Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Sport »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Koledzy nie zapomnieli o swoim przyjacielu

2014-01-11, Sport

Jak już wspomnieliśmy, dzisiaj mija 22 rocznica od tragicznej śmierci Edwarda Jancarza, gorzowskiej legendy żużla. Człowieka, który na zawsze pozostanie w pamięci tysięcy sympatyków czarnego sportu.

medium_news_header_6140.jpg
Fot. Archiwum

 

O tej smutnej rocznicy nie zapomnieli jego przyjaciele i koledzy z toru, którzy najpierw spotkali się przy grobie ,,Eddy’ego’’, a wieczorem spotkali się na mszy w kościele św. Wojciecha przy ul. Gwiaździstej, którą celebrował kapelan naszych żużlowców ks. Andrzej Szkudlarek.

- Edek dla nas wszystkich był wielkim wzorem i nauczycielem, dlatego zawsze staramy się o nim pamiętać – opowiada Marek Towalski. – Dlatego dzisiaj spotkaliśmy się w kilkunastoosobowym gronie przy jego grobie, a obecny kierownik drużyny Stali Krzysztof Orzeł złożył w imieniu klubu wieniec. Potem byliśmy na mszy, na którą przyszło również wielu kibiców pamiętających Edka z toru. Była też jego siostra Grażyna wraz z córką. Wspominam o tym, bo dzisiaj dowiedzieliśmy się o pewnym epizodzie sprzed 22 lat, o którym nawet nie wiedzieliśmy. Mianowicie siostra Edka nie mogła być na jego pogrzebie, bo akurat w tym dniu rodziła i córka za kilka dni będzie obchodziła 22 urodziny – dodał.

Największym sportowym sukcesem Edwarda Jancarza było zdobycie przez niego brązowego medalu indywidualnych mistrzostw świata w Goeteborgu w 1968 roku. Historię tego sukcesu kilka godzin temu na naszym portalu przypomniał red. Jan Delijewski, ja natomiast chciałbym krótko przypomnieć dramatyczne chwile sprzed 22 lat. Oto fragment nie opublikowanej jeszcze książki ,,Żużel nad Wartą 1990-2013’’.

,,11 stycznia 1992 roku świat żużlowy obiegła dramatyczna wiadomość. ,,Życie poza torem przerwane nożem – Edward Jancarz zamordowany we własnym domu’’ – pisała ,,Gazeta Lubuska’’. Autor dramatycznej relacji, red. Stefan Cieśla cytował pierwsze słowa, jakie usłyszeli policjanci od sprawczyni zabójstwa, drugiej żony dwunastokrotnego medalisty mistrzostw świata. Według niej mąż wrócił wieczorem do domu w stanie ,,mocno wskazującym’’. Doszło między nimi do kłótni, a potem do awantury. Zamroczona gniewem kobieta porwała kuchenny nóż i uderzyła męża w pierś, prosto w serce. Nóż znaleziono potem wiszący wśród innych w kuchni. On wbiegł do łazienki, ona wezwała pogotowie…

Decyzją prokuratora rejonowego Katarzyna Jancarz została natychmiast zatrzymana, ale to fanów polskiego speedway’a już mniej interesowało. Wszyscy byli w szoku, zwłaszcza ci kibice i sportowcy, którzy w chwili morderstwa bawili się w hotelu Mieszko na tradycyjnym Balu Sportowca z okazji wyboru dziesięciu najlepszych sportowców woj. gorzowskiego. Na balu, którego w poprzednich latach częstym gościem był właśnie Jancarz.

Kilka dni później tysiące zawodników, działaczy, a przede wszystkim kibiców z całego kraju żegnało ,,Eddy’ego’’ na cmentarzu przy ul. Żwirowej. Jego ciało spoczęło w Alei Zasłużonych, a jego przyjaciel i wychowanek Jerzy Rembas powiedział: ,,Edek był moim wielkim przyjacielem i wiadomość o Jego śmierci była dla mnie dużym szokiem. To przecież Jemu najwięcej zawdzięczam, że byłem takim żużlowcem, jakim byłem. Po prostu On zrobił ze mnie zawodnika. Przez kilka lat jeździłem z Nim w parze, spędzaliśmy wiele czasu na różnych obozach, turniejach, razem startowaliśmy w lidze angielskiej. Potrafił przekazać swoim podopiecznym coś, co pozwalało na uwierzenie we własne siły, umiejętności. Był zwolennikiem żelaznej dyscypliny, ale Jego podejście jako szkoleniowca niejednokrotnie było ojcowskie. Swoje największe sportowe osiągnięcie, piąte miejsce w finale IMŚ na Wembley w 1978 roku, zawsze zawdzięczałem najpierw Edkowi, potem sobie’’.

Na pogrzebie płakali wszyscy, nikt nie wstydził się łez. Nawet najtwardsi z najtwardszych. Na pogrzeb przyjechało wielu byłych żużlowców, z którymi Jancarz walczył na wszystkich torach. Ale najbardziej odejście przyjaciela przeżył chyba Stanisław Maciejewicz, który akurat w 1992 roku obchodził 20-lecie pracy w sporcie żużlowym.

– Przez kilka dni nie docierało do mnie, że Edek nie żyje – mówił mi tydzień po zabójstwie. – Kiedy rozpoczynałem pracę w Stali on już był znanym i cenionym zawodnikiem. Zawsze go szanowałem za szczerość, uczciwość. Nawet gdy zrobił coś złego, potrafił się do tego przyznać, przeprosić. Byłem z nim bardzo zaprzyjaźniony i nigdy nie dochodziło między nami do konfliktów. Przez wiele lat uczyłem się od niego jak przygotowywać sprzęt i to czego się nauczyłem jest w dużej mierze zasługą właśnie Edka – długo nie mógł ukryć łez…

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x