2014-12-28, Sport
2014 rok powoli dobiega końca. Jaki on był dla gorzowskiego sportu?
Jak już pisaliśmy, gorzowscy sportowcy w mijającym roku przywieźli sporo medali z najważniejszych międzynarodowych imprez. Były też sukcesy w mistrzostwach Polski. I choć medale zawsze są cenne, to dla gorzowskich kibiców jeden ma szczególną wartość. Chodzi o złoto w drużynowych mistrzostwach Polski zdobyte przez żużlowców Stali. 31 lat czekaliśmy na ponowny triumf i cierpliwość ta została wreszcie wynagrodzona. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że miano ,,Drużyny Roku’’ należy się naszym żużlowcom.
Po dobrej końcówce poprzedniego roku w klubie uznano, że nie należy działać radykalnie i utrzymano trzon drużyny. Podziękowano za współpracę tylko najsłabiej spisującym się zawodnikom. Odeszli Daniel Nermark, Łukasz Jankowski, Paweł Hlib i Adrian Gomólski. Po rocznej przygodzie w Gnieźnie do Stali powrócił Matej Zagar, a drugą linię uzupełnił Piotr Świderski. Podpisano też umowę z młodym Duńczykiem Rasmunem Jensenem, ale ostatecznie nie wystąpił on w żadnym spotkaniu. Pomimo tych wzmocnień Stal wcale nie była murowanym kandydatem do walki o medale. Wyżej notowania stały takich ekip jak Falubaz Zielona Góra, Unibax Toruń (choć zaczynali oni rozgrywki z minusowym dorobkiem ośmiu punktów), Włókniarza Częstochowa, a nawet Unii Leszno. Byli tacy, którzy wyżej od gorzowian stawiali też Unię Tarnów. W klubie nic sobie z tych spekulacji nie czyniono.
- Nie myślimy o żadnych medalach. Dla nas priorytetem jest awans do czwórki najlepszych i całe przygotowania temu podporządkowaliśmy – mówił w lutym trener Piotr Paluch. Wtórowali mu działacze, którzy zachowywali wyjątkowy spokój i skupiali się na finansowym zabezpieczeniu działalności spółki. Łatwo nie było, trzeba było posiłkować się nawet kredytem, lecz – jak mówił prezes Ireneusz Maciej Zmora – wszystko było pod pełną kontrolą i klubowi nie groziła zapaść finansowa.
Stalowcy ruszyli do walki niczym taran. W inauguracyjnej kolejce pewnie pokonali we Wrocławiu tamtejszą Spartę 50:40, a tydzień później rozbili w puch przed własną publicznością Unię Leszno 57:33. I już w tym momencie zaczęły pojawiać się głosy, że oto mamy czarnego konia rozgrywek. Zachwycano się stylem jazdy gorzowian. Widać było, że jest to zespół a nie tylko zbiór indywidualności.
Sport potrafi jednak w krótkim czasie każdego sprowadzić z niebios na ziemię. I tak było ze Stalą, która w trzeciej kolejce dostała tęgie lanie w Tarnowie (31:59), w piątej nie była w stanie nic zrobić w Toruniu (33:57), a w szóstej przegrała w Zielonej Górze (40:50). I o Stali zapomniano. Zwłaszcza, że mający rewelacyjny początek sezonu Krzysztof Kasprzak doznał kontuzji zerwania więzadeł w lewym kolanie i nie było wiadomo, czy powróci do wysokiej formy. W połowie czerwca ponownie przypomniano sobie o Stali i Kasprzaku. Punktem zwrotnym było zwycięstwo w Częstochowie nad jadącym w najsilniejszym składzie Włókniarzem 48:42. Już w tym momencie stało się praktycznie pewne, że pojadą oni o medale. Kolejne występy tylko to potwierdziły, choć przydarzyła im się porażka na własnym torze z rewelacyjnie spisującą się tarnowską Unią (42:48). ,,Jaskółki’’ lały wszystkich jak popadnie i w rundzie zasadniczej przegrały tylko jedno spotkanie oraz jedno zremisowały. Pewnie zajęły pierwszą pozycję, stalowcy znaleźli się na drugim miejscu, a za nimi Falubaz oraz Unia Leszno.
Po zaledwie rocznej przerwie ponownie w fazie półfinałowej przyszło kibicom oglądać derby Ziemi Lubuskiej. Obie drużyny przystąpiły do nich osłabione. W wyniku wykrycia u Patryka Dudka niedozwolonych środków dopingujących, młody zielonogórzanin został zawieszony. Z kolei Krzysztof Jabłoński leczył kontuzję odniesioną podczas finału indywidualnych mistrzostw Polski. Stal natomiast straciła Nielsa K. Iversena. Duńczyk doznał zerwania więzadeł w lewym kolanie w trakcie gorzowskiej rundy Grand Prix. Na jednym z treningów odnowiła się ponadto kontuzja barku Tomaszowi Gapińskiemu i obaj już nie pojechali do końca sezonu.
