2014-07-14, Sport
Po blisko ćwierćwieczu, reprezentacja Niemiec wróciła na tron światowego futbolu.
Przełamała przy tym kolejną barierę, jaką było pasmo niepowodzeń drużyn europejskich w finałach mistrzostw świata rozgrywanych na tym ,,elektrycznym'' kontynencie.
Osobiście mógłbym mieć satysfakcję z takiego rozwiązania, bo w niedzielę na Maracanie potwierdziło się praktycznie każde słowo, jakie napisałem na tym forum w komentarzu przed finałem Niemcy - Argentyna 1:0.
A jednak czułem pewien zawód, bo sercem byłem - jak zwykle - za Latynosami. Z każdą jednak upływającą minutą meczu utwierdzałem się w przekonaniu, że Argentyńczycy nie wygrają tego spotkania, choć zaprezentowali się znacznie lepiej niż można było przypuszczać! Dzięki lepszej technice, a także agresji i bojowości w grze, wywierali na Niemcach taką presję, że ci tracili momentami zwykłą pewność siebie. Stąd kilka wręcz szkolnych błędów i trzy wielkie szanse rywali: Gonzalo Higuaina, Leo Messiego i Rodrigo Palacio. Na szczęście dla Niemców, gracze Albicelestes nie potrafili ich wykorzystać, bo w końcowej fazie ich ofensywnych akcji zabrakło po prostu jakości.
Wyrok na Argentyńczykach zapadł w 113 minucie meczu, a wykonał go z zimną krwią niedawny kolega polskiego tercetu z Borussii Dortmund (a dziś już tylko Roberta Lewandowskiego w Bayernie Monachium), 22-letni Mario Goetze, uznawany od kilku sezonów za wielki talent niemieckiego futbolu. Na boiskach Brazylii pozostawał trochę w cieniu kolegów, ale w decydującym momencie finału to jednak on - kapitalną sztuczką - przystawił stempel na sukcesie zespołu Joachima Loewa.
W ten sposób zmaterializowała się raz jeszcze słynna już i przytaczana przed finałem maksyma byłego reprezentanta Anglii Gary'ego Linekera, że ,,... na końcu i tak wygrywają Niemcy''! Bo - to właśnie szczególnie podkreślałem - oni są zawsze cierpliwi, do bólu konsekwentni w grze, co zwykle przynosi im oczekiwany końcowy efekt i nagrodę w postaci zwycięstwa. Zwracałem też wcześniej uwagę na szeroką gamę możliwości taktycznych i manewrów kadrowych niemieckiego selekcjonera, wypływającą z bardzo wyrównanego składu jego ekipy. Znalazło to potwierdzenie w końcówce meczu, bo wspomnianą ,,złotą'' akcję przeprowadził właśnie duet zawodników rezerwowych. Po rajdzie lewym skrzydłem piłkę dośrodkował ruchliwy Andre Schuerrle, a wspomniany Goetze przyjął ją na pierś i kapitalnym wolejem posłał w dalszy róg bramki, tuż przy słupku, nie dając szans czujnemu dotąd bramkarzowi Argentyny Sergio Romero.
Uszczęśliwiony kapitan niemieckiego zespołu Philipp Lahm uniósł więc w geście triumfu złoty FIFA World Cup, zaś jego kolega Manuel Neuer - uznany za najlepszego bramkarza mistrzostw - symboliczne Złote Rękawice. Równie usatysfakcjonowany wyjedzie zapewne z Brazylii najstarszy gracz niemieckiego zespołu, 36-letni Miroslav Klose, który zdobywając w swoim czwartym starcie dwa kolejne gole, został najskuteczniejszym strzelcem w historii finałów MŚ (z dorobkiem 16 trafień). Przypomnijmy, że Miro urodził się w Opolu, choć w odróżnieniu od Lukasa Podolskiego, raczej niechętnie przyznaje się do polskich korzeni...
Dodajmy jeszcze, że Złotą Piłkę dla najlepszego zawodnika całego turnieju, otrzymał Messi, co może wzbudzać pewne kontrowersje. A dość niespodziewanym królem strzelców został 23-letni Kolumbijczyk James Rodriguez, zdobywca sześciu goli w pięciu zaledwie spotkaniach.
I tak oto ,,mundial u stóp Jezusa'', czyli XX mistrzostwa świata ,,BRAZYLIA 2014'', dobiegły końca. Po raz jedenasty tytuł wywalczyła drużyna z Europy, ale po raz pierwszy dokonała tego na kontynencie południowoamerykańskim, gdzie futbol jest traktowany niemal jak religia! A najdłużej w mojej pamięci pozostaną obrazki z trybun, przedstawiające płaczących kibiców, zwłaszcza kobiet i dzieci z Brazylii, Chile, Urugwaju, Kolumbii i Argentyny, po porażkach ich narodowych zespołów. Smutne i wzruszające zarazem, a także dowodzące, jak wielka jest magia futbolu...
Janusz Dobrzyński
Znakomicie zaprezentowali się młodzi lekkoatleci AZS AWF Gorzów podczas mistrzostw Polski U-23 w Krakowie.