2012-06-24, Mija dzień
Trzeci ćwierćfinał Euro 2012, w którym twarzą w twarz stanęli w Doniecku aktualny mistrz świata z tym z roku 1998, także skończył się zgodnie z przewidywaniami większości fachowców i zwykłych kibiców. Zgodnie ze swym zwyczajem, perfekcyjni technicznie Hiszpanie wręcz do znudzenia rozgrywali piłkę między sobą. A gdy już nawet ją stracili, zwykle skutecznie paraliżowali ofensywne akcje Francuzów, którym najwyraźniej brakowało koncepcji pod bramką znakomitego Ikera Casillasa.
To sprawiło, że samo widowisko nie należało do najciekawszych. Ba, długimi fragmentami wręcz nudziło! Bo wzorem pierwszego meczu Hiszpanów na tych mistrzostwach, ich selekcjoner Vicente del Bosque
znów nie wystawił do podstawowego składu ani jednego tytularnego napastnika, powierzając tę rolę ofensywnemu pomocnikowi Barcelony, Cescowi Fabregasowi. Nie mogło to przynieść zamierzonego skutku, bo Fabregasowi brakuje nie tylko szybkości, lecz przede wszystkim... Leo Messiego u swego boku. Bo ten jest, jak wiadomo, Argentyńczykiem...
W zaistniałej sytuacji, ciężar gry ofensywnej musieli wziąć na swoje barki zawodnicy drugiej linii, zwłaszcza Iniesta, Xavi i David Silva, których tricki są już jednak znakomicie rozpracowane przez rywali. Szczęściem, że w składzie mistrzów świata pojawił się na tych mistrzostwach lewy obrońca Jordi Alba z Valencia CF, mniej znany od swych kolegów, ale szybki i zdecydowany w rajdach po skrzydle. Właśnie on zaskoczył w 19 minucie defensywę trójkolorowych, a jego znakomite dośrodkowanie, zamienił na gola wręcz podręcznikowym strzałem głową Xabi Alonso, tytularny defensywny pomocnik... 30-letni piłkarz Realu Madryt był także autorem drugiego gola, pieczętującego zwycięstwo Hiszpanów już w doliczonym czasie gry. Zdobył go z rzutu karnego, myląc całkowicie zwodem francuskiego bramkarza Hugo Llorisa.
Dla głównego bohatera meczu, był to jubileuszowy, setny występ w reprezentacji Hiszpanii. Czyż można było sobie wymarzyć lepszy prezent na taką okoliczność? A kończąc ten wątek, warto przypomnieć rodową sagę Xabiego Alonso, wychowanka Realu Sociedad z San Sebastian, a później gracza Liverpoolu i od trzech lat ,,Królewskich''. Jego ojciec, Miguel Angel ,,Periko'' Alonso, to również świetny w przeszłości piłkarz. Zaczynał swą karierę w Realu Sociedad (zdobył z nim nawet dwukrotnie tytuł mistrza Hiszpanii), a kontynuował w Barcelonie, z którą sięgnął po Puchar Króla w roku 1983 i mistrzostwo kraju w 1985. Ma na koncie 20 rozegranych spotkań w reprezentacji Hiszpanii (jako defensywny pomocnik, ale i reżyser gry), w tym pięć na pamiętnych dla nas mistrzostwach świata 1982. Futbolowej karierze, ale na pozycji obrońcy, poświęcił się też starszy brat wczorajszego bohatera, 32-letni Mikel Alonso. Przygodę z piłką zaczynał oczywiście też w Realu Sociedad, a kontynuował m.in. w angielskim Bolton Wanderers, CD Tenerife, a od ubiegłego roku w angielskim Charlton Athletic. Nie zagrał wprawdzie nigdy w reprezentacji Hiszpanii, ma jednak na koncie pięć występów w reprezentacji... Kraju Basków. To jest rodzinka!
Dziś ostatni ćwierćfinał, też na Ukrainie, ale w Kijowie. Do walki staną tu prawdziwi angielscy bojownicy, a naprzeciw nich... włoscy spryciarze. Zapowiada się więc bardzo ciekawie, bo drużyna niezwykle doświadczonego selekcjonera Roya Hodgsona ma w swoich szeregach nie tylko ,,walczaków'', jak zawsze, ale i kilku piłkarzy o walorach szybkościowych (zwłaszcza Ashley Young i Theo Walcott) bądź technicznych (choćby Danny Welbeck czy niespełna 19-letni Alex Oxlade-Chamberlain). Problem tylko w tym, że trudno będzie znaleźć miejsce na boisku dla nich wszystkich. Bo wrócił już przecież do gry Wayne Rooney, a w walce na górnych piętrach bardzo przydałby się także wysoki (191 cm wzrostu) i skoczny Andy Carroll, za którego Liverpool zapłacił w ubiegłym roku 35 milionów funtów szterlingów, co jest rekordem w odniesieniu do angielskiego piłkarza. Walory aktualnego kapitana zespołu, Stevena Gerrarda, dobrze znamy, podobnie jak Ashleya Cole'a i Johna Terry-ego - poprzedniego kapitana. Świetne recenzje zbiera też Joe Hart, chyba najlepszy bramkarz, jaki pojawił się w angielskiej reprezentacji od co najmniej 20 lat.
Atuty włoskich piłkarzy też znane są na świecie od lat, podobnie, jak ich słabości. Bramkarz Gianluigi Buffon, obrońcy Giorgio Chiellini i Andrea Barzagli, a także pomocnicy Andrea Pirlo, Claudio Marchisio i Antonio Nocerino, nie wymagają dodatkowych rekomendacji. Zagadką pozostaje zwykle skuteczność napastników. Tym razem wydaje się jednak, że dwaj kolejni ,,Antosie'', a więc Cassano i blisko 35-letni Di Natale, są w stanie zaskoczyć każdą defensywę. A pozostaje przecież jeszcze młody Mario Balotelli, dość często niesforny, nieobliczalny, ale zawsze groźny dla każdej defensywy.
Przyznam, że wytypowanie faworyta w tej parze ćwierćfinałowej, sprawiło mi największą trudność. Ponieważ jednak od lat cenię włoski futbol, zwłaszcza za przysłowiowe cwaniactwo w grze, raz jeszcze stawiam na azzurrich.
Już 2 maja, w Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, Gorzów ponownie zamieni się w morze biało-czerwonych barw.