2017-09-26, Sport
Przedstawiamy fragment książki „Włodka Ćwiertniaka życie pod koszem”, wydanej z okazji 70. urodzin tego szkoleniowca, który uchodzi za twórcę gorzowskiej koszykówki kobiet. Jej autorami są Jerzy Kilczewski i Jan Delijewski.
Wspomina Jerzy Stańko, były koszykarz, nauczyciel i trener:
W 1961 roku rozpoczęliśmy naukę w Liceum Ogólnokształcącym nr 19. Jednak nie od razu, bo od września 1961 roku byłem uczniem LO nr 18, gdzie złożyłem dokumenty, z powodzeniem zdałem egzamin wstępny i zostałem przyjęty w poczet uczniów. Moja nauka trwała tam zaledwie dwa miesiące, gdyż przyszedł do mojego domu Leszek Herma, syn dyrektora z LO 19 i przekazał mojej mamie, że jego ojciec chciałby rozmawiać ze mną następnego dnia. Ponieważ przez trzy lata uczyłem się w szkole podstawowej, która funkcjonowała razem z liceum ogólnokształcącym, dyrektor Karol Herma znał mnie i zaproponował, abym przeniósł się jego szkoły. Byłem z tego bardzo zadowolony i bez namysłu zgodziłem się. Następnego dnia spotkałem się z kolegami, wśród których był Włodzimierz Ćwiertniak.
Od pierwszych dni serdecznie polubiliśmy się z Włodkiem, spędzaliśmy wiele wspólnych chwil, nie tylko w szkole. Włodek był zdolnym koszykarzem i trafiliśmy razem do zespołu reprezentującego nasze LO. Włodek był czołowym zawodnikiem, grał na rozegraniu i był konstruktorem akcji, natomiast ja byłem egzekutorem - stanowiliśmy zgrany i dobry duet. Graliśmy w lidze szkolnej województwa, nasz zespół był jedną z lepszych drużyn koszykówki. Poza koszykówką i nauką chodziliśmy razem na zabawy, prywatki, do kina.
Wcześniej, w wieku 16 lat, Włodek próbował kariery na żużlu. Jego trenerem był Andrzej Pogorzelski. Ja jako jedyny z klasy miałem wstęp do parkingu żużlowców, „załatwił” mi to oczywiście Włodek. Włodek jeździł bardzo obiecująco i po kilkunastu treningach powiedział mi, że podczas meczu ligowego będzie zdawał na licencję. Bardzo przeżywałem jego start. Pamiętam, jak trener kilkakrotnie mówił do niego, aby obciążyć motocykl z przodu, jednak Włodek wystartował, siedząc na tylnym skraju siedzenia. Efekt był taki, że tuż po starcie motocykl zrobił świecę, noga nie wypięła się z kolca i Włodek wylądował na torze. Sam już nie mógł wstać, karetka pogotowia zawiozła go do szpitala. W szpitalu okazało się, że ma skomplikowane złamanie stawu skokowego i kości piszczelowej, a także przebity brzuch rączką sprzęgła. Po tej historii do żużla nigdy więcej nie wrócił.
Po zdaniu matury rozpoczęliśmy naukę w Studium Nauczycielskim w Gorzowie Wielkopolskim i po dwóch latach nauki zostaliśmy nauczycielami wychowania fizycznego. Włodek rozpoczął pracę najpierw w Lipkach Wielkich, a później w Szkole Podstawowej nr 8 w Gorzowie. Ja natomiast w szkole w Jenińcu k. Bogdańca. Cały czas mieliśmy kontakt z sobą, ponieważ w klubie sportowym Stilon graliśmy w drużynie koszykarskiej. Treningi i mecze rozgrywane były w hali, w której obecnie mieści się Miejski Ośrodek Sztuki przy ul. Pomorskiej.
Po trzech miesiącach pracy w szkole wiejskiej przeszedłem do LO nr 18 przy ulicy Puszkina. Dwa lata później wyjechałem do Poznania, by kontynuować karierę w klubie sportowym Warta Poznań. Jeszcze wtedy mieliśmy kontakt z Włodkiem, gdyż rozpoczęliśmy studia magisterskie w Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Jednak po pierwszej sesji podjąłem decyzję o rezygnacji ze studiów i poświęceniu się koszykówce. Mój ówczesny trener powiedział mi” „albo będziesz trenował trzy razy dziennie, albo studiował”. Wybrałem to pierwsze i kontakt z Włodkiem się urwał, jednak nie całkowicie.
Włodek nadal pracował w SP nr 8 i prowadził zespół koszykarzy. Pewnego razu zadzwonił do mnie i powiedział, że chciałby rozegrać mecz towarzyski z juniorami Warty. Obiecałem mu pomóc. Spotkaliśmy się w Poznaniu podczas meczu. Bardzo podobali mi się jego zawodnicy (min. Stanek, Wojtczak), mimo że przegrali mecz. Juniorzy Warty byli wówczas mistrzami Polski i kontakt sportowy, pomimo przegranej, spełnił Włodka oczekiwanie.
