2022-01-09, Mija dzień
W sobotę, 8 stycznia w godzinach wieczornych wstrzymano przyjęcia do gorzowskiego szpitala ze względu na informację o podłożeniu ładunku wybuchowego.
Na miejsce natychmiast zostały wysłane straż pożarna oraz policja. Po godzinnym przeszukaniu na szczęście niczego niepokojącego nie znaleziono, ale stres wśród załogi i pacjentów szpitala był ogromny. O tym co działo się późnym wieczorem przy ul. Dekerta pisze na swoim profilu społecznościowym wiceprezes gorzowskiej lecznicy Robert Surowiec.
- Wczorajszy wieczór i noc zapamiętam do końca życia – czytamy. - Telefon do ochrony szpitala z informacją, że w Izbie Przyjęć szpitala ukryty jest ładunek wybuchowy postawił wszystkich na nogi. Wszystkie służby, zarówno szpitalne jak i państwowe, od razu rozpoczęły prace. W takich sytuacjach zawsze trzeba podjąć kluczową, dramatyczną decyzję: ewakuować szpital, czy nie. I choć służby służą radą i pomocą ta decyzja należy do zarządzających szpitalem. Ewakuacja oznacza dramat dla ponad tysiąca przebywających w szpitalu pacjentów i pracowników. Wyprowadzenie chorych w nocy na mróz niemal na pewno skończyłoby się tragedią. Brak ewakuacji w sytuacji, gdyby groźba była prawdziwa spowodowałby niewyobrażalnie skutki – uważa.
Prezes Robert Surowiec nikomu nie życzy konieczności podejmowania takich decyzji, ani oczekiwania na zakończenie przeszukania i bezsennej nocy pełnej katastroficznych wizji. - Tym razem wszystko skończyło się dobrze – kontynuuje. - To był fałszywy alarm spowodowany, przez jakiegoś tępego człowieka. Mam nadzieję, że ten psychopata zostanie szybko ujęty i surowo ukarany. Dziękuję wszystkim służbom i pracownikom szpitala. Stanęliście na wysokości zadania. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będziemy przeżywać takich chwil – zakończył.
Za tego rodzaju ,,żart’’ sprawcy grozi nawet do ośmiu lat pozbawienia wolności oraz pokrycie kosztów przeprowadzenia całej akcji.
(red.)
Funkcjonariusze Służby Celno-Skarbowej (SCS) skontrolowali kilka sortowni w woj. lubuskim.