i spory, bo piłka nożna i rywalizacja o mistrzostwo Starego Kontynentu, stały się nagle sprawą narodową!
Emocje sięgają momentami Himalajów, co najlepiej widać na twarzach ludzi wypełniających trybuny stadionów, strefy kibiców, nadrzeczne bulwary, świetlice, restauracje, kawiarnie i puby. Twarzach fantazyjnie wymalowanych w narodowe barwy, napełnionych bezgranicznym szczęściem bądź czarną rozpaczą, wiarą lub zwątpieniem, uwielbieniem swoich bohaterów, albo totalnym rozczarowaniem...
Mogę tu zdradzić, że choć od dziecka jestem zauroczony futbolem, w ostatnich kilkunastu latach na poczynania naszej narodowej drużyny patrzyłem mocno krytycznym okiem. A we wczorajszy wieczór, choć na razie fragmentami, znów byłem dumny z gry biało-czerwonych. I niech tak już zostanie, przynajmniej do końca Euro 2012...
Lecz nie czarujmy się, nie będzie wcale łatwo. Spisani już niemal na straty Czesi, też pokazali wczoraj lwi pazur. Na koniec stawki w naszej grupie spadli więc Grecy, ale i oni zachowują jeszcze cień szansy na awans do ćwierćfinałów. Warunkiem jest oczywiście zwycięstwo nad Rosją, niełatwe do osiągnięcia, ale czy niemożliwe?
Najważniejsze jednak, że awans biało-czerwonych zależy już wyłącznie od nich samych. Wystarczy wygrać z Czechami... Nie radzę jednak lekceważyć południowych sąsiadów. Brakuje wprawdzie w ich obecnej reprezentacji indywidualności na miarę dawnych gwiazd, a ich opoka w bramce, Petr Cech, stracił nagle formę po triumfie Chelsea w finale Ligi Mistrzów, są zawsze niewygodnym rywalem. Grającym sprytnie, momentami nawet cynicznie, ze zmianą rytmu i tempa akcji. Potrafią uśpić rywala, by za chwilę zadać mu śmiertelny cios.
To wszysto jednak dopiero za trzy dni. A już dziś może być bardzo gorąco na Ukrainie. Bo naprzeciwko rewelacyjnym Duńczykom, stanie Cristiano Ronaldo ze swym zespołem, który w przypadku porażki, pożegna się już z marzeniami o awansie. W analogicznej sytuacji znaleźli się Holendrzy, aktualni wicemistrzowie świata! Jeśli dziś przegrają z Niemcami, stracą wszelkie szanse na powtórzenie sukcesu z roku 1988, gdy mieli w swoim składzie takie gwiazdy, jak Marco van Basten, Ruud Gullit, Frank Rijkaard czy Gerald Vanenburg. Starsi kibice zapewne pamiętają, że trzej ostatni objawili swój talent podczas juniorskiego Turnieju Czterech Państw, rozgrywanego w 1980 roku na boiskach w Gorzowie, Kostrzynie, Słubicach, Dębnie, Międzyrzeczu i Barlinku. Piękne to były czasy.
Ale dziś na ustach Polaków są ,Kuba'', ,,Franz'' Smuda i cała dzielna drużyna biało-czerwonych!
Już 2 maja, w Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, Gorzów ponownie zamieni się w morze biało-czerwonych barw.