2025-01-11, Kultura
W tym roku, dokładnie 14 stycznia, mijają 32 lata od największej katastrofy żeglugi morskiej w powojennej Polsce.
14 stycznia 1993 roku o godzinie 4:36 nad ranem na Bałtyku zatonął polski prom Heweliusz dowodzony przez kapitana Andrzeja Ułasiewicza. Statkiem podróżowali głównie kierowcy tirów i osoby im towarzyszące różnych narodowości.
Z katastrofy ocalało zaledwie dziewięć osób z załogi statku, a jej historia była cały czas zakłamywana i do dziś stanowi tajemnicę.
Całej sprawie bliżej postanowił przyjrzeć się dziennikarz i reporter Adam Zadworny. Książka "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku" jest próbą odpowiedzi na wiele pytań dotyczących tej kontrowersyjnej katastrofy.
Szczeciński dziennikarz w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zbigniewa Herberta opowiedział o idei publikacji i próbie dotarcia do prawdy.
- Od samego początku wiadomo było, że to nie jest tylko katastrofa promu, że jest to historia wielopłaszczyznowa dlatego zdecydowałem się pisać tę książkę. Już pierwszego dnia było wiadomo, że jest to katastrofa państwowa ze względu na jej rozmiary – podkreśla dziennikarz.
Autor w książce opisał minuta po minucie całą katastrofę. Przeprowadził wiele rozmów, m. in. z ocalałymi marynarzami, rodzinami ofiar w tym z żoną kapitana - Jolantą Ułasiewicz. Przeanalizował również teczki ze starymi aktami.
- Pani Jolanta przez 30 lat od katastrofy nie rozmawiała z dziennikarzami. Można powiedzieć, że obraziła się na dziennikarzy, gdy zobaczyła w jednej z gazet tytuł „Zatopił własny statek”. Taki był pierwszy wyrok Izby Morskiej w Szczecinie, gdzie zrobiono z kapitana Ułasiewicza kozła ofiarnego. Wówczas postanowiła walczyć o dobre imię męża – mówi autor książki.
Adam Zadworny zdradził, że jego pochodzenie pomogło mu w dotarciu i szczerej rozmowie z wdową po kapitanie.
- Udało mi się nakłonić żonę kapitana Ułasiewicza do rozmowy. Muszę przyznać się, że zadziałało moje marynarskie pochodzenie, tzn. ja nie jestem marynarzem, ale mój ojciec był kapitanem żeglugi wielkiej. Kiedy wdowa dowiedziała się, że pochodzę z takiej rodziny zgodziła się ze mną porozmawiać i opowiedzieć o całym kolorowym życiu żony kapitana. Nie chciała rozmawiać o tej katastrofie – dodał.
Ochmistrz statku, który uratował się z katastrofy podczas przesłuchania przez Izbę Morską wyznał, że pasażerowie nie mieli żadnych szans na przeżycie z powodu braku kombinezonów termicznych.
Heweliusz był pechowym promem z uwagi na fakt, że już przed katastrofą w 1993 roku miał kilka innych wypadków, w których mógł zatonąć, a o których się nie mówiło. Feralnego dnia wypłynął z uszkodzoną furtą.
- Kiedy zacząłem zbierać dokumentację w aktach znalazłem spis poważnych wypadków i awarii Heweliusza. Okazało się, że było ich aż 26. One były zatajane w czasach PRL-u. Heweliusz miał problemy ze sterownością i statecznością – zdradził.
Sprawa tej katastrofy do dziś wzbudza emocje, bo tak naprawdę nigdy nie poznamy jej prawdziwej przyczyny, ponieważ kluczowi świadkowie wraz z kapitanem zginęli, a dziennik pokładowy zatonął.
Wkrótce na platformie Netflix będzie można obejrzeć serial fabularny o katastrofie Heweliusza, gdzie w rolę kapitana wcielił się Borys Szyc.
Heweliusz był promem kolejowo-samochodowym zbudowanym w 1977 r. w norweskiej stoczni Trosvik dla Polskich Linii Oceanicznych. Była to 125-metrowa jednostka mogąca przyjąć na pokład 18 ciężarówek, 30 przyczep i 36 wagonów towarowych.
Dorota Waldmann
Teatr im. Juliusza Osterwy zaprasza dorosłych oraz dzieci na spektakle.