2014-02-11, Kultura
Pani Anna Zapaśnik, a także inne osoby, pytają mnie o wspomnienia i pamiątki po gościnnych występach Niny Andrycz w Teatrze Osterwy.
Przykro mi, ale nie mam żadnych pamiątek. Pozostało tylko wspomnienie.
Bohdan Mikuć objął dyrekcję teatru we wrześniu 1977 r. po Andrzeju Rozhinie. Andrzej Rozhin cieszył się szczególną sympatią widzów, bardzo żałowaliśmy, że zdecydował się odejść, a wielu aktorów razem z nim przeszło do Szczecina. Bohdan Mikuć na początku kierował zdziesiątkowanym zespołem, małym, a były to czasy, gdy niełatwo namawiało się aktorów do przejścia w tzw. teren. Postawił więc dyrektor na sztuki kostiumowe, klasyczne, które zawsze się podobają. Jedną zastosowanych przez niego z form przyciągania widza do teatru było zapraszanie gwiazd do zagrania konkretnych ról w którymś z przedstawień, jakie były w repertuarze. W myśl tej metody gościliśmy w Gorzowie znakomitego Jan Świderskiego, który grał Cześnika w „Zemście” Fredry, także niezapomnianego Ludwika Benoit, który wcielał się w Dyndalskiego, także w „Zemście”. Natomiast dwie znakomite aktorki kolejno zostały zaproszone do zagrania tytułowej pani Dulskiej w „Moralności pani Dulskiej” – Nina Andrycz i Hanka Bielicka. Obie były znakomite, ale też diametralnie różne. Nina Andycz – królowa, postać posągowa, zimna. Hanka Bielicka - żywiołowa, swojska przekupa. A przecież obie potrafiły ciekawie pokazać panią Dulską.
Pamiętam, że gdy rozeszła się wiadomość o przyjeździe Niny Andrycz dziwiliśmy się, że ta owiana legendą wielka gwiazda przyjęła rolę kobiety przeciętnej, ba, symbolu kołtuńskiego mieszczaństwa. Pani Dulska była w tamtych latach odczytywana jako kwintesencja tego, co zdecydowanie trzeba potępić i odrzucić.
Tymczasem na scenę weszła elegancka pani Dulska, w jakimś – bodaj – frywolnym szlafroczku śmiało ukazującym długie nogi. Nina Andycz miała wtedy 66 lat i eksponowanie nóg było przyjęte ze zdziwieniem. Mówiła z właściwym jej zaśpiewem typowym dla wschodnich terenów Polski. A przecież sama pani Dulska mieszkała we Lwowie, więc naprawdę mogła właśnie tak mówić. Dulska Niny Andrycz była damą twardo wyznającą swoje racje, czyli pełne podporządkowanie zasadzie, że to, co się dzieje w domu nie może wychodzić poza cztery ściany. I że to wyłącznie ona ma rację. Nina Andrycz pokazała nam, że kołtuńskie cechy charakteru mogą mieć bardzo atrakcyjne opakowanie.
No cóż, dziś wszyscy ubieramy się porządnie, wszystkie panie noszą modne stroje, a nasi politycy eleganckie garnitury. A mimo to kołtuństwa, plotkarstwa i wzajemnych podjazdów czynionych w białych rękawiczkach jest mnóstwo. Nina Andrycz jakby wyprzedziła swoją epokę.
Przyjazd Niny Andrycz do Gorzowa był wielkim wydarzeniem, ale ja wówczas byłam tylko widzem. Pracowałam w Zielonej Górze, nie było jeszcze „Ziemi Gorzowskiej”, nie pisałam recenzji teatralnych. Z ramienia Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego opiekunką Niny Andrycz była p. Anna Makowska. Jak się od niej dowiedziałam, zamierza spisać swoje wspomnienia z tej wizyty, by je opublikować w prasie. Poczekajmy więc, bo – zapewniam – będą tam smaczki. Na pewno poinformuję wszystkich czytelników „Echa Gorzowa”, gdy tylko taki artykuł się ukaże.
Krystyna Kamińska
Fot. Wikipedia
- Województwo lubuskie to region, z którego jesteśmy dumni, w którym warto żyć. Chcemy pokazać, jak wiele nas łączy – mówił marszałek Marcin Jabłoński otwierając Święto Województwa Lubuskiego w Gorzowie.