2014-02-22, Kultura
Piątkowy koncert w Filharmonii Gorzowskiej pozostawił odrobinę niedosytu miłośnikom Chopina, natomiast kompletnie zadowolił fanów Szymanowskiego. I co dziwne, obie części zagrał ten sam pianista, na tym samym instrumencie, w tej samej sali i przy tej samej publiczność.
Gościem pierwszego z dwu koncertów urodzinowych w hołdzie Fryderykowi Chopinowi był pan Jerzy Godziszewki, wirtuoz fortepianu, który grywa różną muzykę. Bohaterem był natomiast wielki polski romantyk, Fryderyk Chopin, który urodził się w 1810 r. To wiadomo na pewno, ale dzień jest tajemnicą. Było to 22 lutego, albo jak chcą inne źródła, w tym skreślane Jego ręką, 1 marca. Źródła są rozbieżne i choć de facto minęło niedużo czasu od tego momentu, chopinolodzy się sprzeczają, co do daty urodzin geniusza romantyzmu ale i chyba całej polskiej muzyki.
Na początek Chopin
Filharmonia Gorzowska z tej okazji urządziła dwa koncerty. Pierwszy się odbył w piątkowy wieczór. I był to recital fortepianowy mistrza Jerzego Godziszewskiego z Bydgoszczy. Dość wspomnieć, że Jerzy Godziszewski był finalistą VI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie, czyli najważniejszego konkursu imienia wielkiego Fryderyka na świecie. Przeszedł wiele kursów mistrzowskich i sam od lat zaliczany jest do wirtuozów fortepianu. Ale bardziej za odczytania i interpretacje Karola Szymanowskiego, aniżeli za Chopina, co troszeczkę wyszło na piątkowym koncercie w FG.
Bo zaczął się on od części poświęconej właśnie Fryderykowi Chopinowi. Na początek zabrzmiał Polonez c-moll opus 40 nr 2. I był on trochę bezbarwnie zagrany. Potem było już odrobinę lepiej, bo fortepian rozśpiewał się nieco w Balladzie As-Dur opus 47. Następnie zabrzmiały dwa walce, jeden mollowy, drugi durowy, z opusu 69. I w końcu część finałowa, czyli trzy mazurki, bardzo króciuteńkie z opusu 63 i jedno scherzo z opusu 39. Wszystkie te utwory zagrane zostały a la longue, z niewielkim zawieszeniami dłoni pianisty nad klawiaturą. Bo tak bywa w literaturze muzycznej, że te króciuteńkie kompozycje tak się gra. No i trochę tam zabrakło Chopinowskiej narracji, trochę barwy.
A potem Szymanowski
Ale to, co najlepsze, zdarzyło się w drugiej części koncertu. Bo na afiszu był Karol Szymanowski. Na początek cztery równie krótkie mazurki od numeru 13 do 16 z opusu 50. I też grane w jednym bloku, też z minimalnie wyznaczoną pauzą. A potem były „Maski”, W literaturze określa się je „Trzy utwory na fortepian, opus 34”. W podtytułach „Szeherezada”, „Błazen Tantris” i „ Serenada Don Juana” (dedykowana Arturowi Rubinsteinowi, temu polskiemu Casanovie zarówno fortepianu, jak i życia codziennego). I od pierwszych taktów mazurków Szymanowskiego zaczęła się magia, jaką rzadko, albo być może tylko w sali koncertowej można usłyszeć. Bo po w miarę przyzwoicie odegranym Chopinie, pan Jerzy Godziszewski dał prawdziwie wirtuozowski popis tego, czym muzyka Szymanowskiego może być i de facto jest. To był niesamowity popis możliwości, wyobraźni muzycznej, doskonałości wykonania, zwykłego warsztatu muzycznego, że w końcu. Co oczywiście prawdą nie będzie, bo zwykły warsztat nie pozwoli, by tak tę trudną kompozycję zagrać.
