Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Gorzowskiego Michała Anioła przeszłość i przyszłość

2014-01-08, Kultura

Michał Anioł,  aktor gorzowskiego teatru, był ostatnio bohaterem spotkania „Sztuka – Artysta – Dzieło” w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta (w ostatnią środę każdego miesiąca).

medium_news_header_6101.jpg

Michał Anioł,  aktor gorzowskiego teatru, był ostatnio bohaterem spotkania „Sztuka – Artysta – Dzieło” w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta (w ostatnią środę każdego miesiąca).

Moja relacja z tego spotkania z góry musi być ułomna, bo nie jestem w stanie przekazać, jak pan Michał mówił głosami swoich mistrzów – Tadeusza Łomnickiego czy Andrzeja Łapickiego, jak emocjonalnie recytował Leśmiana, jak nie mógł usiedzieć w paradnym fotelu, bo stale musiał coś pokazywać i się ruszać.  Choć za swoją podstawową cechę charakteru uznaje nieśmiałość, na szczęście jest także znakomitym gawędziarzem, a przyjemność opowiadania niosła go w tak różne kierunki, że prowadzący spotkanie Lech Dominik po prostu nie mógł realizować przygotowanego wcześniej porządku.

Z wielkiej nieśmiałości

Michał Anioł urodził się w 1954 roku w Warszawie, a decyzję, że będzie aktorem podjął już w trzeciej klasie, bo wtedy nastała telewizja. Michasiowi tak spodobali się aktorzy występujących na ekranie, że postanowił zostać jednym z nich. Było to tak mocne postanowienie, że dawało mu siłę do pokonywania paraliżującego go nieustannie onieśmielenia. Na jego szczęście natura dała mu świetny głos i posturę, ale to nie wszystko. Bardzo szczerze opowiadał o przezwyciężaniu własnej nieśmiałości, o radości z najmniejszych nawet sukcesów w latach szkolnych. Do dziś się dziwi, że przy pierwszym podejściu zdał egzamin do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (obecnie Akademia Teatralna), gdzie wtedy zajęcia ze studentami mieli – obok Łomnickiego i Łapickiego – Zofia Mrozowska, Gustaw Holoubek, Jan Englert, Ryszarda Hanin, Zbigniew Zapasiewicz  i inni aktorzy tej klasy. Wspominając lata studiów, przywoływał nazwiska obecnych znanych powszechnie aktorów, wtedy jego starszych i młodszych kolegów.  Dużo mówił o programie studiów, o pracy nad scenami, nad głosem, nad tekstem literackim, z żalem dodając, że obecnie studentom nie stawia się takich wymagań , jak w jego pokoleniu, ale brak odpowiedniego przygotowania skutkuje na przykład tym, że w połowie sali aktora po prostu nie słychać.

Na scenie i na ekranie

Po ukończeniu studiów został zaproszony przez Tadeusza Łomnickiego, wtedy dyrektora Teatru na Woli. To była nobilitacja, tyle że rok wcześniej dyr. Łomnicki przyjął cały rocznik kończący szkołę, a więc wszyscy aktorzy byli mniej więcej w tym samym wieku, co temu młodszemu zmniejszało szansę na znaczącą rolę. Z teatrem tym Michał Anioł związany był od 1977 do 1984 roku. W 1982 roku zagrał bardzo dobrze przyjętą rolę główną w filmie „Karate po polsku”. W tamtych latach w ogóle sporo grywał w filmach. Także chętnie przyjmował zaproszenia do innych teatrów. Na przykład w Teatrze Narodowym grał w sztuce „Tramwaj zwany pożądaniem”, a w Teatrze Rozrywki w Chorzowie wystąpił w dwóch sztukach: „Huśtawka” i „Apetyt na czereśnie”. W obu na scenie są tylko dwie osoby i to one muszą utrzymać całą sztukę. A były to w tamtych latach niezwykle popularne tytuły. Były to więc dobre lata Michała Anioła, ale nie na tyle, żeby nie chciał szukać wrażeń gdzie indziej.