W 1972 roku Włodek zaprosił mnie na swoje wesele, które odbyło się w Leśnym Ustroniu w Witnicy.
W roku 1979 i działacze sportowi z Gorzowa zaproponowali mi objęcie zespołu KS Komunalni. Zgodziłem się, wróciłem do Gorzowa i rozpocząłem pracę z koszykarzami tego klubu. Sytuacja polityczna w kraju (stan wojenny), upadek przedsiębiorstw, które sponsorowały działalność klubu spowodowały, że po półtora roku rozwiązano sekcję. Zaproponowano mi pracę w Międzyszkolnym Klubie Sportowym Znicz na stanowisku kierownika wyszkolenia. Przyjąłem tę propozycję i znowu zaczęliśmy z Włodkiem bliższą współpracę.
W tym czasie klubie były dwa zespoły żeńskiej koszykówki w kategorii juniorek. Jedną grupę prowadził Włodek, natomiast drugą Roman Słowiński. W obu grupach były bardzo obiecujące zawodniczki. Jednak kontakt Włodka z Romanem był znikomy. Klub proponował utworzenie jednego silnego zespołu, który mógłby odgrywać znaczącą rolę w Polsce. Jednak jak dochodziło do rozmów, kończyły się one na fiasku. Dlaczego? Otóż proponowano utworzenie jednego silnego zespołu, który miał poprowadzić Włodek sam albo z Romkiem. Na tę propozycję nie zgadzał się jednak Romek. Moim zdaniem, rozumowanie przedstawicieli klubu było jak najbardziej właściwe, gdyż Włodek w swoi zespole miał co najmniej 60-70% utalentowanych zawodniczek, natomiast w zespole Romka były tylko trzy bardzo dobre zawodniczki. Po kilkukrotnych próbach podchodzenia do tego tematu Roman zaskoczył wszystkich swoją decyzją - nie mówiąc nikomu podjął rozmowy z władzami klubu sportowego Olimpia Poznań, których efektem był jego wyjazd wraz z trzema zawodniczkami do Poznania. Po ich wyjeździe Włodek miał do dyspozycji szeroką kadrę zawodniczek, mógł z nimi pracować i odnosić sukcesy.
Największymi sukcesami Włodka i zespołu było zajęcie w jednym roku trzeciego miejsca w Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w Łodzi oraz Mistrzostwa Polski Szkolnego Związku Sportowego. Po tych sukcesach jego zespół startował w rozgrywkach o wejście do II ligi i po wygraniu wszystkich spotkań awansował do tych rozgrywek. Włodek włożył dużo pracy w rozwój koszykówki młodzieżowej. Do każdych zajęć przygotowywał się starannie, poza tym bardzo pilnował zawodniczki, jeśli chodziło o naukę. Zawsze do nich mówił: „nauka jest na pierwszym miejscu”. Ja, jako kierownik wyszkolenia MKS Znicz, jeździłem z nim na wszystkie mecze, zostałem mianowany kierownikiem zespołu.
Z tym okresem wiąże się ciekawa historia. Kiedyś Włodek po pierwszym dniu turnieju w obcym mieście musiał wrócić do Gorzowa, oczywiście ja miałem opiekować się zawodniczkami na boisku i poza nim. Włodek bardzo pilnował dyscypliny w zespole, np. przestrzegał, aby wszystkie dziewczyny o godzinie 22:00 były w łóżkach. Zamykał pokoje i zabierał ze sobą klucze, a rano budził na śniadanie. Jak tylko Włodek wyjechał, dziewczyny przyszły do mnie i poprosiły, żebym nie zamykał ich w pokojach. Chciały iść do miasta, może na dyskotekę. Zgodziłem się, tym bardziej, że obiecały wrócić do godziny 24:00. Ja się zgodziłem, ale konsekwencją mojej decyzji było to, że nie mogłem ich pozbierać do godziny 2:00 w nocy. Włodek nigdy się o tym nie dowiedział.
Ostatni kontakt z Włodkiem miałem w 1998 roku podczas spotkania absolwentów SM z okazji 30-lecia ukończenia studium. Po tym czasie nie wiedziałem, co się z Włodkiem działo. Potem dowiedziałem się, że wyjechał do córki, która mieszkała w Holandii i tam poważnie zachorował. Jego była żona Grażyna wynajęła karetkę, przewiozła go do Gorzowa i umieściła w Domu Pomocy Społecznej. Pewnego dnia, wracając z odwiedzin u Włodka, przyszła do mnie i powiedziała, że pytała Włodka, czyich odwiedzin by sobie życzył, a on odpowiedział, że chciałby, aby Jurek go odwiedzał. Następnego dnia byłem już u Włodka. Był bardzo chory, zmienił się, wychudł, a mimo to był pogodny. Chodziłem do niego kilka razy w tygodniu rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wspominaliśmy dawne czasy. Jednak choroba bardzo szybko postępowała i po około dwóch miesiącach Włodek zmarł. 25 lipca 2005 roku został pochowany na Cmentarzu Komunalnym w Gorzowie i tu go odwiedzam.