Dość powiedzieć, że partytura „Masek” to tajemny labirynt zapisu, niesamowicie gęsty, niesamowicie trudny, na tyle, że iluś muzyków, po dobrych szkołach tej kompozycji akurat nie bierze na warsztat. Bo trudne, albo wręcz niemożliwe do odczytania źródło, czyli partytura. Trudne, wręcz bardzo, dźwięki do takiego zagrania, aby oddały całe piękno tej kompozycji. Trzeba naprawdę wielkiego warsztatu, wielkiej finezji i takiej też wyobraźni, aby „Maski” zabrzmiały tak, jak chciałby kompozytor. Dość powiedzieć, polski modernista, najwybitniejszy obok Chopina pianista, choć z zupełnie innego okresu. Trudny, ale jak się słucha razem ich obu, to pewne pokrewieństwo myśli, źródeł słychać. A jednak „Maski” są wymagające, i to bardzo, a to ze względu właśnie na skomplikowanie materii muzycznej. I kiedy pan Jerzy Godziszewski mierzył się z „Maskami”, to nie było się mierzenie. Bo muzyk grał tak, jakby nic innego, żadna inna muzyka na świecie nie była ważna. Liczył się tylko Karol Szymanowski i jego maksymalnie trudna muzyka, której urodę i wielkie piękno pianista odkrywał. I nawet te „szpiczaste” dźwięki, jak czasami krytycy określają kompozycje autorów z tamtego czasu, zabrzmiały tak, jak powinny, czyli krystalicznie czysto, przepięknie, szybko. Była gęsta struktura muzyczna, był zachwyt.
Artysta w niebywały sposób budował napięcie, wydobywał kontrapunkt, osiągał kolor, pokazywał w niewymuszony sposób wszystkie nuty. Rzadko się zdarza, aby tak zabrzmiał Szymanowski. I to trochę po z lekka bezbarwnym Chopinie w pierwszej części.
Bonus, ach bonusy…
Ale potem przyszedł czas na bonusy. I były bisy. Aż trzy. Na pierwszy zabrzmiał jeden z mazurków Chopina, i tu rewelacja, przepiękna barwa, odpowiednie tempo, narracja odpowiednia. Potem króciutka kompozycja Szymanowskiego i znów Chopin, i znów świetnie zagrany. I już nie brakło barwy, tempa, czy czegokolwiek.
Jakby sumować koncert, to bardzo dobry, za sprawą kompozycji Karola Szymanowskiego, którego chyba bardziej lubi pianista, ale też i za bisy, bo nagle Chopin pod palcami pana Jerzego Godziszewskiego stał się pięknie czytelnym, znakomitym kompozytorem, którego muzyk świetnie zagrał. I może dlatego trzeba było tej drugiej, chyba bardziej leżącej na sercu części z Szymanowskim, aby i Chopin nabrał barwy.
No i na tym polega ta zagadka, ale też i to, po co chodzą melomani do filharmonii różnych. Bo nikt tak naprawdę nie wie, jak zabrzmi muzyka. Bo nagle się okaże, że po pierwszej, no takiej sobie części, spotka kogoś taki zachwyt, jakiego żadna płyta nie zagwarantuje. I po to są sale koncertowe, do których zaprasza się właśnie takich mistrzów jak pan Jerzy Godziszewski.
I to był kolejny koncert, który dzięki maestrze Monice Wolińskiej FG może sobie wpisać do rejestru tych intrygujących, na których nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Autorką całego afisza jest bowiem właśnie naczelna dyrygentka FG i jej trzeba dziękować za takie koncerty.
A za tydzień, Piotr Paleczny i też Chopin. Też warto się wybrać do FG.
Renata Ochwat
- Województwo lubuskie to region, z którego jesteśmy dumni, w którym warto żyć. Chcemy pokazać, jak wiele nas łączy – mówił marszałek Marcin Jabłoński otwierając Święto Województwa Lubuskiego w Gorzowie.