2014-07-24, Sport
W sobotę, 26 lipca rozpoczyna się Drużynowy Puchar Świata, który będzie składał się z czterech aktów. Do walki o medale przystępuje dziewięć zespołów.
Do pierwszego starcia dojdzie w Wielkiej Brytanii, gdzie w półfinale na torze King’s Lynn pojadą ekipy gospodarzy, Australii, USA i Włoch. Zdecydowanym faworytem do bezpośredniego awansu do finału jest zespół z Antypodów, w szeregach których ma już pojechać Chris Holder. Obok niego ,,Kangury’’ zgłosiły Darcy Warda, Troya Batchelora oraz Jasona Doyle’a. Trudno będzie pokonać tak silny kwartet, a jedynymi, którzy mogą o to się pokusić są Wyspiarze, w barwach których pojadą Tai Woffinden, Daniel King, Chris Harris i Simon Stead. O trzecią pozycję powalczą Amerykanie i Włosi, a stawką będzie awans do czwórmeczu barażowego. Faworytem są ci pierwsi i nie powinni mieć z tym kłopotów, gdyż sam Greg Hancock zapewne wywalczy więcej punktów niż cała ekipa Italii. Ci ostatni na pewno nieźle grają w piłkę, ale jeździć na żużlu to jeszcze długo muszą się uczyć. Dla nich sam awans do półfinału jest ogromnym sukcesem, choć już przed dziesięcioma laty mogli cieszyć się z siódmej pozycji w całych rozgrywkach.
Trzy dni później, 29 lipca odbędzie się drugi półfinał, a areną zmagań będzie tor w Vasterwik. I tu trochę niespodziewanie faworytem będą Szwedzi, jadący w zestawieniu Andreas Jonsson, Thomas Jonasson, Peter Ljung i Oliver Berntzon. Pomimo, że gospodarze nie pojadą w najsilniejszym składzie, zabraknie Fredrika Lindgrena oraz Antonio Lindbaecka, to powinni wykorzystać atut własnego toru. Zwłaszcza, że zdecydowani kandydaci do wygranej Duńczycy na razie nie wystawili do walki swoich najlepszych żużlowców. W Vasterwik nie pojadą Nicki Pedersen, Niels Kristian Iversen oraz Kenneth Bjerre. Z podstawowego składu ujrzymy tylko Petera Kildemanda. Uczestników Grand Prix zastąpią natomiast Hans Andersen, Mads Korneliussen oraz Bjarne Pedersen. Ta niespodziewana zagrywka taktyczna menedżera aktualnych wicemistrzów świata Andersa Sechera ma w ocenie wielu ekspertów jeden cel: pojechać w barażu. Wystawienie najlepszych zawodników zapewne spowodowałoby pewne zwycięstwo i bezpośredni awans do bydgoskiego finału, który odbędzie się 2 sierpnia. Desygnowanie do jazdy drugiego garnituru powoduje, że Duńczycy mogą przegrać ze Szwedami a wtedy trafią do barażu, zaplanowanego na 31 lipca, również w Bydgoszczy. Ktoś powie, że w barażu Dania bez problemów sobie poradzi. Z drugiej strony co będzie, jak w King’s Lynn Wielka Brytania niespodziewanie wygra z Australią i wówczas w turnieju barażowym pojadą Dania i Australia. A awans do finału uzyska tylko jeden zespół. Niewykluczone są oczywiście zmiany i kto wie, czy w zależności od rozstrzygnięcia w King’s Lynn trener Secher w ostatniej chwili nie wystawi swoje gwiazdy już w półfinale? Skład barażu prawdopodobnie uzupełnią rewelacyjnie jeżdżący przed rokiem żużlowcy Łotwy, którzy w Vasterwik nie powinni mieć problemów z pokonaniem Czechów.