W tamtych czasach był nowatorem
Wspomina Elżbieta Rafalska (z domu Kajzer), była koszykarka SZS AZS, polityk:
Włodka Ćwiertniaka poznałam, kiedy z uczennicami I Liceum Ogólnokształcącego przychodził na salę AWF na sparingi z naszą drużyną i mecze koszykówki naszej drużyny. Utrzymywał kontakty z naszym trenerem Januszem Płaczkiem, którego koleżanki z drużyny nazywały „Beksą”. Z czasem do naszej drużyny dołączyła uzdolniona sportowo jego uczennica Elżbieta Wasylków, którą pamiętam, jak ją instruował podczas przerw w meczach. Bywały sparingi, w których razem z zawodniczkami grali również nasi trenerzy w przeciwnych drużynach. Drużyna Ćwiertniaka prezentowała grę techniczną i dynamiczną, agresywną w obronie, bardziej przypominającą grę drużyn męskich niż dotychczasową, tradycyjną zespołów kobiecych. Ponadto dziewczyny Ćwiertniaka nie rzucały tradycyjnie dwurącz, ale jednorącz, jak również z wyskoku. Nie miały przy tym problemów z kozłowaniem piłki prawą lub lewą ręką. W opinii studentek trener Ćwiertniak oceniany był jako dobry szkoleniowiec i nowator.
Jego praca przynosiła wymierne efekty
Wspomina dr Janusz Płaczek, nauczyciel akademicki i trener:
W 1973 roku podjąłem pracę jako nauczyciel akademicki w ówczesnej Filii AWF Poznań w Gorzowie Wlkp. Zacząłem od prowadzenia zajęć na kursie instruktorskim dla osób prowadzących szkolenie koszykarskie w województwie zielonogórskim. Na tych zajęciach spotkałem się pierwszy raz z Włodkiem Ćwiertniakiem, który jako już znany i ceniony trener koszykówki też był jednym z prowadzących te zajęcia. Od tego momentu rozpoczęła się nasza znajomość i współpraca. Kiedy zakończył pracę jako nauczyciel wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 8 w Gorzowie, gdzie prowadził klasę sportową chłopców z koszykówki, zaproponowano mi jego zastępstwo. Wtedy wiele godzin spędziliśmy na rozmowach i przekazywaniu uwag dotyczących prowadzenia klasy.
Po podjęciu pracy w I Liceum Ogólnokształcącym w Gorzowie Włodzimierz Ćwiertniak zajął się przede wszystkim koszykówką dziewcząt. Pracował również jako trener w gorzowskim Zniczu. Nasza współpraca układała się bardzo owocnie. Jako prowadzący w uczelni specjalizację instruktorską z koszykówki wysyłałem do niego studentów na obserwację zajęć szkoleniowych. Studenci korzystali bardzo dużo z jego cennych uwag szkoleniowych, oglądali wzorowo prowadzone lekcje i treningi, co w wielu przypadkach skutkowało podjęciem pracy szkoleniowej po ukończeniu studiów. Po objęciu funkcji trenera żeńskiego zespołu SZS-AZS nasza współpraca się jeszcze zacieśniła. Ja prowadziłem seniorki w Lidze Międzywojewódzkiej, on młodzież w Zniczu.
Jako znakomity szkoleniowiec młodzieży koszykarskiej wychował wiele zawodniczek, które później reprezentowały seniorskie zespoły gorzowskie i nie tylko. Ja również miałem w swoim zespole kilka jego wychowanek: Elę Wasylków, Elę Tarnawską, ale również wiele absolwentek I LO: Grażynę Lisak, Ewę Jabłońską czy Anię Dzięgiel. Jego praca w szerokim zakresie w wielu grupach młodzieżowych przynosiła wymierne efekty (srebrny medal w MP SZS, a rok później złoty). W przeważającej większości z tą młodzieżą awansował do II ligi seniorskiej. Wszyscy chodziliśmy do hali Stilonu na mecze jego drużyny i podziwialiśmy walkę koszykarek. To były prekursorskie momenty gorzowskiej ligowej koszykówki żeńskiej, której twórcą trzeba uznać Włodka Ćwiertniaka. Szkoda, że później poszedł w biznes, bo takiego szkoleniowca nie powinno się tracić. Potem wiele razy spotykaliśmy się poza halami i dyskutowaliśmy na temat gorzowskiej koszykówki, chociaż ja poszedłem w kierunku piłki nożnej. Nasze dzieci chodziły do jednej klasy w I LO. Mieliśmy więc wiele innych tematów.
Książka jest nabycia w firmie Reklama - Borowczyk przy ul. Wodnej 14 w Gorzowie.
W najbliższy weekend na stadionie przy ulicy Krasińskiego w Gorzowie odbędą się Mistrzostwa Polski Masters w lekkoatletyce - ogólnopolskie zawody dla doświadczonych sportowców, którzy ukończyli 35. rok życia. Wstęp bezpłatny.