W pierwszym pojedynku w grodzie Bachusa kapitalnie zaprezentował się Kasprzak (17), dzielnie wspomogli go Zagar (9) oraz Adrian Cyfer (7). Stal przegrała 41:49. - Jest to dużo i mało. Można te straty odrobić w dwóch biegach, ale zielonogórzanie zapewne wysoko zawieszą poprzeczkę na naszym obiekcie – mówił zaraz po spotkaniu Piotr Paluch.
Rewanż niespodziewanie był jednostronny, ale zanim do niego doszło, znowu było nerwowo przy okazji derbów. W pierwszym podejściu rozegrano zaledwie jeden wyścig. Gospodarze wygrali go podwójnie, zaś w drugim biegu na pierwszym łuku upadł junior gości Adam Strzelec i sędzia Artur Kuśmierz... zakończył zawody z powodu – jego zdaniem – niebezpiecznego toru. Do powtórki doszło trzy dni później, nawierzchnia toru na pewno prezentowała się lepiej, ale nie pomogło to zielonogórzanom. Stalowcy jeździli zbyt szybko, zwłaszcza Bartosz Zmarzlik, który wywalczył 17 punktów. Świetnie spisali się Kasprzak (14), Zagar (11) i Linus Sundstroem (10). W przyjezdnym teamie tylko Andreas Jonsson (13) próbował dotrzymywać kroku. Wygrana 62:28 tak wstrząsnęła Falubazem, że obrońcy mistrzowskiego tytułu nie pozbierali się już do końca sezonu. Gładko przegrali walkę o brązowy medal z Unią Tarnów, która wcześniej niespodziewanie dała sobie podciąć skrzydełka i nie sprostała w półfinale ,,Bykom’’.
I tak, w wielkim finale pojechały ekipy, na które przed rozgrywkami nikt nie postawiłby złamanego grosza. Może poza prezesami obu klubów. Do pierwszej odsłony finałowej batalii doszło w Lesznie. Na trybunach ,,dożynkowego’’ stadionu zasiadł nadkomplet widzów, którzy obejrzeli dobre widowisko. Jego bohaterem był gorzowski 19-latek – Bartosz Zmarzlik. Pojechał on siedem razy, sześciokrotnie mijając linię mety jako pierwszy. Stal była bliska wygranej. Skończyło się na porażce 44:46.
- W sporcie niczego nie można być pewnym, ale dzisiaj jestem gotowy postawić wszystkie pieniądze na to, że w rewanżu wygramy i spełni się marzenie wielu tysięcy naszych fanów – stwierdził Marek Towalski, pięciokrotny drużynowy mistrz kraju ze Stalą na przełomie lat 70. i 80., a od zakończenia kariery wierny kibic.
W tygodniu poprzedzającym finałowe potyczki w mieście nad Wartą wyczuwało się napięcie, ludzie nawet mało interesujący się sportem zastanawiali się czy żużlowcy wytrzymają presję. Bilety zeszły jak świeże bułeczki, a klub zachęcał mieszkańców do wywieszania flag w barwach żółto-niebieskich. Kiedy Krzysztof Kasprzak z Matejem Zagarem w 13 biegu zapewnili stalowcom mistrzostwo, w wielu miejscach rozgorzała zabawa. Największa radość panowała oczywiście na ,,Jancarzu’’, ale dopiero po rozegraniu dwóch nominowanych wyścigów. Wygrali je leszczynianie, lecz końcowy rezultat 49:41 był na korzyść Stali.
Finałem meczu była najpierw uroczystość związana z wręczeniem medali dla obu drużyn oraz pucharów, a potem ponad 15 tysięcy widzów obejrzało mistrzowski pokaz sztucznych ogni. Oczywiście nie mogło zabraknąć przemarszu zawodników po torze i nie tylko, gdyż w drodze na podium wskoczyli oni na trybuny i przybijali z kibicami popularne piątki. Był też przejazd działem samobieżnym i spalona marynarka prezesa Zmory, który zapewnił, że ma jeszcze kilka marynarek przygotowanych na kolejne lata.
RB
Znakomicie zaprezentowali się młodzi lekkoatleci AZS AWF Gorzów podczas mistrzostw Polski U-23 w Krakowie.