2016-02-21, Sport
- Na pewno nie poddamy się, przed nami sporo grania i jeszcze wszystko jest możliwe – zapewnia po porażce w meczu na szczycie drugiej ligi nasz skrzydłowy Mateusz Stupiński.
Po 18 zwycięstwach przyszedł słabszy dzień i gorzowscy szczypiorniści doznali pierwszej porażki, przez którą mogą nie awansować do pierwszej ligi. Jadąc do Żukowa podopieczni Janusza Szopy wiedzieli, że mogą przegrać jedną lub nawet dwoma bramkami (pod warunkiem zdobycia przynajmniej 26 goli), ale polegli pięcioma. I to powoduje, że przy równej zdobyczy punktowej na koniec sezonu wyżej sklasyfikowani zostaną piłkarze ręczni GKS Żukowo.
- Liczymy, że nasi rywale do końca sezonu gdzieś się potkną, a jak nie, będziemy szukali swojej szansy w grach barażowych – mówi trener Janusz Szopa.
Tegoroczna dominacja obu zespołów w rozgrywkach jest tak miażdżąca, że już od kilku tygodni zwracaliśmy uwagę, że o losach awansu mogą zadecydować bezpośrednie spotkania pomiędzy Kancelarią Andrysiak Stalą oraz GKS Żukowo. Dlatego tak ważny był wyjazd gorzowian do kolebki haftu kaszubskiego. Gospodarze przed spotkaniem mówili wprost, że chcą awansować do pierwszej ligi, burmistrz gminy Wojciech Kankowski zapewnia, że wspomoże drużynę finansowo w rozgrywkach zaplecza ekstraklasy, ale z drugiej strony usłyszeliśmy, że jak tego awansu nie będzie nic się nie stanie. Gospodarze na drugoligowym szczeblu występują od 2011 roku i już w zeszłym byli o krok od awansu, lecz ostatecznie przegrali w barażach. Tym razem zrobiono wszystko, żeby wygrać tegoroczne rozgrywki i droga ku temu jest dla nich wyjątkowo prosta.
- Nie zastanawiam się co będzie za kilka tygodni, mnie interesuje najbliższy mecz – mówi wyraźnie zadowolony, ale dalej skupiony trener GKS Jakub Bonisławski.
Zainteresowanie spotkaniem przeszło najśmielsze oczekiwania. Na trybunach gimnazjalnej hali pojawiło się około sześciuset widzów (miejsc na małych trybunach jest około 400), w tym kilkudziesięciu z Gorzowa. Żeby nie było niedomówień do Żukowa ściągnięto sędziów z ekstraklasy panów Jakuba i Dariusza Mroczkowskich z Sierpca. Już po spotkaniu trener Szopa miał kilka uwag do arbitrów, ale obiektywnie trzeba przyznać, że poziom przez nich zaprezentowany był zdecydowanie wyższy aniżeli często widać to w wykonaniu sędziów na co dzień prowadzonych mecze w drugiej lidze. Faktem jest, że gorzowianie mieli więcej dwuminutowych kar, lecz przynajmniej 2-3 złapali na własne życzenie, poprzez nieodpowiedzialne zachowanie. Jedną takich kar w kluczowym momencie otrzymał Mateusz Stupiński.
- Teraz po meczu wiem, że przy takich sędziach nie wolno dyskutować. Zapytałem się tylko dlaczego wyrzucają oni Roberta Górala i od razu zobaczyłem, że też mam zejść z parkietu. Mogę za to teraz przeprosić naszych kibiców – skomentował to zdarzenie Stupiński.
To był moment, w którym wszystko mogło jeszcze się wydarzyć. Chwilę wcześniej Marek Baraniak wykorzystał rzut karny i mieliśmy 27:24 dla gospodarzy. Do odrobienia była przynajmniej jedna bramka przy założeniu, że nasi strzelą jeszcze dwa gole, co było realne. Niestety, najpierw niepotrzebny faul Roberta Górala, po chwili wspomniana kara dla Stupińskiego i w czwórkę gorzowianie nie byli w stanie nic już zrobić. Wpływ na tak wysoką w sumie porażkę miały też inne dwa zdarzenia. Pod koniec pierwszej połowy, przy prowadzeniu Stali 13:11, w dobrej sytuacji podbramkowej błąd kroków zrobił Mariusz Kłak. Gospodarze ruszyli z kontrą i zdobyli gola, a przy okazji karę otrzymał Mateusz Kminikowski. Nasi przez całe spotkanie mieli ogromne problemy z grą w osłabieniu i miejscowi szybko to wykorzystali, doprowadzając do wyrównania. Natomiast po zmianie stron, od stanu 16:16 przez kolejne cztery minuty goście stracili cztery bramki, nie strzelając w tym okresie żadnej. Mało tego, w tym czasie miejscowi przez dwie minuty grali w osłabieniu po wykluczeniu Krzysztofa Młynarka. I to były te niuanse, które miały istotny wpływ na zwycięstwo gospodarzy.
Wcześniej, jak i później na parkiecie oglądaliśmy znakomity mecz w wykonaniu obu zespołów. To była piłka ręczna do jakiej w Gorzowie od kilku lat tęsknimy. Oczywiście można wyliczyć tu wiele pomniejszych błędów naszym graczom. Choćby to, że wyraźnie dali sobie zamknąć skrzydła, przez co Mateusz Stupiński i Marek Baraniak zostali praktycznie wyłączeni z gry.
- Wiedzieliśmy, że to zrobią, bo oni zdawali sobie sprawę, z jaką skutecznością w tym sezonie gramy z Markiem. Mieliśmy plan taktyczny, jak przeciwstawić się temu, ale oni okazali się sprytniejsi i lepsi – przyznał uczciwie Stupiński.
Tym samym gra oparła się na drugiej linii, w której szalał Dariusz Zając, Mariusz Kłak, a w drugiej połowie odpowiedzialność na swoje barki wziął Łukasz Bartnik. Bardzo skuteczny w rzutach karnych był Baraniak, ale po drugiej stronie niezawodny okazał się Karol Radecki, prezentując również stuprocentową skuteczność z rzutów z siedmiu metrów. Niestety, stalowcom zabrakło tempa rozgrywania akcji. Przyznał to trener, mówiąc, że zwłaszcza w drugiej części były moment, iż nie można było przełamać szczelnej obrony miejscowych.
- Sportowo gospodarze byli lepsi, ale o tym zadecydowała dyspozycja dnia, nie umiejętności – stwierdził na koniec Janusz Szopa.
Opiekun gospodarzy zapytany co zadecydowało o zwycięstwie jego zespołu stwierdził, że kilka elementów.
- Dyscyplina taktyczna, umiejętność przejścia z jednego planu do drugiego i szybkie wyciągania wniosków z tego co się dawnej chwili działo na parkiecie – skwitował.
Robert Borowy
GKS Żukowo - Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów 30:25 (13:13)
Kancelaria Andrysiak Stal: Nowicki, Szot - Baraniak 6, Zając 5, Kłak 4, Książkiewicz 3, Śramkiewicz 2, Bartnik 2, Góral 1, Kminikowski 1, M. Stupiński 1, Kubacki, Polak.
W sobotę, 13 września, piłkarze ręczni Stali Gorzów rozpoczną nowy sezon w Lidze Centralnej.