Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Sport »
Arnolda, Edgara, Elżbiety , 8 lipca 2025

Mundial 2014: Czekając na błysk Messiego

2014-07-13, Sport

Trwające miesiąc i jeden dzień zmagania na brazylijskim mundialu, dobiegną dziś końca. Cały świat zadaje sobie ostatnie pytania: Niemcy czy Argentyna? Europa czy Ameryka Południowa? Philipp Lahm czy Lionel Messi?...

medium_news_header_8102.jpg

W opiniach większości obserwatorów, faworytem jest niemiecka drużyna, mająca w składzie więcej zawodników zdolnych zaskoczyć rywali i przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swego zespołu. W teamie Joachima Loewa trudno znaleźć jakiś słaby punkt, a gdy nawet któryś z piłkarzy ma chwilę słabości, zawsze może zastąpić go inny, zwykle równie groźny.

W odróżnieniu od finałowych rywali, praktycznie każdy zawodnik drużyny Niemiec może strzelać bramki. A fakt, że dwaj najskuteczniejsi, czyli Miroslav Klose (w sumie już 70 goli) i Lukas Podolski (46), nie mają nawet pewnego miejsca w składzie, potwierdza tylko siłę tej reprezentacji.

O jej znanych powszechnie walorach (dyscyplina taktyczna, twardość w grze, waleczność, świetne przygotowanie motoryczne), pisałem już w poprzednich dniach mundialu. Największym atutem Niemców jest jednak według mnie mentalność, a więc: pewność swojej siły i wartości, świadomość celu, odporność na stres i niezachwiana wiara w sukces do końcowego gwizdka sędziego. To właśnie te cechy powodują, że - jak mawiał kiedyś słynny Gary Lineker: ,,Po boisku biega zwykle 22 zawodników, lecz na końcu zawsze wygrywają Niemcy''...

Proszę choćby zauważyć, jak rzadko w ich reprezentacji zdarza się, by jakiś zawodnik pozwolił sobie na chwilę nieodpowiedzialności: niepotrzebny faul, obrazę sędziego bądź uderzenie rywala, skutkujące zwykle czerwoną kartką. Wręcz odwrotnie, to Niemcy potrafią doskonale wymuszać faule rywali, wytrącać ich z rytmu gry lub sprowokować jakąś drakę...

Pod względem wartości czysto piłkarskich (panowanie nad piłką, łatwość dryblingów, polot w grze), nieco wyżej stoją akcje rywali. Dzięki jednak perfekcyjnej organizacji pracy kadry i zaplanowanym w najdrobniejszych szczegółach przygotowaniom, to Niemcy zwykle przystępują do gry z przewagą już na starcie.          

O jakości gry Argentyńczyków, decyduje kilka indywidualności. O roli z Messiego, nie trzeba nikogo przekonywać, podobnie jak Javiera Mascherano, nominalnego pomocnika, a de facto łatającego wszelkie dziury i potknięcia kolegów pod własną bramką. W moim odczuciu, kluczową rolę może jednak odegrać Angel Di Maria, także nominalny pomocnik, lecz z zupełnie innymi zadaniami w grze. To jedyny, obok Messiego, zawodnik zespołu Albicelestes, zdolny w pojedynkę wymanewrować kilku rywali i odegrać piłkę do partnera bądź sam zakończyć akcję strzałem. Sęk w tym, że jest chimeryczny, a ponadto raczej delikatnej konstrukcji fizycznej i podatny na kontuzje. Jeśli nawet lekarz zezwoli mu na grę po bolesnym urazie mięśnia uda odniesionej w ćwierćfinale, trener Argentyńczyków będzie drżał przez cały czas, by w starciach z twardo i zdecydowanie grającymi Niemcami, uraz się nie odnowił. Są wprawdzie jeszcze w przednich formacjach szybki i dynamiczny Ezequiel Lavezzi oraz groźny w polu karnym Gonzalo Higuain, pierwszy jest jednak nieco chaotyczny i raczej surowy taktycznie, drugi zaś nieregularny w grze i często nieskuteczny pod bramką rywali.

Wielką niewiadomą jest dla mnie na tych mistrzostwach Sergio Aguero, uznawany kiedyś za talent równy Messiemu, co potwierdzał zarówno w Atletico Madryt, jak i do niedawna w barwach Manchesteru City. Jednak w lidze angielskiej zaczął mieć problemy ze zdrowiem, z których właściwie nie wykaraskał się do dziś. Cóż, pozostaje więc nie tracić wiary w geniusz Messiego, choć i jego stan fizyczny budzi wątpliwości i obawy. Nie ukrywa ich nawet ojciec gwiazdy Barcelony, a potwierdza na boisku niemal całkowity brak charakterystycznych przebojów i zabójczych dla rywali sprintów w jego grze. Argentyńscy kibice czekają więc choćby na jakiś błysk geniuszu lub jeden zaskakujący strzał, który powali na kolana rywali.

Też życzę tego Lionelowi, choć - prawdę mówiąc - już raczej w to nie wierzę...

Kończąc, wróćmy jeszcze na chwilę do sobotniego meczu o brąz, pomiędzy Holandią i Brazylią. Zgodnie z naszymi przewidywaniami, Canarinhos już nie podnieśli się z kolan po klęsce z Niemcami (1:7). Bo choć bardzo się starali, znów przegrali, tym razem 0:3. Dwaj już chyba nieco stetryczali szkoleniowcy Brazylii, a więc selekcjoner Luiz Felipe Scolari i dyrektor techniczny Carlos Alberto Parreira, także i tym razem prochu nie wymyślili. A pretensje mogą mieć głównie do siebie, bo to przecież oni oparli swą kadrę na zawodnikach w większości już wypalonych, w dodatku predestynowanych raczej do gry destrukcyjnej, a nie kreatywnej.

   

Za to holenderski selekcjoner Louis van Gaal jakby wysłuchał naszych rad i tym razem pozwolił swym piłkarzom na odrobinę szaleństwa w grze. Efekt był taki, że Oranjes zagrali szybko i z polotem, zaskakując gospodarzy głównie kontrami. Inna rzecz, że podobnie jak w początkowej fazie turnieju, znów nie popisali się sędziowie, tym razem z Algierii. W niezrozumiały dla mnie sposób odpuścili Holendrom dwa rzuty karne, zaś kapitanowi brazylijskiego zespołu - ewidentną czerwoną kartkę już w trzeciej minucie gry!

Pomarańczowi pozostali więc niepokonani i mogą wracać do kraju z podniesionym czołem. Ja jednak wciąż uważam, że w tym roku stać ich było na wszystko, z tytułem mistrza świata włącznie. Nie sądzę jednak, że Louis van Gaal uderzy się w piersi. Przynajmniej nie we własne...  

Janusz Dobrzyński 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x