2013-10-19, Sport
Tego nie spodziewał się chyba nikt. Nawet rybniczanki. Gorzowskie akademiczki przegrały po dogrywce z Basketem ROW 99:104, ale nie można mieć do naszych dziewcząt żadnych pretensji.
- To pierwsza nasza wygrana w Gorzowie i niezwykle cieszymy się z tego, gdyż był to mecz o wielu obliczach. Po kilku ostrych ciosach, które dostaliśmy od miejscowych w trzeciej kwarcie moje zawodniczki zdołały się podnieść i powinny wygrać w normalnym czasie. Wystarczyły dwa błędy i wszystko rozstrzygnęło się dopiero w dogrywce – nie mógł ukryć radości szkoleniowiec rybniczanek Kazimierz Mikołajec.
W pierwszej połowie gospodynie zagrały bardzo źle. Zwłaszcza w obronie. Chyba nawet nasze zawodniczki nie pamiętają, kiedy ostatni raz straciły w dwóch kwartach 50 punktów. Wiele z nich przyjezdne zdobyły po szybkich kontrach, wynikających ze strat gorzowianek. Do tego miały one dobrze ustawiony celownik i kilka razy ładnie rzuciły za 3 punkty.
- Nie wiem, dlaczego tak fatalnie moje zawodniczki weszły w to spotkanie – długo zastanawiał się po meczu trener Dariusz Maciejewski. – Może dlatego, że do samego końca nie było wiadomo czy zagra Chineze Nwagbo. Byłem przekonany, że nie pojawi się ona nawet w szatni, a jednak zaskoczyła wszystkich i powiedziała, że chce walczyć. Jej obecność oczywiście nie była przeszkodą, lecz miała motywować pozostałe dziewczęta. Myślę, że problem tkwił w tym, że przez cały tydzień mieliśmy same problemy, głównie ze zdrowiem i nie udało się ich do końca opanować – nie krył rozczarowania.
Kiedy po I połowie akademiczki przegrywały 32:50 niewielu chyba specjalistów od basketu wierzyło jeszcze w odrobienie strat. A jednak, nie po raz pierwszy okazało się, że kobieta zmienną jest i wszystko można po niej się spodziewać. To co się działo w trzeciej kwarcie przejdzie do historii gier gorzowianek w ekstraklasie. Trener Dariusz Maciejewski zmienił ustawienie drużyny, posadził na ławce rezerwowych wciąż odczuwającą skutki kontuzji Izabelę Piekarską i zaczął grać z dwoma rozgrywającymi. Inaczej ustawił też Taber Spani i Amerykanka nagle zaczęła rzucać jak szalona. I co ważne, jej rzuty były celne, szybko do jej poziomu dostosowały się pozostałe zawodniczki KSSSE AZS PWSZ. Oszołomione tym wszystkim rybniczanki początkowo miały kłopoty, dlatego ich przewaga zaczęła topnieć szybciej niż śnieg podczas wiosennych roztopów. Nie trwało to jednak długo, gdyż w drugiej części tejże kwarty i one zaczęły rzucać jak szalone. W tym fragmencie kibice oglądali mecz przypominający walkę dwóch bokserów wagi super ciężkiej, którzy kompletnie zapomnieli co to taktyka oraz podwójna garda. Dzięki temu widzowie mieli kawał bardzo fajnej, spontanicznej i efektownej koszykówki, a gorzowianki pobiły chyba swój rekord, rzucając w ciągu dziesięciu minut 35 punktów, o trzy więcej niż w całej pierwszej połowie!
Przed rozpoczęciem ostatniej kwarty przyjezdne prowadziły jeszcze, ale tylko jednym oczkiem 68:67. Wystarczyło zaledwie 40 sekund i po trafieniu za 3 punkty Sharnee Zoll gospodynie wreszcie wyszły na prowadzenie. Od tego momentu gra wyrównała się, rybniczanki wcale nie załamały się utratą tak dużej przewagi i głównie za sprawą fenomenalnie grającej Rebecci Harris, ale również świetnie ją uzupełniających Marker Walker, Agnieszki Kułagi, Anny Kuncewicz oraz Agaty Gajdy z całych sił dążyły do wygranej. I były tego bardzo bliskie w regulaminowym czasie, gdyż od stanu 75:75 zaczęły powoli budować przewagę, która 20 sekund przed końcową syreną wynosiła już 6 punktów.
- Żaden zespół nie ma prawa w takim momencie stracić tego dorobku – przyznał trener ROW-u Kazimierz Mikołajec.
A jednak w tych ostatnich 20 sekundach wydarzyło się kilka zaskakujących sytuacji. Najpierw Taber Spani trafiła za 3 punkty. Do końca pozostawało 8 sekund i przy próbie wyprowadzenia piłki Martyna Stelmach podała ją prosto w ręce… Spani a ta od razu rzuciła i zrobiło się 84:85. Kiedy pozostawały już tylko 4 sekundy wszędobylska Taber Spani natychmiast faulowała Marker Walker. Ta dwukrotnie trafiła z rzutów osobistych, ale gospodynie przeprowadziły natychmiastową kontrę i równo z końcową syreną za 3 punkty trafiła Sharnee Zoll. Na tablicy pojawił się rezultat 87:87, który oznaczał dogrywkę!
- Moje zawodniczki popełniły najprostszy z najprostszych koszykarskich błędów. Miały faulować i wtedy gospodynie miały tylko dwa osobiste – wyjaśniał na konferencji prasowej trener rybniczanek.
W dogrywce ekipa z Górnego Śląska pokazała raz jeszcze charakter. Nie załamała się wspaniałym finiszem miejscowych i wykorzystała fakt, że akademiczki praktycznie całe spotkanie grały piątką zawodniczek. Chineze Nwagbo, Taber Spani i Magdalena Losi zaliczyły po ponad 40 minut, a Katarzyna Dźwigalska i Sharnee Zoll po ponad pół godziny na parkiecie. Ta końska dawka spowodowała, że w najważniejszych momentach zabrakło tym zawodniczkom trochę większej precyzji przy rzutach. Kilka ich rzutów wręcz wypadało z kosza, kilka trafiało pod złym kątem w obręcz. Inaczej było w przypadku rywalek. Im w tych najważniejszych chwilach ręka nie zadrżała i w bilansie całego spotkania rybniczanki okazały się minimalnie lepsze.
- To była wspaniała promocja koszykówki, ale bez szczęśliwego zakończenia dla nas. Gratuluję obu drużynom wspaniałego pojedynku – dodał na zakończenie trochę smutny, ale nie załamany Dariusz Maciejewski.
Robert Borowy
KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. - Basket ROW Rybnik 99:104 (16:26, 16:24, 35:18, 20:19 d. 12:17)
AZS: Spani 30 (4x3 pkt.), Nwagbo 26, Zoll 13 (2), Losi 12 (2), Dźwigalska 8 (2), Piekarska 8, Szajtauer 2, Jaworska 0, Trębicka 0.
ROW: Harris 43 (6), Walker 14, Velinović 14 (1), Kuncewicz 12, Stelmach 10 (1), Gajda 6 (1), Kułaga 5 (1), Kędzia 0.
No to lecimy dalej z transferami! Gorzów to jej dom, więc nie może być inaczej.