2018-01-23, Mija dzień
20 stycznia zmarła Carla Müller, córka właściciela willi Schroedera, gdzie mieści się Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta. Przez kilka lat mieszkała w Ludzisławicach, małej wiosce pod Santokiem, ostatnio zaś mocno już schorowana przebywała w domu opieki w zachodniopomorskim.
Carla Müller, z wykształcenia była doktorem geologii, pracowała na całym świecie, przez lata mieszkała w Paryżu. Mieszkając w Ludzisławicach była też stałą bywalczynią rodzinnego domu i wspierała placówkę, jak tylko mogła Dlatego też muzeum kwiatami, tortem i spotkaniem uczciło jej 75. urodziny w ubiegłym roku.
- Jestem głęboko wdzięczna temu rosyjskiemu oficerowi, który nie dopuścił do dewastacji naszego domu – powtarzała za każdym razem Carla Müller, córka ostatniego właściciela przepięknej willi Gustawa Schroedera, gorzowskiego fabrykanta, światłego obywatela tego miasta, który willę postawił dla własnej rodziny, a jego potomkowie musieli uciekać z miasta nad Wartą, Kłodawką i Srebrną bardzo mroźną zimą 1945 roku. Pani Carla miała na myśli generała Nikołaja Bierzarina, bo dzięki niemu przepiękna budowla ocalała w stanie nienaruszonym.
Muzeum jakiś czas temu otworzyło stałą ekspozycję poświęconą właścicielom, czyli tym, którzy budynek wznieśli. I tam, wśród różnych zdjęć, jest też fotografia, zresztą nie jedna, ślicznej dziewczynki, Carli Lehmann, dziś starszej pani. Można ją zobaczyć samą, albo w konfiguracji z rodzeństwem lub też z rodzicami. To oni właśnie doczekali do końca niemieckiego państwa w 1945 r. na tych ziemiach i to oni uciekali przed Armią Czerwoną z Gorzowa, wówczas Landsbergu. Jest zresztą takie zdjęcie, gdzie widać dziwny wóz, taki trochę drabiniasty, trochę jak z filmów fantasy. Tym wozem właśnie wyjeżdżali z Landsbergu. – No tak, tym jechaliśmy na zachód – przyznawała pani Carla. A ówczesny dyrektor Muzeum Dekerta, Wojciech Popek dodawał, że ten wóz to jeszcze długo był gotowy do drogi, bo a nuż, znów trzeba będzie gdzieś się przemieszczać.
Rodzina szczęśliwie przeżyła, cała piątka rodzeństwa, co można zobaczyć na zdjęciach w muzeum, cieszyła się dobrym życiem i czasami zaglądała do Gorzowa. Pani Carla miała najbliżej, bo mieszkała przecież w Ludzisławicach, tuż koło Gorzowa. Zresztą w domu po Emilii Domańskiej, artystce tkaczce, która się wyprowadziła do Poznania. I jak sama mówiła, już do Niemiec nie miała zamiaru wracać. –To wspaniała sprawa móc tu przyjeżdżać i patrzeć, jak ktoś dba o mój dom, a jest on zadbany znakomicie – mówiła uśmiechnięta i życzliwa wszystkim starsza pani.
Jak się patrzyło na panią Carlę, wybitnie sympatyczną osobę, ubraną w sweter wydziergany na drutach i z włosami zawiązanymi w niedbały kucyk, albo kok, stojącą przy zdjęciach rodzinnych z tych czasów, kiedy nazywała się jeszcze Lehamann, to trudno uwierzyć, że to córka i wnuczka wielkich fabrykantów, bardzo zamożnych ludzi. Bo w niej nie było nic, co każdy chciałby przypisać majątkowi. Oto zwyczajna pani w mocno średnim wieku, która zagląda do Muzeum Lubuskiego, kiedyś jej własnego domu. I czuje się jak u siebie, a to za sprawą dyrekcji muzeum i ludzi tam pracujących.
Choć do muzeum najczęściej zaglądała właśnie pani Carla, to sama placówka miała jeszcze bardzo dobre kontakty z pozostałym rodzeństwem. – To wszak oni podarowali muzeum śliczny komplet śniadaniowy, który zachwyca do dziś zwiedzających. Jak obchodziliśmy stulecie willi, to pan Mathias Lehmann, brat Carli podarował nam pęk kluczy do willi. I co ciekawe, one nadal pasują do tych zamków, bo przecież nie są zmienione – opowiadał Wojciech Popek.
Dzięki kontaktom z Lehmannami w muzeum można oglądać wystawę malarstwa niemieckiego. A wśród eksponatów po byłych właścicielach jest też mały lekko przybrudzony kotek. To zabawka, która należała także do Mathiasa Lehmanna i była furorą wystawy, jaką przed laty muzeum urządziło w Spichlerzu. Pokazano wówczas przedmioty, jakie należały do uciekinierów niemieckich, ale i Polaków, których na te tereny po II wojnie światowej przygnała historia. – Oj, to była bardzo ważna zabawka mego brata. Miał ją ze sobą podczas całej podróży w czasie ucieczki – mówiła pani Carla.
Renata Ochwat
Już 2 maja, w Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, Gorzów ponownie zamieni się w morze biało-czerwonych barw.