2015-12-05, Sport
Koszykarki KSSSE AZS PWSZ starały się, walczyły, ale ponownie nie miały armat w ataku i gładko przegrały z Energą Toruń 45:67.
- Niestety, w tej chwili – mówiąc językiem lekarskim – zespół znajduje się w stanie ciężkim, brakuje zwłaszcza wiary w to, że można wygrać z dobrym zespołem – mówi trener Dariusz Maciejewski. – W defensywie dziewczyny grają naprawdę nieźle, bo zatrzymanie torunianek na 67 punktach to dobry wynik. I to przy 21 zbiórkach Energi na naszej tablicy. Tego chyba nie było jeszcze w historii naszych gier w ekstraklasie. Ale najbardziej boli, że nie mamy odpowiedniego potencjału ofensywnego - przyznał nasz szkoleniowiec, który docenił też siłę obrończyń brązowego medalu z Torunia. – To jest drużyna, którą się rozpędza i jestem przekonany, że będzie walczyła do końca sezonu o najwyższe cele – podkreślił.
I znów trzeba tu sięgnąć po statystyki. Na 61 oddanych rzutów z gry gorzowianki trafiły tylko 17, z czego zaledwie dwa przy dziewięciu rywalek za trzy punkty. – Jesteśmy łatwi do rozszyfrowania przez każdego, gdyż nie mamy indywidualności. Tym razem nasi gracze zagraniczni nie stanowią o sile zespołu. Nie można oczywiście się poddawać, należy walczyć dalej i czekać na powrót Kelley Cain, który wzmocni nasz środek – dodał Dariusz Maciejewski.
Gorzowianki w meczu z Energą prowadziły przez 17 sekund. W pierwszej akcji meczu ładnym wejściem pod kosz popisała się Magdalena Szajtauer i otworzyła wynik. Po 17 sekundach wyrównała – jak się potem okazało - najskuteczniejsza zawodniczka meczu Victoria Macaulay, w szóstej minucie było już 15:4 dla przyjezdnych. I od tego momentu spotkanie stało się o tyle nudne, że dla wielu widzów zwycięzca był już tak naprawdę znany. Miejscowym nie można było odmówić woli walki, wielokrotnie kładły się na parkiet, żeby tylko nie oddać pola rywalkom, ale pod ich koszem często radziły nieporadnością. Tuż przed końcem trzeciej kwarty torunianki osiągnęły najwyższe prowadzenie 57:32, lecz dwa rzuty osobiste Angeli Goodrich oraz minimalnie wygrana czwarta kwarta pozwoliła akademiczkom na zmniejszenie strat o trzy oczka. Mała pociecha, ale w tej chwili cieszą każde nawet najdrobniejsze sukcesy. Za takowe można uznać trafienie do kosza czy wygranie jednej kwarty.
- Każda przegrana zbiórka w obronie to możliwość ponowienia ataku przez rywalki. I skoro przegrywamy własną deskę 17:21 to ciężko o korzystny wynik w meczu. W ataku nie radzimy sobie z twardą obroną, przez co brakuje czystych rzutowych pozycji. Proszę mi wierzyć, że walczymy na tyle, na ile potrafimy i nadal będziemy to czyniły – stwierdziła kapitan Katarzyna Dźwigalska.
Pomimo pewnej i wysokiej wygranej trener ,,Katarzynek’’ Elmedin Omanic wcale nie był do końca zadowolony z gry.
- Cieszę się z wygranej, ale to nie był dobry mecz w naszym wykonaniu – mówił po ostatniej syrenie. Pochwalił on gospodynie za walkę, stwierdził jednak, że młode gorzowianki były w trudnym położeniu, bo jego zawodniczki są bardziej doświadczone i silniejsze fizycznie. – Musimy dokładnie przeanalizować nasze problemy choćby z nadmierną ilością strat – dodał.
Ze zwycięstwa cieszyła się powracają na parkiet po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją Emilia Tłumak.
- Po słabym początku sezonu każda kolejna wygrana przybliża nas do fazy play off, a o to teraz walczymy. Musimy jeszcze popracować nad większą konsekwencją w grze oraz lepszym zrozumieniu się na parkiecie – powiedziała.
Robert Borowy
KSSSE AZS PWSZ Gorzów – Energa Toruń 45:67 (10:19, 13:22, 11:16, 11:10)
KSSSE AZS PWSZ: Goodrich 15, Szajtauer 9, Brown 6 (2x3), B. Jaworska 6, Naczk 5, Czarnodolska 2, K. Jaworska 2, Dźwigalska 0, Sobek 0, Witkowska 0.
Energa: Macaulay 16, Idczak 9 (3), Szczechowiak 9 (1), Walich 9 (1), Ajavon 7 (1), Kelley 6, Kudraszowa 6 (2), Misiek 5 (1), Tłumak 0, Darnikowska 0.
Szczypiorniści Stali Gorzów rozpoczęli rozgrywki w Lidze Centralnej wyjazdowym meczem w Ciechanowie.