2014-08-27, Sport
Już 30 sierpnia na gorzowskim torze rozegrany zostanie kolejny turniej Grand Prix, w którym pojedzie między innymi junior gorzowskiej Stali Bartosz Zmarzlik.
Zanim jednak ujrzymy go trzeci raz w walce z najlepszymi żużlowcami świata powróćmy jeszcze do ostatniej soboty i finału drużynowych mistrzostw świata w duńskim Slangerup. Zawody rozegrane na 340-metrowym, ale bardzo trudnym po opadach deszczu torze zostały zdominowane przez Polaków, którzy po raz siódmy wywalczyli złoty medal. Dla gorzowianina jest to drugie złoto, ale…
- Kiedy przed rokiem w Pardubicach rozmawialiśmy po zawodach nie kryłeś rozczarowania minimalną przegraną, zaledwie jednym punktem z Duńczykami. Powiedziałeś wtedy, że chciałbyś wreszcie wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. I wysłuchałeś… - zagadnąłem Bartka tuż po dekoracji.
- Czekałem na to trzy lata, gdyż w 2011 roku nie awansowałem z kolegami do finału, potem byliśmy mistrzami świata, lecz kiedy chłopacy odbierali złote medale ja leżałem już w szpitalu po fatalnym złamaniu nogi. A przed rokiem było wspomniane wicemistrzostwo. Widać, że cierpliwość popłaca, gdyż doczekałem się tego szampana i miejsca na najwyższym stopniu podium. Jest to wspaniałe uczucie, medale są ładne, ale najbardziej cieszymy się, że zrewanżowaliśmy się Duńczykom podwójnie. Za ubiegły rok i za tegoroczną bydgoską porażkę naszych starszych kolegów.
- Jak ci się jeździło na tym trudnym nie tylko po opadach torze w Slangerup, ale również wyjątkowo wąskim?
- Duńskie tory są bliźniacze do obiektów szwedzkich, gdzie od dwóch lat startuję w lidze. Może nie są tak wąskie, mają jednak podobną nawierzchnię, mocno różniącą się od polskich. Jest mi coraz łatwiej ścigać się na tych nawierzchniach, gdyż powoli zaczyna procentować doświadczenie.
- W trzecim swoim wyścigu uzyskałeś najlepszy czas dnia 58,4 i niewiele zabrakło ci do pobicia rekordu toru należącego do twojego klubowego kolegi ze Stali, Nielsa Kristiana Iversena.
- Nawet o tym nie wiedziałem. Jeździło mi się bardzo fajnie, czułem że jestem szybki, stąd chyba tak dobry czas.
- A co powiesz o infrastrukturze obiektu, a na którym bądź co bądź rozgrywa się światowy finał, a nie ma nawet kilku rzędów ławek, brakuje też kawałka dmuchanej bandy na szczycie drugiego łuku, gdzie jest wjazd do parkingu?
- Przyznam szczerze, że już przyzwyczaiłem się do różnych dziwnych stadionów i teraz nie przywiązuję do nich większej wagi. Skupiam się na jak najszybszym poznaniu nawierzchni toru i dopasowaniu do niego sprzętu. Tak było teraz, gdyż tor po opadach deszczu początkowo był mega przyczepny, do tego miał sporo kolein i nierówności, ale po dokładnym wyrównaniu od drugiej serii jeździło się już bezpieczniej.
- W rywalizacji drużynowej masz już trzy medale i szanse na dwa kolejne w następnych latach. Ale chyba ciągle marzysz o medalu w rywalizacji indywidualnej. Czy ten cel jest dla ciebie priorytetowy?
- Oczywiście, bardzo chciałem awansować do finałowych turniejów w tym sezonie, ale niestety w krajowych eliminacjach miałem kłopoty ze sprzętem. Gdybym wtedy posiadał te silniki co mam teraz zapewne nie tylko bym wszedł do grona najlepszych zawodników, ale powalczyłbym o medal. Nie poddaję się jednak, jak wspomniałem cierpliwość często jest wynagradzana i postaram się sięgnąć po medal w tych rozgrywkach w przyszłym sezonie.
- Dziękuję za rozmowę.
Robert Borowy
Znakomicie zaprezentowali się młodzi lekkoatleci AZS AWF Gorzów podczas mistrzostw Polski U-23 w Krakowie.