Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Dominika, Imeldy, Pankracego , 12 maja 2025

Czytają dobre książki. I piszą o nich

2013-12-12, Kultura

Przy 45 bibliotekach w Gorzowie i w północnej części województwa lubuskiego funkcjonują Dyskusyjne Kluby Książki oraz jeden w Uniwersytecie Trzeciego Wieku. 

medium_news_header_5877.jpg

Przynależność do nich jest absolutnie dobrowolna. Ich członkowie najpierw czytają wybraną książkę, a potem o niej dyskutują. Dyskusje są też okazją do wymiany spostrzeżeń o autorze i bohaterach, ale także do sąsiedzkich spotkań, do refleksji o życiu, do jakże potrzebnej każdemu człowiekowi płaszczyzny wspólnego porozumienia.

W 2013 r. po raz pierwszy Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Z. Herberta ogłosiła konkurs na recenzję dowolnie wybranej książki omawianej podczas klubowych spotkań. 12 grudnia wręczone zostały nagrody w postaci bonów do księgarni Empik, by laureaci mogli sobie kupić… następne książki. Przedstawione prace ukazały, jak ciekawe myśli i przeżycia rodzi lektura różnych książek – od poradników i klasycznych ciekawych powieści po książki naukowe.  

Prace były oceniane w dwóch kategoriach: dla młodzieży do lat 15 i dla czytelników powyżej 15 roku życia. Choć klubów dla młodzieży jest mniej, właśnie w tej kategorii wiekowej wpłynęło najwięcej prac: po prostu młodzież chętniej pisze.

Spośród klubowiczów z Gorzowa nagrody otrzymały: Barbara Adamiszyn – na zdjęciu (kat. dorosłych) i Natalia Fołta (kat. młodzieżowa). Natalia pisała o książce „Charlie” Stephen'a Chbosky’ego, bardzo cenionej przez młodzież na całym świecie, a pani Barbara Adamiszyn o książce Grażyny Jagielskiej „Miłość z kamienia” (recenzja poniżej).

Jury wysoko oceniło pracę Michała Kowalewskiego z Międzyrzecza o książce „Gottland” Mariusza Szczygła. Inni laureaci konkursu w kategorii młodzieżowej to: Alicja Paruzel z Międzyrzecza, Ola Kaczmarek z Trzciela oraz Angelika Psarska i Nikola Piechocka z Trzciela (wyróżnienia).

W kategorii dorosłych pierwszą nagrodę dostała pani Wioletta Kinal z Drezdenka, która pisała o książce, W dżungli życia” Beaty Pawlikowskiej, a równorzędne trzecie nagrody Danuta Zych też z Drezdenka (o książce Grzegorza Motyki „Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła”) i Weronika Mądrawska ze Zwierzynia (o książce Grażyny Plebanek „Dziewczyny z Portofino”. Nagrodzone recenzje można przeczytać na stronie internetowej www.wimbp.gorzow.pl w zakładce Dyskusyjne Kluby Książki, a my proponujemy omówienie gorzowianki, pani Barbary Adamiszyn z Uniwersytetu Trzeciego Wieku:

Moje refleksje po lekturze książki Grażyny Jagielskiej „Miłość z kamienia”

To książka o wojnie i o cenie, jaką płaci się za wojnę. O wojnie nie na naszej ziemi, nie o naszej wojnie, nie o jednej, a o toczących się gdzieś daleko, a przybliżanych nam w relacjach obserwatorów i sprawozdawców. Właściwie wojna jest zawsze i wszędzie taka sama, ale jednocześnie te wojny pokazywane w dziennikarskich artykułach są jakże inne od tej przeżytej przez mnie w latach dziecinnych. Stąd może moje spojrzenie jest nieco odmienne od większości czytelników, którzy wojny nie zaznali, bardziej dogłębne, ze zrozumieniem jej złożoności, a przede wszystkim ze współczuciem dla przeżywających tragedię ludzi, którzy w niej uczestniczą.