A gdzie w tej całej plejadzie zespołów jest reprezentacja Polski? – zapewne wielu kibiców się zastanawia. Spokojnie, na mocy zmian regulaminowych od 2012 roku gospodarz finału ma zapewnione miejsce od razu w decydującej rozgrywce, co oznacza, że w najgorszym przypadku biało-czerwoni skończą tegoroczną rywalizację na czwartej pozycji. Oczywiście nikt nie dopuszcza takiej myśli, ale póki co, gospodarze ostatnich dwóch turniejów, od kiedy obowiązuje wspomniany przepis, kończyli mistrzostwa bez medalu. Tak było w 2012 roku w Malilli ze Szwedami i tak było przed rokiem w Pradze z Czechami.
Na temat szans Polaków i innych drużyn zapewne będzie jeszcze okazja napisać w przyszłym tygodniu. Teraz przypomnijmy sobie pokrótce dotychczasową historię Drużynowego Pucharu Świata, a właściwie drużynowych mistrzostw świata, bo taka nazwa jest bardziej rozsądna. W tym roku zostanie rozdany 55 komplet medali, gdyż do pierwszych finałowych zawodów doszło w 1960 roku w Goeteborgu. Triumfowali wówczas żużlowcy Szwecji przed Wielką Brytanią i Czechosłowacją. Czwarte miejsce przypadło Polakom, którzy już rok później świętowali pierwsze złoto w tej rywalizacji.
Niewielu kibiców zapewne pamięta, że pomysłodawcą rozgrywek byli polscy dziennikarze z tygodnika ,,Motor’’, którzy również ufundowali puchar - srebrną wazę z epoki stanisławowskiej. Była to nagroda przechodnia, ale z zaznaczeniem, że zespół który wygra trzy razy z rzędu może przejąć puchar na własność. Tak też się stało już w 1964 roku, a nowym właścicielem wazy zostali Szwedzi. Zmusiło to redakcję do przygotowania kolejnej nagrody, tym razem srebrnego pucharu z okresu Księstwa Warszawskiego. Bardzo blisko jego zdobycia byli Polacy, którzy po zwycięstwach w finałach w 1965 i 66 roku, w trzecim podejściu przegrali ze Szwedami na torze w Malmoe zaledwie sześcioma punktami.
W latach 1971-73 najlepszymi na globie byli żużlowcy Wielkiej Brytanii, w barwach których mogli w tamtym czasie startować też Australijczycy czy Nowozelandczycy, co było istotnym wzmocnieniem. Kiedy redakcja ,,Motoru’’ szykowała kolejną nagrodę, Brytyjczycy przekazali puchar dla Międzynarodowej Federacji Motocyklowej z ofertą, by stanowił on wieczystą nagrodę przechodnią dla kolejnych drużynowych mistrzów świata. Gest ten został przyjęty z euforią i przez kolejne 26 lat puchar stanowił symbol mistrzostw. Jako ostatni w 2000 roku odebrali go w angielskim Coventry żużlowcy Szwecji. Rok później we Wrocławiu walczono już o nowe trofeum im. Ove Fundina, które stało się ,,znakiem rozpoznawczym’’ nowej formuły mistrzostw - Drużynowego Pucharu Świata. Pomysłodawcą żużlowego mundialu byli przedstawiciele firmy BSI, którzy w tym okresie zakupili prawa do organizacji Grand Prix i wspomnianych drużynowych mistrzostw świata.
Wiele finałów na zawsze pozostanie w pamięci kibiców choćby ze względu na ich dramatyczny przebieg. Ci najstarsi pamiętają pierwszy finał w Polsce w 1961 roku. Ze względu na czterogodzinne opóźnienie samolotu z Londynu do Wrocławia na pokładzie którego lecieli reprezentanci Wielkiej Brytanii oraz dwaj mistrzowie ,,Trzech Koron’’ Ove Fundin i Bjoern Knutsson, zawody zaczęły się o siódmej wieczorem. Po 11 wyścigach nad stadionem olimpijskim we Wrocławiu zrobiło się całkowicie ciemno, a że nie było wtedy jupiterów pojawiła się groźba przerwania mistrzostw. Ktoś wpadł jednak na niecodzienny pomysł wpuszczenia na pas bezpieczeństwa… 30 samochodów osobowych i przy świetle ich reflektorów dokończono mistrzostwa. Polacy wygrali jednym punktem z faworyzowaną Szwecją.