Za oceanem ze Sztuką

Gdzie indziej, to dla Michała Anioła Stany Zjednoczone i Kanada. Spędził tam 10 lat. Inny system organizacji teatrów i naboru aktorów nie pozwala na ciągłość scenicznej obecności. Studiował w szkole aktorskiej w Hollywood, zaznaczył swoją obecność w kilku filmach, występował w teatrach, najczęściej w rolach radzickich szpiegów, ale żadnego z tych doświadczeń nie uznaje za ważny w swoim artystycznym dorobku. Natomiast z pasją opowiadał o historii, jaka mu się zdarzyła w dalekim Vancouver, nad brzegiem Pacyfiku. Mieszkała tam całkiem spora Polonia, a gdy Polacy dowiedzieli się, że dobił do nich aktor, wyłoniła się spośród nich grupa takich, którzy chcieli zrobić teatr. Był to klasyczny zespół amatorski, który bardzo trudno było na próby zgromadzić w jednym czasie i miejscu, bo – mimo niekłamanych chęci - każdy z jego członków miał wiele innych zajęć. Przygotowali przedstawienie o sobie, o swoich tęsknotach do teatru, do tradycji, do korzeni. Chyba po raz pierwszy całe przedstawienie zagrali razem na premierze. Miało ono sporo niedociągnięć, ale jednocześnie emanowało taką prawdą, że w ocenie Michała Anioła tam właśnie zrodziła się prawdziwa Sztuka przez  duże „S”. Ciągle tęskni do takiej właśnie obecności Sztuki, przede wszystkim do takiej obecności Teatru (przez duże „T”). Marzy mu się stworzenie jeszcze raz tak prawdziwego i emocjonalnie silnego przedstawienia. Nieśmiało zasugerował, że może wśród gorzowskiej młodzieży znalazłaby się grupa takich spontanicznych aktorów, ale…

Od „Babci” w Gorzowie

Gdy Ameryka przestała być atrakcyjna, Michał Anioł wrócił do Polski. Trochę grywał w filmach i serialach, ale nie był związany z żadnym teatrem. Wtedy niespodziewanie dostał propozycję od dyr. Jana Tomaszewicza z Gorzowa. W 2007 roku u nas trwały obchody 750-lecia miasta, a na zakończenie Teatr im. J. Osterwy przygotowywał premierę sztuki „Babcia” napisanej specjalnie przez Michała Walczaka. Do premiery pozostało niewiele dni, gdy okazało się, że odtwórca jednej z głównych ról – Alik Maciejewski – jest śmiertelnie chory i nie ma możliwości dalszej pracy. Dyrektor Tomaszewicz szukał ok. 50-letniego aktora, który mógłby tę rolę nie tylko przejąć, ale także jakiś czas grać, co oznaczało, że nie miałby zobowiązań gdzie indziej. Jak się okazało Michał Anioł spełniał te kryteria. Przyjechał, przez 4 dni opanował 16 scen (bardzo duże wyzwanie), zagrał na premierze i… pozostał do dziś. W Gorzowie czuje się dobrze, lubi spokój okolicy, sporo gra, co daje mu satysfakcję. W ubiegłym sezonie miał dużą rolę w dwuosobowej sztuce „Norymberga” a także przygotował monodram „O łuskaniu fasoli” wg Myśliwskiego. i choć ciągle uważa, że tamto ostatnie przedstawienie nie dało mu pełnej satysfakcji, nie myśli o porzuceniu Gorzowa.

Sinatra i „Dziewczyna”

Na pytanie co chciałby zagrać, nie podał żadnego tytułu sztuki, ale wymagania, jakie musi nieść rola. Na przykład interesuje go pokazanie wewnętrznego zmagania, np. takiego, z jakim muszą się zmierzyć alkoholicy. Chciałby także przygotować sztukę, a może jeszcze bardziej recital z piosenkami. Nawet obejrzał salę w muzeum, gdzie stoi fortepian i już rzucił pomysł, że mogłyby to być piosenki Franka Sinatry. Podczas spotkania jednak żadnej piosenki nie zaśpiewał, bo do tego potrzebny akompaniament i przygotowanie. Natomiast na propozycję, żeby powiedział wiersz, przystał bardzo chętnie. Powiedział długą balladę Bolesława Leśmiana (jego ulubionego poety) pt. „Dziewczyna” (Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony, / A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony). Niezwykła to była recytacja wzbogacona gestem, ruchem ciała, zmienną melodyką głosu, sugestywnym spojrzeniem. Publiczność słuchała jak zaczarowana.

Spotkania z taką Sztuką (przez duże „S”) jak interpretacja „Dziewczyny” przez Michała Anioła nie da się przekazać w pisanym tekście. Trzeba było być w muzeum, widzieć, słyszeć i czuć.

Krystyna Kamińska     

Na zdjęciu – Michał Anioł w monodramie „O łuskaniu fasoli”, premiera 27 marca 2013 r. w Teatrze im, J. Osterwy.

Na zdjęciu Michał Anioł w monodramie „O łuskaniu fasoli”, premiera 27 marca 2013 r. w Teatrze im, J. Osterwy.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x