Wojny istnieją tak długo jak istnieje ludzkość. Zabierają nam „chłopców malowanych”, synów, mężów, ojców.  Żeby przywódca strony zwycięskiej mógł dorwać się do władzy, a gdy już się usadowi na wygodnym stołku, mógł być draniem i dyktatorem. Przepraszam za mocne słowa, ale są to refleksje starszej osoby, może gorzkie, ale czy nieprawdziwe? Czytając teraz relacje o wojnach uzmysławiam sobie, jakie są one jednakowe w swoim barbarzyństwie i w związanych z nim ludzkich tragediach. Także w zniszczeniach materialnych, dewastacji dóbr kultury, w zabijaniu ludzi i zawsze w ogromnej degradacji psychiki ludzi ocalałych.  

W „Miłości z kamienia” Grażyna Jagielska skupiła się właśnie na zniszczeniu psychiki, która dotyka nie tylko bezpośrednich uczestników wojen, ale w równej mierze, a może nawet większej, ich rodzin. Nie dość na tym: także ludzi obserwujących i relacjonujących walki, jak mąż autorki, i ich rodzin. Bo wszyscy uczestnicy wojny, po obu stronach (a może tych stron być jeszcze więcej) są narażeni na utratę życia. Autorka, żona korespondenta wojennego, chcąc się uchronić przed nieodwracalnością śmierci męża, świadomie przygotowywała się na jej nieuchronność. Ale czy można się na coś takiego przygotować? Na to najgorsze? Żaden ciemny kąt za szafą nie uchroni nas od natrętnych myśli, od obaw o życie bliskiego, kochanego człowieka. Takie zagrożenie jest jednocześnie prostą droga do choroby psychicznej. Nie sposób jej ominąć.

Okropieństwa wojny przeżywane przez męża, a potem relacjonowane żonie i opisywane w prasie, nie miały racjonalnego wytłumaczenia. I właśnie ta irracjonalność wojny dla autorki, inteligentnej kobiety, była nie do ogarnięcia. Myślę, że dzielenie się przeżyciami z żoną stanowiło dla męża swego rodzaju oczyszczenie, ale dla niej przeradzało się w obciążenie, w ogromną bojaźń o jego życie.

W opisie wojennych zdarzeń uderzył mnie amok, jakiemu ulegają korespondenci, chcący być wszędzie pierwszymi, jedynymi, bez względu na stopień niebezpieczeństwa. Pewnego razu Wojtek wrócił do domu z przestrzelonym plecakiem, a nie miał pojęcia, że ktoś do niego strzelał. Doskonale zdaję sobie sprawę, że głównym powodem jego wyjazdów na wojny nie były pieniądze uzyskiwane za teksty reporterskie, ale ta dziwna adrenalina, jaka wyzwala się w dziennikarzu chcącym być w środku zdarzeń. No ale cóż, gdybyśmy wszyscy żyli racjonalnie, gdyby nie było takich wariatów i ryzykantów, nic byśmy my, czytelnicy, nie wiedzieli o toczących się właśnie wojnach.

W końcu książki autorka robi rozrachunek: „Chcę, żeby nas ktoś osądził za to, co robiliśmy. Żyliśmy z wojny i strasznych opowieści. Ryzykowaliśmy życiem i szczęściem bliskich dla zwykłej dziennikarskiej zdobyczy. Tego nie wolno robić”.

A ja uważam, Pani Autorko, że za surowa jest Pani ocena.  Nie zrobiliście nic złego. To nie wy wywołaliście wojny, a relacje z nich mogły nas przerażać, ale także pokazywały, jaką wartością jest pokój i porozumienie między ludźmi.

Bardzo szkoda, że za zaangażowanie męża, za Pani miłość do niego i za nieustanną troskę zapłaciła Pani swoją chorobą. A gdyby dotknęła Panią inna choroba, nie dająca się wytłumaczyć wojną też by Pani nią obciążała męża?

Dobrze, że po uczestnictwie w 52 wojnach Pani mąż zrezygnował z tego rodzaju dziennikarstwa. Dobrze, że ocalała Państwa wzajemna głęboka miłość. I cała rodzina. Bądźcie naprawdę razem szczęśliwi. Życzę Pani szybkiego powrotu do pełni zdrowia.

Barbara Adamiszyn

Klub DK przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku

Listopad 2013 r.  

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x