Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Agnieszki, Magdaleny, Serwacego , 13 maja 2025

Mozart też byłby zaskoczony

2014-09-14, Kultura

Drugi w kolejności, a pierwszy regularny koncert Filharmonii Gorzowskiej zaskoczył melomanów.  I to z dwóch powodów. Muzycznie i wizualnie. Jeden pozytywnie, drugi raczej nie.

medium_news_header_8750.jpg

Na pierwsze, nieformalne otwarcie roku muzycznego Filharmonia Gorzowska zaprosiła na „Don Giovanniego” Wolfganga Amadeusza Mozarta w wykonaniu orkiestry FG, solistów, jeszcze studentów akademii muzycznych w Warszawie i Bydgoszczy, śpiewaków już po dyplomach oraz gorzowskiego chóru Cantabile pod kierunkiem Jadwigi Kos. No i efekt był i nadal jest dyskusyjny.

Evergreen opery

„Don Giovanni” Mozarta jest wielkim przebojem muzyki operowej. Cudowne dziecko i potem młodzieniec klasyki, jak do tej pory niektórzy nazywają Mozarta, napisał tę operę szybko. Na tyle szybko, że jak chce prawda ale i legenda, na praskiej prapremierze nie było uwertury. Mozart napisał ją w kilka godzin przed wiedeńską premierą. I niemal jak wszystko, co wyszło z rąk i głowy geniusza z Salzburga, jest zwyczajnie zachwycające. W uwerturze kompozytor zawarł wszystkie wątki i napięcia, jakie w operze są. A jest i historia obsesyjnie uwodzonych i wykorzystywanych przez niego kobiet, jest zawiedzione uczucie i poczucie zdrady, jest i zemsta za pogardzone uczucie. Uwertura maluje całość. Tę muzykę znają nawet ci, co się klasyką nie interesują. To przejmujące interludium do całości, które daje przedsmak napięć i uczuć, jakie za chwilę na oczach melomanów się zadzieją.

To jedna z najbardziej znanych i najczęściej grywanych we wszystkich teatrach muzycznych świata oper. Równie znana Mozartowska opera to „Czarodziejski flet”, z wielką arią Marii Callas jako Królowej Nocy oraz z duetem Papageny i Papagena, a to akurat w różnych wydaniach.

Ale na otwarcie nowego, czwartego już sezonu FG, zabrzmiał „Don Giovanni”.

Z muzycznej strony

Solistami byli studenci oraz absolwenci szkół muzycznych, jak Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie; Akademii Muzycznej w Bydgoszczy; Konserwatorium Muzycznego w Sewilli. Grała orkiestra FG, którą poprowadził Piotr Deptuch, w partiach recitativów na klawesynie grała Monika Kolasińska. W partiach chóralnych oraz baletowych występował chór Cantabile. Całość wyreżyserował pan Ryszard Cieśla, dziekan wydziału wokalno-artystycznego warszawskiego UMFCH.

Partie solowe wykonali: Stanisław Kuflejuk (don Giovanni) – baryton po Instytucie Sztuki na Przykarpackim Uniwersytecie w Iwano-Frankowsku (Stanisławowie) na Ukrainie; Karolina Ciwis (donna Anna) – sopran, studentka warszawskiej uczelni, Bożena Bujnicka (donna Elwira) – sopran, studentka warszawskiej uczelni; Anna Szostek (Zerlina) – sopran, studentka warszawskiej uczelni; Emil Ławecki (don Ottavio) – tenor, student warszawskiej uczelni; Dominik Opaliński (Leporello)  - bas, student bydgoskiej uczelni; David Lagares (Masetto)  - baryton, student uczelni w Sewilli oraz Przemysław Szkodziński (Il Commendantore) – bas, student warszawskiej uczelni.

Grała orkiestra FG. I było to rzeczywiście intrygujące wykonanie. Soliści zaprezentowali kunszt i klasę muzyczną na wysokim poziomie. Szczególnie wielką przyjemnością było słuchać lirycznych i żałosnych, jak chce partytura, arii w wykonaniu pani Bożeny Bujnickiej. Imponowała skalą, maestrią. A jak zważyć, że jeszcze studentką jest, to warto nazwisko zapamiętać. To trudna partia zarówno od strony muzycznej, jak i aktorskiej. Artystka znakomicie dała radę, zwłaszcza w arii w drugim akcie, kiedy skarży się na nieodwzajemnioną miłość do Giovanniego. To była perełka. Zresztą pozostali soliści błysnęli klasą. Zaznaczyć trzeba ich umiejętności wokalne, ale i aktorskie.

Bez zarzutu też była orkiestra FG. Zresztą nie pierwszy to raz, kiedy orkiestrze zdarzyło się ilustrować muzycznie wydarzenie operowe. Świetnie poprowadzeni muzycy przez maestro Piotra Deptucha kolejny raz udowodnili, że potrafią zagrać wszystko. Nawet pozornie łatwą i przyjemną do słuchania operę Mozarta.

Od strony wizualnej

No i tu już znacznie gorzej. Trudno zrozumieć, co kierowało panią kostiumograf, Karoliną Fandrejewską, że kazała nosić aktorom takie a nie inne kostiumy. Trudno się dopatrzyć w tym całym misz-maszu jednej myśli. Udziwnione, bez uzasadnienia stroje sceniczne na początku wywoływały tylko zaskoczenie. A w miarę rozwoju akcji opery tylko potęgowały pytanie, po co. Bo skoro realizator łamie konwencję opery, to konsekwentnie. Wówczas ubiera śpiewaków w jeden kostium, dla przykładu w czarny dżins. A tu była feeria pomysłów. I raczej niestycznych. Bo było trochę Sewilli z XVII wieku, zwłaszcza w strojach zamożnych dam, było trochę innych dziwnych, ale może i trzymających formę, ale było więcej, kompletnie niepasujących do całości elementów. Trudno zrozumieć ujęcie mieczy rycerzy Jedi, trudno przyjąć pomarańczową bazukę, trudno przyjąć kostium bractw religijnych z Sewilli w wersji skróconej. To błąd. I taki, który powodował, że lepiej było nie patrzeć, i tylko słuchać.

Bo muzyka Mozarta się broni zawsze, a jak jest zagrana i świetnie zaśpiewana, a tak było w piątkowy wieczór w FG, to czegóż chcieć więcej. Mozart byłby zaskoczony sceniczną realizacją. Bo kostium oraz ruch sceniczny zaskoczyłby i jego, wielkiego geniusza z Salzburga, a potem Wiednia i Pragi. Bo choć reformatorem był, to jednak zawsze domagał się rewerencji wykonania. Nawet w takich drobiazgach, jak kostium.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x