2014-07-10, Sport
Zamiast sportowych emocji, w środowy wieczór na brazylijskim mundialu piłkarze Holandii i Argentyny zafundowali nam smętną kołysankę. Dawkę adrenaliny, poczuliśmy tylko przy rzutach karnych.
Wydawało się, że wobec mało przekonywającej postawy zespołu Lionela Messiego w dotychczasowych meczach, zmotywowana i mająca w sumie więcej atutów jedenastka Oranjes, nie powinna mieć większych problemów z awansem do finału. Pierwszym zaskoczeniem dla mnie była asekuracyjna, wręcz zachowawcza postawa trenera Louisa van Gaala, który pozostawił tym razem na ławce 20-letniego napastnika Memphisa Depaya, potrafiącego nie tylko rozerwać szybkim rajdem defensywę rywali, lecz i strzelać gole, co udowodnił już na mundialu. Z drugiej strony, trudno mi zrozumieć uporczywe trwanie przy 34-letnim Dirku Kuycie, piłkarzu pracowitym, lecz mało kreatywnym, grającym w jednostajnym rytmie, częściej do tyłu lub wszerz boiska, a rzadko do przodu, na zaskoczenie rywali.
Zresztą gra Holendrów w całym meczu pokazała aż nazbyt dobitnie, że selekcjonerowi najzwyczajniej zabrakło odwagi. W swoim stylu próbował szaleńczych rajdów Arjen Robben, lecz przeważnie bez wsparcia kolegów. Miotał się pod polem karnym przeciwnika Robin van Persie, był jednak daleki od formy z ligi angielskiej. Próbował dojść do pozycji strzeleckich Wesley Sneijder, ale i on miał źle nastawiony celownik. To wszystko było jednak i tak za mało, by zaskoczyć wzmocnioną i dobrze zorganizowaną defensywę Argentyny. Oranjes nie atakowali z impetem, większymi siłami, bo mieli jakby zakodowane w głowach, że nie wolno zbytnio ryzykować. Utwierdził ich w tym przekonaniu ćwierćfinałowy mecz z Kostaryką, też przecież bezbramkowy, a wygrany ostatecznie w rzutach karnych.
Tylko, że nikt chyba nie przewidział, że tym razem van Gaal nie będzie mógł skorzystać z usług bramkarza Tima Krula, bohatera meczu z Kostaryką, który obronił w nim dwie ,,jedenastki''. Selekcjoner wykorzystał bowiem wcześniej wszystkie zmiany, które uniemożliwiły mu już powtórzenie manewru z ćwierćfinału. - Wszystkie trzy zmiany były niezbędne - tłumaczył później mętnie we własnej obronie. - Najpierw musiałem zdjąć Indiego, bo miał już na swoim koncie żółtą kartkę i często faulował. Trzymanie go byłoby zbyt wielkim ryzykiem. De Jong grał z kontuzją i bałem się, że dalszy występ mu zaszkodzi. W dogrywce zamieniłem Van Persie'ego na Huntelaara, bo ten pierwszy był wykończony i zwyczajnie brakowało mu sił.
Można więc spytać selekcjonera: Czy musiał pan w ogóle wystawiać do tego meczu nie w pełni sprawnego, a w dodatku będącego w kiepskiej formie de Jonga? Van Persie też nie umarłby pewnie na boisku i nic wielkiego by się raczej nie stało, gdyby przyszło mu doczłapać do końca dogrywki.
Jeden z poirytowanych internautów, pewnie zagorzały kibic drużyny Oranjes, napisał dziś rano: ,,Może po prostu trzeba zacząć szukać błędów u siebie, a nie wokół? Cały van Gaal!''
W pełni podpisuję się pod tą opinią, choć jeszcze wczoraj przed meczem sądziłem, że charyzmatyczny - zdawało się - szkoleniowiec holenderskiej drużyny, wyciągnął wnioski z przeszłości. Prawda jest chyba jednak taka, że van Gaal miał przed meczem z Argentyną spodnie pełne strachu. Zawsze butny, otoczony tłumem pomagierów-podpowiadaczy, gotowych w razie wpadki wziąć część winy na siebie. Oprócz odwagi, selekcjonerowi Oranjes brakuje też chyba odrobiny choćby szaleństwa, inaczej mówiąc - skłonności do hazardu. Cechuje to ponoć tylko prawdziwych facetów, tych ,,z jajami''!
Tym razem triumfuje więc Argentyna, o której szerzej napiszę przed niedzielnym finałem na Maracanie.
Janusz Dobrzyński
Znakomicie zaprezentowali się młodzi lekkoatleci AZS AWF Gorzów podczas mistrzostw Polski U-23 w Krakowie.