2021-12-25, Kultura
Z Joanną Brodzik, aktorką i debiutującą pisarką, rozmawia Dorota Waldmann
- W Gorzowie gości pani po raz pierwszy?
- Bywałam tutaj już wcześniej. Cztery lata temu grałam w spektaklu na deskach Teatru im. Juliusza Osterwy. Mimo wszystko wciąż jest to przestrzeń do eksplorowania i poznawania województwa od tej strony, którą znam mniej. Zakochanie się i rozkochanie w Gorzowie jeszcze przede mną.
- Jak się pani podoba nasze miasto?
- Jest pięknie odrestaurowane. Dodatkowo w tym okresie, w którym obecnie jesteśmy, można cieszyć się świątecznym przystrojeniem i poczuć ten wyjątkowy nastrój. Cieszę się, że mogłam zobaczyć wasz rodzinny gród w świątecznym klimacie. Jest pięknie.
- Książką „Umami. Opowieści i przepisy” zadebiutowała pani jako pisarka. Jakie to uczucie?
- Fantastyczne. To jest dowód na to, jak bardzo życie bywa nieprzewidywalne i jak z najtrudniejszej nawet chwili może zrodzić się coś wyjątkowego. Jest to bardzo fajna podróż życiowa, która pokazuje, że nie należy bać się swoich marzeń i je realizować. Razem z „Umami” odważyłam się właśnie na taką realizację. Odważyłam się narazić na śmieszność, przeróżne inwektywy, które nie padają, bo książka jest przyjmowana z ogromną dozą sympatii przez czytelników. Dostaję mnóstwo ciepłych słów od osób, które ją przeczytały. Pisząc „Umami. Opowieści i przepisy” chciałam, żeby ta wyśniona gawęda kulinarna stała się dla kogoś po drugiej stronie strawą, oprócz tego, że traktuje o kulinariach, bo to tylko pozornie jest książka o tym. Jeśli ktoś dzięki niej może wzmocnić się i pobyć w świecie, który jest mi bliski, ze mną przy jednym stole to jest to wielkie marzenie, które właśnie się spełnia.
- Co było inspiracją do napisania książki?
- Razem z pierwszym lockdownem, z dnia na dzień, zostałam bez poczucia sensu, celu oraz bez pracy i możliwości znalezienia dla siebie przestrzeni, w której mogłabym przez chwilę poczuć się bezpiecznie. Za namową mojej wspaniałej współpracowniczki, która nakłoniła mnie do tego, żebym chociaż spróbowała, usiadłam do pisania, wcale nie wiedząc, czy napiszę tę książkę. Marzenie o tym, żeby zapisać moją pasję do tropienia różnych historii przypraw i potraw nosiłam w sobie od bardzo dawna w miejscu, gdzie trzymam rzeczy niemożliwe do realizacji, albo takie, w które nie wierzę, że zrobię. „Umami” to jest właśnie jedna z tych rzeczy.
- Podczas pisania pojawiały się chwile zwątpienia?
- Mnóstwo było takich momentów. W szczególności wtedy, kiedy bezlitośnie mijał czas, który sama sobie wyznaczyłam, na kończenie kolejnych rozdziałów, a ja utykałam w jakimś miejscu i nie mogłam pójść dalej. To zobowiązanie, które sama na siebie nałożyłam, czyli zdanie materiału na książkę w odpowiednim czasie było dla mnie bardzo dobrą lekcją konsekwencji w nowej dziedzinie, ale też doskonałym sposobem, żeby uzyskać ten cel i sens, którego mi brakowało.
- Planuje pani kontynuację swojej przygody pisarskiej?
- Życie jest tak nieprzewidywalne, że niczego z góry nie można założyć. Kilkanaście miesięcy temu brakowało mi bezpiecznej przestrzeni, a dziś jestem w fantastycznej podróży. Mam jeszcze wiele różnych historii, którymi chciałabym się podzielić. Jeżeli po drugiej stronie znajdą się osoby, które będą chciały je dostać, to postaram się, żeby tak było.
- Komu pani dedykuje publikację? Ukochanej babci?
- Książkę zadedykowałam wszystkim tym, z którymi miałam szczęście siedzieć przy jednym stole. Między innymi to była Ona, ale także mnóstwo innych ludzi, których okruszki serca są w „Umami”.
- Chciałaby pan powiedzieć coś naszym Czytelnikom na zakończenie?
- Chciałabym życzyć Państwu, nie tylko z okazji świąt i nadchodzącego nowego roku, wszystkiego, co najlepsze. Chcę zaprosić wszystkich do wspólnego stołu. Siadajmy na co dzień przy jednym stole i dzielmy się tym co mamy, bo to, co mamy na pewno to nasza wspólna obecność.
- Dziękuje za rozmowę.
Niezwykłą wystawę otworzy w sobotę galeria Miejskiego Ośrodka Sztuki. Bo będzie o pamięci, ze szczególnym akcentem na pamięć o kobietach i przez kobiety.