2015-10-16, Sport
Przed kilkoma laty gorzowscy kibice żeńskiego basketu emocjonowali się występami naszych akademiczek w Eurolidze, potem do głosu doszli koszykarze zielonogórskiego Stelmetu.
Stelmet pierwszy raz mistrzem Polski został przed dwoma laty i w nagrodę uzyskał prawo gry w elitarnej lidze z udziałem najlepszych drużyn Starego Kontynentu. Debiut nie należał do łatwych, biało-zieloni zajęli ostatnie miejsce w grupie z dwoma zwycięstwami oraz ośmioma porażkami na koncie. Gdy przed kilkoma miesiącami podopieczni trenera Saso Filipowskiego ponownie wygrali ligową rywalizację w Polsce wydawało się, że tym razem powinno być już łatwiej powalczyć o dobrą pozycję. Szybko jednak okazało się, że lubuski zespół wylosował bardzo utytułowanych rywali, z którymi trudno będzie zapewne powalczyć, ale…
- Przyjadą do nas tuzy koszykarskiej Europy z Barceloną na czele – nie kryją radości fani koszykówki z całego regionu, bo do Zielonej Góry jeździ też spora grupa kibiców basketu z północy województwa.
I już pierwszy pojedynek Stelmetu z Żalgirisem Kowno pokazał, że Euroliga to rzeczywiście taka piłkarska Liga Mistrzów. Koszykarze Żalgirisu, 14-krotni mistrzowie Litwy, triumfatorzy Euroligi z 1999 roku, przyjechali do grodu Bachusa z pięcioma aktualnymi wicemistrzami Europy. Przypomnijmy, że Litwa przed miesiącem przegrała w finale mistrzostw Starego Kontynentu z Hiszpanią, a w barwach naszego wschodniego sąsiada grali m.in. Renaldas Seibutis, Mantas Kalnietis, Paulius Jankunas, Robertas Javtokas i Lukas Lekavicius. Wszyscy oni przyjechali do Zielonej Góry i pokazali blisko 3,5-tysięcznej widowni grę na naprawdę dobrym poziomie. A jednak te wielkie gwiazdy o mały włos, a zeszliby z parkietu pokonane przez ambitnie walczących zielonogórzan. Mistrzowie Polski od pierwszych minut przyjęli twarde warunki narzucone przez Litwinów i przez większą część spotkania znakomicie bronili i dzięki temu prowadzili. Pod koniec trzeciej kwarty ta przewaga wzrosła nawet do 10 punktów (52:42) i gdyby nie fatalnie rozegrana ostatnia akcja w tej kwarcie przewaga mogła jeszcze wzrosnąć. Niestety, w ostatnich dziesięciu minutach gospodarze całkowicie się pogubili, byli nieskuteczni, zaczęli popełniać błędy w obronie i bardziej doświadczeni goście to wykorzystali, wygrywając całe spotkanie 66:62 (15:17, 19:18, 12:18, 20:9).
- W ostatniej kwarcie chyba przestraszyliśmy się, że możemy wygrać z tak silnym rywalem. Dziękuje kibicom za wspaniałą atmosferę i doping przez cały mecz – powiedział podłamany trener Saso Filipowski.
Porażki w sporcie zawsze bolą, zwłaszcza wtedy, kiedy wygrana była na wyciągnięcie ręki. Ale w sporcie liczy się też wola walki i atmosfera. A tego nie zabrakło w pięknej hali CRS w Zielonej Górze. I pomyśleć, że to dopiero początek goszczenia wielkich koszykarskich firm w naszym regionie. Już 30 października przyjedzie bardzo silny rosyjski zespół Lokomotiv Kubań Krasnodar, 6 listopada zobaczymy sześciokrotnego triumfatora Euroligi Panathinaikos Ateny, 26 listopada na parkiet hali CRS wybiegnie triumfator z 2003 roku Barcelona, a na koniec 18 grudnia mistrz Turcji – Pinar Karsiyaka Izmir. Już teraz można zacierać ręce, bo jeszcze nigdy w dziejach lubuskiego sportu nie mieliśmy u siebie tyle fantastycznych zespołów koszykarskich w tak krótkim czasie.
Szkoda tylko, że w Gorzowie dalej jedynie marzymy o hali i powrocie akademiczek do Euroligi. Jakby to było piękne, gdybyśmy tak mogli jeszcze oglądać również najlepsze europejskie zespoły kobiet…
Robert Borowy
Będący od początku listopada na sportowej fali szczypiorniści Rajbudu Development Stali Gorzów w ostatnim w 2025 roku meczu zagrali z Jurandem Ciechanów.