2013-11-28, Sport
Nicki Pedersen podpisał kontrakt w Unii Leszno! Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie jedno ale…
Kilka miesięcy temu byliśmy świadkami mega skandalu podczas meczu Unii Leszno z PGE Marmą Rzeszów. Zapewne pamiętają Państwo te słynne 75:0. Goście nie zdobyli nawet punktu, bo nie dali sobie szansy, odmawiając wyjazdu na tor ze względu – jak to stwierdzili – na niebezpieczną nawierzchnię. Prezes Unii Józef Dworakowski publicznie oskarżył wprost Nicki Pedersena o storpedowanie widowiska. W ocenie prezesa to Duńczyk przekonał panią prezes Marmy Martę Półtorak oraz pozostałych zawodników, żeby nie jeździć. Uczynił to dlatego, że sam znajdował się w kiepskim stanie fizycznym. Ciągle jeszcze leczył połamane nadgarstki. Kiedy rzeszowianie zrezygnowali z wyjazdu na tor na Duńczyka posypały się gromy. Został on znienawidzony przez wielu leszczyńskich kibiców i przynamniej część działaczy, gdyż Unia straciła finansowo. Nie tylko musiała zapłacić zawodnikom za maksimum punktów, ale również zwrócić pieniądze kibicom za bilety. Do tego doszły straty wizerunkowe. Już do końca sezonu na stadion Alfreda Smoczka przychodziło niewiele ludzi.
Minęło kilka miesięcy i co? Pedersen stał się bożyszczem Leszna? Na razie zachwyceni nim są nowy prezes klubu Piotr Rusiecki oraz nowy menedżer (trener) Paweł Jąder. Czy kibice również? Tego na razie nie dowiemy się, ale zapewne będzie jak w przypadku przejścia Tomasza Golloba do Torunia. Gdzieś tam niewielka grupka autentycznych leszczyńskich fanów zaprotestuje, lecz większość będzie szczęśliwa pod jednym warunkiem: jeżeli Duńczyk będzie wygrywał wyścig za wyścigiem.
W żużlu jest jak w polityce. Nigdy nie mów nigdy. Jeżeli stoisz po jednej stronie barykady musisz frontalnie atakować przeciwników. Najlepiej jak czynić to z pierwszego szeregu, bo wtedy dasz się zauważyć. Jeżeli pewnego dnia przejdziesz na ich stronę, wtedy nie miej skrupułów niszczyć swoich dotychczasowych przyjaciół. A wszystko w imię… pieniędzy. Bo nie poglądów. Je można zmienić w ciągu godziny. Reszta dzisiaj się nie liczy. Dlatego nie udawajmy zdziwienia gwałtownym spadkiem zainteresowania żużlem. Jeszcze jak drużyna wygrywa, kibic przyjdzie na ten stadion. Wystarczą jednak potknięcia i tak jak ostatnio w Bydgoszczy czy Rzeszowie stadion świeci pustkami. Bo dzisiejsi działacze zapomnieli, że obok pieniędzy są jeszcze pewne wartości. Jak się o nich zapomni, wtedy mamy takie dziwaczne sytuacje, jakie mamy. Czy to dobrze, nie mnie oceniać…
Robert Borowy
Tej wiadomości nigdy nie chcieliśmy usłyszeć, ale niestety. Usłyszeliśmy ją równo rok temu, kiedy to w gorzowskim szpitalu odszedł jeden z najlepszych żużlowców Stali Gorzów w historii klubu.