2016-10-26, Moto
Nałożono tysiące mandatów, kierowcy prześcigali się w pomysłach co zrobić, aby rower przewozić zgodnie z przepisami i w końcu prawodawcy zgodzili się na wydawanie trzeciej tablicy rejestracyjnej. Wystarczy zapłacić 53 zł i umieścić ją na stelażu do przewożenia rowerów.
Zmotoryzowani cykliści odetchnęli. Nikt nawet nie zadał sobie pytania dlaczego tyle czasu zajęło wydanie logicznego rozporządzenia. Przyzwyczailiśmy się do tego, że prawa dotyczące ruchu drogowego często u nas nijak mają się do rzeczywistości. Jest to tradycja odporna nawet na zmiany ustrojowe. Starsi zapewne pamiętają jak z uporem godnym lepszej sprawy ścigano kierowców, którzy zamontowali sobie dodatkowe światło stop za tylną szybą. Gdy nagle okazało się, że rozwiązanie to służy bezpieczeństwu i wprowadzane jest nagminnie w produkowanych seryjnie samochodach polscy prawodawcy przepis zmienili. Podobnych przykładów jest więcej i to zarówno z czasów PRL jak i obecnej Rzeczpospolitej. W tej materii niewiele się zmienia. Całe szczęście, że obecnie musimy dostosowywać się do praw unijnych. Gdyby nie to, zapewne bylibyśmy tematem dowcipów zagranicznej prasy motoryzacyjnej. Prawa ustanawiają politycy, a ci jak wiadomo znają się na wszystkim. Nie korzysta się z głosu doradczego specjalistów z Automobilklubów, bo te organizacje zeszły w Polsce na odległy plan w przeciwieństwie do innych krajów Europy.
Na szczęście bywają przejawy rozsądku, co prawda okupione długim okresem oczekiwania i stosowną do niego ilością mandatów. Podobno niebawem wejdzie przepis pozwalający na wydawanie mniejszych niż dotąd tablic rejestracyjnych. Będą to wyłącznie tablice dwurzędowe. Skończą się tym samym permanentne kombinacje właścicieli aut pochodzących głównie z Ameryki.
Wiele modeli ma miejsca na tablicę nijak nie mieszczące dostępnych u nas wymiarów. Pozostaje albo wyginanie oryginalnej tablicy, co zmniejsza zarówno jej czytelność, jak i estetykę pojazdu. Istnieją firmy, w których można zamówić pomniejszoną kopię tablicy, która nie traci na czytelności, da się zamontować i nie psuje wyglądu. Niestety jazda z czymś takim jest bezprawna i może skończyć się mandatem, zabraniem dowodu rejestracyjnego lub nawet odwiezieniem auta na lawecie. W zależności od nastroju policjantów. Dotąd problem był nierozwiązywalny bo przecież co amerykanie mogą wiedzieć o samochodach i ruchu drogowym. Nasi politycy im pokażą. W końcu jednak coś drgnęło i będzie można w pełni cieszyć się amerykańskimi samochodami. Oczywiście pod warunkiem, że nie są to auta sportowe.
Tu problem jest nadal nierozwiązany i dotyczy modeli wielu marek. Budując sportowe auto często producenci nie przewidują miejsca na numer rejestracyjny z przodu. Najgorzej , że każde grzebanie w garażu może narazić kosztowny pojazd na poważną awarię. Można popsuć wygląd instalując stelaż, ale jednocześnie zakłócony zostanie przepływ powietrza niezbędny do prawidłowego działania chłodzenia silnika lub układu hamulcowego. Nie wspominając o całości precyzyjnie dopracowanej aerodynamiki. Kilka miesięcy temu gwiazdą internetu było La Ferrari z monstrualną tablica z przodu. Był to raczej dowcip, bo nawet regularnie płacone mandaty w stosunku do ceny tego auta to drobiazg. Jednak naprawdę nie wiadomo co zrobić aby jeździć czymś takim zgodnie z przepisami. Problem występuje również w znacznie tańszych autach. Polski przepis mówi o dwóch tablicach umieszczonych w miejscach do tego konstrukcyjnie dostosowanych. Logicznie rzecz biorąc jeżeli z przodu nie ma takiego miejsca, to nie powinna też być montowana tablica. Niestety nasza wykładnia mówi co innego. Wyjściem jest wożenie tablicy w kabinie i przekonywanie patrolu, ze właśnie odpadła lub, szczególnie w przypadku tzw. supersamochodów rejestracja w Czechach. Tam zaoszczędzimy potężne kwoty na akcyzie i podatkach i nikt nie będzie czepiał się o przednią tablicę.
Niemożliwe w Polsce zachowanie oryginalnej tablicy w pojeździe zabytkowym, to przy opisanych wyżej problemach tylko fanaberia kolekcjonera.
Ryszard Romanowski
41% uczestników badania przeprowadzonego przez multiporównywarkę rankomat.pl uważa, że młodzi kierowcy stanowią największe zagrożenie na drodze.