2020-04-09, Sport
Trzy pytania do Beaty Szamyjer, byłej koszykarki Stilonu Gorzów (w latach 1989-95 i 1996-97)
- Zakończyła pani karierę sportową w Stilonie w 1997 roku. Interesuje się pani jeszcze koszykówką?
- Oczywiście. Mam swoje trzy ulubione kluby koszykarskie. Dwa są ze Zgorzelca, skąd pochodzę. Wśród mężczyzn jest to Turów, a kobiet Citronex, który awansował do pierwszej ligi. Z grona ekstraklasowych kobiecych zespołów najmocniej trzymam kciuki za gorzowiankami. Interesuję się jeszcze siatkówką i tutaj kibicuję Mostostalowi Kędzierzyn-Koźle, bo tam działa Sebastian Świderski, a z jego żoną Olgą grałam w Stilonie. Cieszę się, że gorzowska koszykówka przez dziesiątki lat utrzymuje wysoki poziom szkolenia, a w ostatnich kilkunastu lat sięga też po medale w lidze. Co ciekawe, jedyną osobą, którą znam z obecnej drużyny jest trener Dariusz Maciejewski, który jeszcze ze mną prowadził treningi.
- Jakie wspomina pani grę w Gorzowie?
- Bardzo dobrze. To były moje najlepsze lata. Byłam nie tylko młoda, ale i zdrowa. Do tego miałyśmy naprawdę zgraną, super fajną ekipę dziewcząt. Do dzisiaj z niektórymi utrzymuję kontakt. Warto również wspomnieć, że sport był wtedy inaczej odbierany niż dzisiaj. Obecnie stał się mocno skomercjalizowany, co widać na co dzień. Teraz trwa pogoń za pieniądzem, nikt nie ma na nic czasu. Dawniej rywalizowałyśmy, ale było sporo czasu na przyjaźnie, spotkania, nawet pomiędzy zawodniczkami różnych klubów, bo często znałyśmy się z gry w reprezentacji Polski. Również poziom sportowy żeńskiej koszykówki był wtedy bardzo wysoki, czego efektem było zdobycie przez polską drużynę złotego medalu mistrzostw Europy w 1999 roku. Ja już wtedy nie grałam, bo dosyć szybko zakończyłam karierę, ale wcześniej z reprezentacją kraju odniosłam kilka wartościowych wyników, w tym piąte miejsce na mistrzostwach Europy. Mogę pochwalić się, że z koleżankami wniosłam podwaliny pod późniejszy sukces w europejskim czempionacie. Jeżeli czegoś zabrakło mi w karierze, to medalu ze Stilonem. Kilka razy byłyśmy naprawdę niedaleko od podium, ale zawsze czegoś nam zabrakło. Żal mi czasami było kibiców, którzy mocno w nas wierzyli i często tłumnie przychodzili do hali. Przy okazji chciałabym podziękować gorzowskim fanom basketu, bo do dzisiaj spotykam się z wyrazami sympatii z ich strony. Pochwalę się też, że ostatnio dostałam brązowy medal ,,Za zasługi dla polskiego ruchu olimpijskiego’’, co mnie ucieszyło, że po tylu latach jeszcze o mnie pamiętano. I uczyniło to właśnie środowisko gorzowskie, co chciałabym podkreślić.
- Co pani dzisiaj porabia, bo wiem, że z koszykówką nie ma pani kontaktu?
- Mieszkam w Szczecinie, a tutaj żeńska koszykówka jakoś nigdy nie miała szczęścia do odpowiednich warunków pozwalających na stabilny rozwój. Ostatnio to już całkowicie wyginęła. W tej chwili prowadzę sklep z odzieżą męską, ale z powodu koronawirusa musiałam zamknąć drzwi i siedzę w domu w oczekiwaniu na sygnał pozwalający na powrót do handlu. Nie kryję, że jest ciężko, bo już trzeci tydzień nie mam przychodów, a koszty rosną. Czekam właśnie na sygnał od księgowej, na jaką pomoc mogę liczyć z budżetu państwa i ZUS-u. Na dłuższą metę żadna pomoc nic jednak nie da, skoro potem nie będzie klientów, którzy również zostaną pozbawieni pracy i dochodów. Myślę, że wszelkie obostrzenia nie mogą trwać długo. Tu nie chodzi tylko o pracę, ale o środki do codziennej egzystencji. Co z tego, że nie zapłacę przez trzy miesiące ZUS-u, jak nie będę miała na czynsz, na opłaty za mieszkanie, na jedzenie. Większość z nas żyje z bieżących dochodów.
RB
No to lecimy dalej z transferami! Gorzów to jej dom, więc nie może być inaczej.