Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Jaropełka, Marii, Niny , 3 maja 2024

Karnawał w Filharmonii z trzema tenorami

2014-01-11, Kultura

Wielkie przeboje zabrzmiały w Filharmonii Gorzowskiej. Karnawałową podróż przez Italię i Hiszpanię urządzili miłośnikom hitów muzycy gorzowscy wraz z zaproszonymi gośćmi.

medium_news_header_6136.jpg

Był to kolejny koncert, który udowodnił, że klasyka jest znana wszystkim. Co prawda, ta klasyka lżejsza, bo z opery, operetki, pieśni neapolitańskich czy też hiszpańskich podwórek, ale jednak mieszcząca się w definicji muzyki uznawanej za poważną, a więc trudniej odbieralna.

Koncert otworzyła uwertura do operetki Jana Straussa syna „Noc w Wenecji”. Zagrana ze swadą, już na początku pokazała, czego mogą się słuchacze piątkowego koncertu spodziewać. A potem było już coraz bardziej przebojowo i zabawowo. Bo trzech polskich tenorów, czyli Jan Zakrzewski, Krzysztof Marciniak i Bogusław Morka zaśpiewali same wielkie hity. Zabrzmiała bowiem „Santa Lucia” Teodoro Cottrau, „Feniculi, Fenicula” Luigi Denzy. Było „O sole Mio”, „Catari” Salvadore Cardillo czy też „Granada” Agustina Lary. Zresztą znanych melodii w ten wieczór w Filharmonii Gorzowskiej było znacznie więcej.

Koncert był sukcesem, cały repertuar podobał się bardzo, były oklaski na stojąco i trzy bisy, gdzie goście pokazali, że stać ich na humor i lekki dystans do siebie. To naturalnie była znakomicie opanowana gra, sposób, aby uatrakcyjnić dodatkowo wieczór.

Muzycy oraz melomani, którzy bywają na regularnych piątkowych koncertach repertuarowych mogli być nie do końca usatysfakcjonowani, no ileż razy można grać szlagworty. Ale ten koncert, zresztą jak i inne w tym stylu był ważnym wydarzeniem z kilku względów.

Do FG przyszli słuchacze, którzy rzadko, lub też nigdy nie bywają na innych koncertach. Bo klasyka symfoniczna ich zwyczajnie przeraża. Tym razem było inaczej. Polscy tenorzy zachwycili dyspozycją głosową, zwłaszcza w drugiej części, hiszpańskiej. Zaśpiewali na dobrym poziomie. Orkiestra pod rzeczywiście fantastyczną dyrekcją maestry Moniki Wolińskiej udowodniła, że z równą lekkością i czarem gra zarówno trudne kompozycje, jak i lekki repertuar, do którego trzeba się jednak tak samo przygotować, jak i do Mozarta, Beethovena czy Chopina. Bo akurat w tym przypadku zarówno goście, jak i muzycy nie odegrali chałtury.

W poetykę koncertu wpisała się też sama maestra Monika Wolińska, która w pewnym momencie dyrygowała oklaskami a także „zagrała” hiszpańską donnę z kastanietami, i to przy pulpicie dyrygenckim, a potem w podobnie teatralny sposób komunikowała się z solistami.

Wieczór był zabawny, lekki, czarowny i bardzo podobał się publiczności, oczywiście z niewielkimi wyjątkami.

I chyba po raz kolejny FG udało się pogodzić dwie kwestie. W mieście bez tradycji muzycznej , choć to do końca prawdą nie jest, udało się ściągnąć całkiem sporą publiczność. Dość powiedzieć, że bilety rozeszły się bardzo szybko. A soliści i muzycy zaczarowali tę publiczność do tego stopnia, że spory ogonek stał do mistrza Bogusława Morki po płytę i autograf oraz zdjęcie. No i to był ukłon w stronę tych, co nie słuchają klasyki, bo się jej boją, bo trudne dźwięki. A tych, co stale chodzą, przekonał, że od czasu do czasu można, a nawet wręcz  warto posłuchać właśnie tych hitów z oper, operetek czy też z hiszpańskiego podwórka, bo to przyjemne może być.

Osobną wartością koncertu było jego prowadzenie przez Katarzynę Sikorską-Kozłowską, na co dzień dyrektor Szkoły Muzycznej I i II stopnia przy ul. Bolesława Chrobrego. Z gracją wielką, dbałością o słowo, ale i olbrzymią wiedzą o muzyce oraz taktem czynione informacje pokazały, że jednak można. Prowadząca opowiadała o poszczególnych utworach w taki sposób, że tylko potęgowała zaciekawienie.

Konkludując, koncert był fantastycznym prezentem dla słuchaczy, może nie obeznanych z klasyką, ale jednak lubiących posłuchać akurat takiej muzyki, jaką FG im przygotowała. Bo wszystkie filharmonie tak robią, że raz, może dwa razy do roku serwują akurat taki, mocno karnawałowy afisz,  na którym są właśnie takie utwory. Robi to Wiedeń, robi to Berlin, robi to w końcu Nowy Jork, czy Mediolan. Robi to też Gorzów. I tylko chwalić należy, że też. Bo FG to taka instytucja, która ma strasznie trudnie zadanie. Grać dla tych, co lubią Sibeliusa, Buxtehudego, Mozarta, Purcella, Haydna, Schumanna, Mahlera, … że o Bachu nie wspominając, oraz dla takich, co wiedzą, że lubią muzykę, ale nie do końca potrafią nazwać, jaką. I gorzowska FG tym razem znakomicie się z tego trudnego zadania wywiązała. Bo styczniowy afisz jest tak skonstruowany, że są wielkie przeboje znane z tego, że są znane, a potem na zakończenie miesiąca zabrzmi cudna muzyka Sibeliusa i nie tylko.

Gratulacje odrębne należą się maestrze Monice Wolińskiej, że właśnie tak ułożyła afisze, aby w karnawale w FG zagościli inni niż zwykle słuchacze, bo oni tak naprawdę byli usatysfakcjonowani i szczęśliwi, że mogą posłuchać tej muzyki, o której nie myślą, że to  klasyka, mogli posłuchać orkiestry FG i być zwyczajnie wdzięczni, że ktoś o nich pomyślał.

Ten koncert pokazał jedno, w takich miastach jak Gorzów, FG ma spełniać rolę podwójną. Czyli grać repertuarowe koncerty w piątki, co czyni i to w dobry sposób. Ale także raz, albo dwa do roku zagrać taki karnawałowy repertuar. Na razie się udaje.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x