Sześć lat później wszyscy finaliści dostali medale, gdyż ekipy Wielkiej Brytanii i ZSRR zakończyły zawody z dorobkiem po 19 punktów, a ówczesny regulamin nie przewidywał ani biegu dodatkowego, ani rzutu monetą ani innej formy rozstrzygnięcia podziału miejsc przy równej liczbie punktów. I tak oba zespoły zostały sklasyfikowane na trzeciej pozycji. W 1976 roku finał zaplanowano na londyńskim torze White City. Nic dziwnego, że murowani faworyci, zdobywcy mistrzowskich tytułów wcześniejszych pięciu lat (1971-75), żużlowcy z Wysp Brytyjskich już szykowali się do zdobycia szóstego z rzędu złota. Pojawił się jednak problem, a mianowicie debiutująca w mistrzostwach ekipa Australii wyeliminowała gospodarzy w półfinale, a potem sięgnęła po główny laur. Sytuacja ta powtórzyła się jeszcze dwukrotnie. W 1979 roku na White City wygrała drużyna Nowej Zelandii, uprzednio eliminując Anglików a trzy lata później tej samej sztuki dokonali Amerykanie, oczywiście na... White City. Gorzowscy fani żużla najmilej wspominają 1977 rok, kiedy to we Wrocławiu biało-czerwoni wywalczyli srebrny medal, a w ich składzie pojechało aż czterech gorzowian – Edward Jancarz, Jerzy Rembas, Bogusław Nowak i Ryszard Fabiszewski. Tym piątym, uzupełniającym skład zawodnikiem był zaś Marek Cieślak, obecny trener polskich ,,orłów’’.
W latach 1987-88 zrezygnowano z jednodniowych finałów na rzecz rozgrywania trzech turniejów. Nie był to jednak trafiony pomysł i już w 1989 roku powrócono do klasycznego podziału medali. Od 1994 roku przez kolejne cztery lata finały DMŚ odbywały się w dawnej formule mistrzostw świata par. Drużyny liczyły tylko po trzech zawodników, przy czym ten trzeci był rezerwowym. Ten pomysł również się nie sprawdził, dlatego już w 1999 roku w Pardubicach powrócono do rywalizacji drużyn liczących po pięciu żużlowców.
A od 2001 roku emocjonujemy się rywalizacją w ramach DPŚ. Z ostatnich lat w pamięci polskich kibiców najbardziej zapamiętane zostaną dwa finały w Lesznie (2007 i 2009) oraz w Vojens (2010), Gorzowie (2011) i ubiegłoroczny w Pradze. We wszystkich tych turniejach o mistrzostwie świata dla Polaków decydowały najczęściej ostatnie wyścigi.
Najwięcej w historii złotych medali mają Duńczycy – czternaście. Jedenaście tytułów wywalczyli Polacy, dziesięć Szwedzi, dziewięć Wielka Brytania, pięć USA, cztery Australia oraz jeden Nowa Zelandia. Z tego grona szanse (przynajmniej teoretyczne) na poprawienie bilansu ma więc sporo, bo sześć drużyn. Realnie jednak oceniając najwyższe notowania są po stronie Polski, Danii i Australii.
Robert Borowy
Klasyfikacja medalowa DMŚ/DPŚ |
|||||
M-ce |
Drużyna |
Złoto |
Srebro |
Brąz |
Razem |
1. |
Dania |
14 |
8 |
7 |
29 |
2. |
POLSKA |
11 |
7 |
8 |
26 |
3. |
Szwecja |
10 |
10 |
13 |
33 |
4. |
Wielka Brytania/Anglia |
9 |
13 |
9 |
31 |
5. |
USA |
5 |
4 |
7 |
16 |
6. |
Australia |
4 |
4 |
2 |
10 |
7. |
Nowa Zelandia |
1 |
0 |
0 |
1 |
8. |
ZSRR/Rosja |
0 |
6 |
4 |
10 |
9. |
CSRS/Czechy |
0 |
2 |
3 |
5 |
10. |
RFN/Niemcy |
0 |
0 |
2 |
2 |
Znakomicie zaprezentowali się młodzi lekkoatleci AZS AWF Gorzów podczas mistrzostw Polski U-23 w Krakowie.