2015-06-28, Mija dzień
Sceny muzyczne, wesołe miasteczko, teatry, zamknięty most, gwiazdy, kramy, sobotnia ulewa oraz prawdziwe tłumy gorzowian – to znaki tegorocznych Dni Gorzowa. Dawno już mieszkańcy tak tłumnie się razem nie bawili.
- Jest zwyczajnie wspaniale, to prawdziwe święto miasta – mówili gorzowianie, którzy tłumnie stawili się nad Wartą z okazji miejskiego święta.
Wielu przyciągnęły gwiazdy, jak Ray Wilson, głos Genesis. Inni przyszli, a nawet przyjechali z okolic, aby pobawić się do muzyki zespołu Weekend. Innych przyciągnęły występy gorzowskich zespołów, i to nie tylko artystycznych, ale też sportowych.
Mali, przyszli wielcy
Wzruszająco wyglądały popisy najmłodszych zawodników Warty Gorzów, która obchodzi 70-lecie istnienia. Najmłodsi ubrani w kostiumy w klubowej barwie, granatowo-niebieskiej popisywali się na małej scenie opanowaniem piłki. – No może to Maradona jeszcze nie jest, ale mają potencjał komentowali pokazy małych piłkarzy ci, co ich oglądali. – Jeszcze będziemy z nich dumni – komentowali oglądający.
Tajemnicze białe zjawy
Niezwykłe wrażanie robiły Glinoludy, czyli tajemnicze białe postacie najpierw upozowane przy Dominancie, a potem przechadzające się wśród kolorowego tłumu. Spokojne, zdystansowane, przyglądające się wydarzeniom, jakby zjawy z innego świata. Zjawy, które chętnie pozowały, ale tylko tyle. Dość powiedzieć, że po wizytach na całym świecie, bo Berlin, bo Chicago, bo wiele innych miast, a także Przystanek Woodstock, Glinoludy zawitały w końcu do Gorzowa. I tu można się doszukać pierwszych związków z naszym miastem. Glinoludy bowiem to ludzie, którzy stanowią odrębną klasę happenerów odwołujących się do tradycji gliniarskich Bolesławca, słynnego centrum przepięknej ceramiki, która wykonywana jest ze szlachetnej odmiany gliny. A przecież w Gorzowie jest tradycja rzeźby w glinie. Dość przypomnieć dokonania cer maiczki Anny Szymanek, czy działania Urszuli Kołodziejczak, która przez lata kształciła rzeźbiarzy ceramików.
Do Glinoludów dołączyło się zresztą kilkoro gorzowian, którzy na tę okazję ubrani na biało i z pomalowanymi na biało twarzami także przechadzali się dostojnie między barwnymi tłumami.
Gorzowskie obecności
W tym kolorowym zalewie różnych wydarzeń różnych udało się też znaleźć, poza występami lokalnych zespołów z wyraźną dominacją Króla, i tu wielkie słowa uznania, kilka ciekawych gorzowskich akcentów. Bez wątpienia ciekawą ofertą były kramy i stoiska, gdzie lokalni twórcy mogli pokazać swoje prace, a nawet je sprzedać. Bo piękne prace prezentowała właśnie Urszula Kołodziejczak. Tuż obok swoje prace prezentowała Barbara Latoszek. – Nawet udało się sprzedać kilka prac. I to jest fajne – mówiła. Obie panie przygotowały prace na papierze dotyczące Gorzowa. Były więc obrazki ze znanymi motywami miasta, jak choćby katedra czy bulwary właśnie.
Siła tradycji
Jednak prawdziwą rewelacją był kram Gorzowskich Kamienic. Grupa młodych ludzi zaprezentował podkładeczki pod kubki, szkatułki i inne przedmioty ozdobione fotografiami detali architektonicznych przepięknych landsberskich, dziś gorzowskich kamienic z Nowego Miasta. Jednak nie to było istotą ich kramu. Oni na swoim stoisku powiesili wizerunek Christy Wolf z cytatami, w których wielka pisarka tłumaczy, że przyjechała przed laty do rodzinnego miasta, bo to dało jej oddech do napisania „Wzorców dzieciństwa”, najpiękniejszej i najlepszej jak dotąd książki o mieście z jej wspomnień, mieście, gdzie w tamtych czasach, latach 70. minionego wieku, można było odnaleźć ślady tego minionego. Na pytanie, czy czytali „Wzorce”, odpowiedzieli, że tak, i to fantastyczna lektura jest. W każdym razie, dobrze się stało, że dla Gorzowskich Kamienic znalazło się miejsce.
Miejsce także znalazło się dla gorzowskich harcerzy z ZHP, którzy rozpalili obrzędowe ognisko, pokazali, czym ten ruch jest i dlaczego nadal może być ciekawą alternatywą do spędzania wolnego czasu.
Zapracowany prezydent
Najbardziej zapracowaną osobą Dni Gorzowa był prezydent Jacek Wójcicki, który w piątkowy wieczór odśpiewał na scenie piosenkę razem ze swoim imiennikiem, Jackiem Wójcickim z Piwnicy pod Baranami. A potem, kiedy już zamienił frak na wygodniejsze ubranie, starał się być wszędzie, gdzie tylko mógł. A był w wielu miejscach. I gorzowianie docenili tę obecność.
Inna rzecz, że zwyczajnie podczas tego święta nie wszędzie dało się być, bo tak wiele się działo, że trzeba było uważnie wybierać wydarzenia.
Już było, ale i będzie
Dni Gorzowa przeszły do historii. Były gwiazdy, były wielkie i mniej wielkie wydarzenia. Jednak najważniejsze jest to, że z domów wyszły całe rodziny i każdy znalazł coś dla siebie. Było święto. Może na przyszłość warto byłoby, aby jednak bardziej koncentrować się na dorobku, ale i spuściźnie miasta, bo jak pokazał maleńki kramik Gorzowskich Kamienic, jest z czego czerpać, do czego się odwoływać, czym się chwalić i zachwycać oraz na czym budować.
A gwiazdy mogą być, jak najbardziej, jednak nie jako główny wabik, a jako pewien bonus do programu bardziej opartego na tradycji miasta i kończącego się wielkim finałem 2 lipca.
Renata Ochwat
Fot. Stanisław Miklaszewski
Podczas gdy na scenach Międzynarodowego Festiwalu Folk Farbor trwały występy, taneczna energia i barwy Senegalu dotarły także tam, gdzie nie każdy mógł wybrać się na festiwal.