2013-11-03, Sport
Kalkulowana Średnia Meczowa – czyli popularny KSM nie będzie obowiązywał w polskich ligach żużlowych w przyszłym sezonie. Taką decyzję podjęła Rada Nadzorcza Speedway Ekstraligi, choć większość klubów, zwłaszcza w ekstralidze, była za pozostawieniem tej średniej.
Czy decyzja rady nadzorczej okaże się być słuszna, zapewne przekonamy się oglądając mecze ligowe w nowym sezonie. W mojej ocenie popularny KSM powinien pozostać, ale nie na zbyt niskim poziomie, promującym udział w spotkaniach zawodników o bardzo niskim wskaźniku. Przypomnę, że KSM został wymyślony w Anglii kilkadziesiąt lat temu i celem wprowadzenie tego ograniczenia było wyrównanie składów poszczególnych drużyn, bo tylko wyrównane pojedynki mogą przyciągnąć na trybuny kibiców. W Polsce KSM funkcjonuje, z różnymi przerwami, od kilkunastu lat i początkowo celem jego zastosowania także było wyrównywanie szans wszystkich zespołów.
Niestety, w ostatnich latach obserwujemy bardzo niepokojące zjawisko wykorzystywania KSM-u do innych celów niż został on ustanowiony. Mianowicie, działacze klubowi bez skrupułów twierdzą, że jest to narzędzie do obniżania kosztów funkcjonowania klubów. Pytam się, jakiego obniżania, skoro corocznie wydatki klubów rosną niczym grzyby po deszczu. Wykorzystywanie zaś KSM-u do wyhamowania żądań zawodników jest fatalnym posunięcie, gdyż powoduje to co mieliśmy w tym roku. W większości drużyn byli zawodnicy o bardzo niskiej średniej, co powodowało, że odstawali oni do reszty żużlowców. Kiedy dodamy do grupy słabeuszy wielu nieopierzonych jeszcze juniorów, którzy musieli pojechać w każdy meczu przynajmniej po trzy razy (lub dwa, jeżeli była zastosowana rezerwa taktyczna) to szybko mogliśmy zauważyć, iż większość wyścigów w danych meczach była… rozstrzygnięta już na starcie. Ileż to razy mieliśmy obrazek w postaci dwóch par na torze. Z przodu ścigali się liderzy, daleko z tyłu słabeusze. Owszem, mieliśmy mnóstwo meczów na styku (pod kątem wyniku), ale walki na samym torze było jak na lekarstwo. Na obecności słabeuszy korzystali też liderzy, którzy często bardzo łatwo zdobywali punkty, co za tym szło, zarabiali bez wysiłku spore pieniądze. Dlatego mam duże wątpliwości, czy kluby zaoszczędziły na niskim KSM-ie?
KSM powinien być regulatorem siły drużyn, a nie narzędziem do szukania ,,papierowych’’ oszczędności. Dlatego zastosowałbym zupełnie inne metody liczenia średniej. Propozycji jest kilka. Pierwsza to na przykład liczenie KSM na pięciu najlepszych zawodników w zespole, pomijając w tym zestawieniu juniorów będących wychowankami klubu (jeśli nie jest wychowankiem jego średnia jest zaliczana do średniej drużyny pod warunkiem, że znajduje się w grupie pięciu najwyższych). Jeżeli dany klub inwestuje w młodzież, to powinien mieć z tego sportowe profity. Mając na przykład świetnego młodzieżowca lub nawet dwóch dlaczego nie miałby z tego powodu skorzystać przy budowie drużyny. A zakładając, że w takim układzie miałby wyższy KSM od kilku innych zespołów to i tak jest to lepszy wariant niż puszczenie wszystkiego na żywioł, jak to ma miejsce obecnie.
Drugi pomysł to stworzenie kilku grup na wzór modelu duńskiego. Tam funkcjonują cztery grupy (A, B, C i D). Do pierwszej są zaliczani najlepsi żużlowcy świata, którzy zdecydowali się na jazdę w ich lidze, do kategorii B i C kwalifikuje się średniej klasy zawodników a do kategorii D młode duńskie talenty. I tak, zawodnicy z kategorii A mają przydzielone 8 punktów, B - 6 pkt. C - 3 punkty i D - 1 pkt. Suma punktów drużyny musi wynosić maksymalnie 24 a minimalnie 19 punktów. System ten ma tą zaletę, że na równi są traktowani na przykład zawodnicy światowej klasy bez względu na ich rzeczywisty KSM. Pozwala to uniknąć dokładnego liczenia co do dziesiątej części punktu. Na przykład Niels Kristian Iversen, choć ma wyższą średnią od Mateja Zagara, Nicki Pedersena, Chrisa Holdera i wielu innych żużlowców ze światowej czołówki, to w tym systemie miałby liczoną tę samą średnią. Oczywiście modelu duńskiego nie można wprost przekopiować na polski grunt, gdyż wtedy w poszczególnych meczach jeździło więcej przeciętnych zawodników niż topowych, ale zaczerpnąć z tego modelu niektóre pomysły naprawdę warto.
Jaki wysoki powinien być KSM na drużynę? Tu też nie ma większego problemu z wyliczeniem. Wystarczy wziąć np. obliczyć średnią dla 60 najlepszych żużlowców startujących w ekstralidze, a następnie pomnożyć przez pięć (w przypadku, gdy nie liczymy juniorów) lub sześć i ewentualnie zaokrąglić w górę. KSM nie powinien być zbyt niski, bo jak wspomniałem, promowałby wtedy słabeuszy. Brak KSM-u może jednak doprowadzić do budowania ,,dream teamów’’ i w konsekwencji do dalszego spadku zainteresowania meczami. Zwłaszcza tymi jednostronnymi…
Robert Borowy
Tej wiadomości nigdy nie chcieliśmy usłyszeć, ale niestety. Usłyszeliśmy ją równo rok temu, kiedy to w gorzowskim szpitalu odszedł jeden z najlepszych żużlowców Stali Gorzów w historii klubu.