Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Kultura »
Józefa, Lubomira, Ramony , 1 maja 2024

Bicie jest czymś niepoprawnym

2012-09-24, Kultura

Rozmowa z Janem Tomaszewiczem, dyrektorem Teatru im. J. Osterwy w Gorzowie

medium_news_header_1541.jpg

- Czy jest Pan zadowolony z pierwszej w tym sezonie artystycznym premiery, czyli „Miki mister DJ” w reżyserii Jana Peszka?

- Myślę, że powinniśmy coraz bardziej wdrążać się w problem młodzieży, żebyśmy nie pomijali pewnych zagadnień, które się pojawiają w Gorzowie, tak jak i pojawiają się wszędzie u nas w kraju. Teatr nie jest instytucją terapeutyczną – to chcę zaznaczyć. Teatr musi być barometrem społecznym, teatr musi dawać sygnały, że takie zjawiska są, natomiast rozwiązywać te problemy powinni pedagodzy, którzy są pomostem między młodzieżą, dzieckiem a rodzicem. Niebezpieczeństwo, które obecnie pojawia się w naszym społeczeństwie, to jest wirtualny świat. To jest coś, czego jeszcze nie zauważamy, a uważam, że to jest dość duży problem. Pojawiło się to niebezpieczeństwo, że oto za ścianą rodzic ma poczucie bezpieczeństwa, bo dziecko siedzi i pracuje na komputerze, ale nie ma świadomości gdzie dziecko serwuje po tych wszystkich rzeczach i tworzy ten wirtualny świat, coś, od czego następuje później uzależnienie, podobne jak od alkoholu, od narkotyków. To jest coś bardzo niebezpiecznego, musimy o tym głośno rozmawiać i o różnych problemach, które się pojawiają. Do tego, że pojawiła się ta sztuka na deskach naszego teatru, zainspirowała mnie „Askana”. Obserwowałem młodych ludzi, którzy się pojawiają tam i chodzą po korytarzach tej galerii. To samo zaczyna się dziać w galerii „Nova Park”. Świadomie w czasie godzin lekcyjnych wychodzę tam i obserwuję. To mnie zadziwia. Rozmawiam z pedagogami i nikt nie potrafi mi dać odpowiedzi, co jest powodem, że oto młodzi ludzie tam są. To znaczy, że co? Że nie potrafimy im tego czasu zorganizować? Czy nie zauważamy, że tych uczniów w szkole nie ma? Nie wstydźmy się tego i zaczynajmy rozmawiać. I o tym też jest ta sztuka. Bardzo inteligentna, trudna sztuka, jeśli chodzi o dramaturgię.

- Dlatego pytam o poziom zadowolenia.

- Ta sztuka jest laureatem nagrody ogólnopolskiej, tak naprawdę prapremiera będzie dopiero 13 października w Gdyni*. Dlatego my tę oficjalną premierę robimy 14 października. Tak ustaliliśmy, takie są zobowiązania nasze wobec teatru w Gdyni. Nie mogę się pogodzić z jedną rzeczą – że oto pedagodzy żądają, żeby się pojawiały lektury, żeby uczeń się nie wysilał, jeszcze do tego, żeby lektura nie była inscenizacją, bo wtedy odbiorca nie zorientuje się w treści. Nie na tym polega teatr. Mamy bardzo fajną młodzież gorzowską. Ubolewam, że edukujemy ją, kształcimy a później ona odchodzi, wyjeżdża do Warszawy, Poznania, Szczecina i tam potrafi się odnaleźć. I my znowu wykonujemy tę pracę edukacyjną od podstaw.

- Ze strony środowisk szkolnych, zarówno pedagogów, jak i młodzieży, ma pan sygnały o dobrym przyjęciu tego spektaklu czy raczej opinie krytyczne?

- Miałem takie sygnały, że część pedagogów była oburzona, że oto namawiamy i gloryfikujemy pedofilię. Ktoś nie zrozumiał, że Miki nagrywając swój tekst na kamerę, mówi przecież, że nagrywam do programu telewizyjnego kabaretowo-satyrycznego. Kpi z pruderii naszego społeczeństwa., że pojawiają się takie zjawiska jak pedofilia i my nic o tym nie mówimy. Mamy przecież ogromny ośrodek terapeutyczny dla pedofili, gdzie nie ma pacjentów, bo przepisy nie są doskonałe. Nie mogę tego zrozumieć.  Nie pozwolę, żebyśmy te problemy zamiatali pod dywan. Młody człowiek tworzy wirtualny świat, bardzo niebezpieczny. Mówmy o tym. Ostrzegajmy. To, że są przekleństwa, bijatyki, bo są, jest przemoc, więc zwracajmy na to uwagę. Nie może być tak że młody człowiek sugeruje sobie, że gdy widzi w telewizji jak biją kogoś kijem trzy, cztery razy i potem ten wstaje, otrzepuje się, to potem jest zdziwiony, że uderzył raz i ktoś już nie żyje. O tym trzeba mówić, że uderzenie jest bolesne, że bicie jest czymś niepoprawnym, czymś złym. Ale w jaki sposób? Musimy pokazywać to w spektaklu. I o tym rozmawiajmy. A nie, że przyszła młodzież ze szkoły, obejrzała spektakl i wyszła. Po to jest akcja „Obudź się!” - bo tak to się nazywa, wspaniała akcja robiona przez wydział spraw społecznych – że o tym musimy rozmawiać. Czy nam to jest wygodne, czy nie, taka jest rzeczywistość.

- Jakie inne premiery czekają nas w tym sezonie?

- Chciałbym, żebyśmy zrobili na początku przyszłego roku, może w połowie stycznia, „Romeo i Julię”. Ale „Romeo i Julię” nieco inaczej - żeby była to forma muzyczna, młodzieżowa, żeby właśnie ta młodzież poznawała też pewne tajniki współczesności w dramaturgii, jak teatr obecnie patrzy na młodych ludzi, a również, żeby to była klasyka, bo na klasyce się wychowujemy. Wcześniej, 19 października, mamy premierę we Frankfurcie. Robimy sztukę Kleista „Rodzina Schroffensteinów” razem z Niemcami, ze studentami z Akademii Teatralnej warszawskiej i nasi aktorzy biorą w tym udział. Myślę, że ten spektakl pojawi się też u nas w Gorzowie. Robi to młody, bardzo fajnie patrzący na teatr reżyser Johannes Matuschka. To jest sztuka, która nigdy nie była u nas tłumaczona. Klasycznie tak, jak u Szekspira, analogicznie do „Romea i Julii”, dwie rodziny zwaśnione a młodzi ludzie kochający się, chcący te dwie rodziny pogodzić.

- W jakim języku będzie grany spektakl?

- Dwie rodziny zwaśnione – polska i niemiecka rodzina. Fajny eksperyment. Akcja zaczyna się w katedrze we Frankfurcie, później z widzami, z aktorami następuje przejście, jeszcze są działania na ulicach Frankfurtu i wejście do Kleist Forum do teatru i tam dalej odbywa się akcja.

Zaczynamy też cykl edukacyjno-wychowawczy adresowany do małych dzieci. Będziemy na scenie kameralnej realizowali taki spektakl. Kamila Pietrzak-Polakiewicz i Karolina Miłkowska-Prorok będą realizowały taki spektakl, gdzie będą przychodzili rodzice i poprzez formę zabawy teatralnej wdrażać dzieci. Chcieliśmy, żeby nawet roczne dziecko pojawiało się u nas w teatrze i taki spektakl pojawi się w listopadzie.

- To już w ramach prezentu mikołajkowego?

- Nie. A propos mikołajkowych rzeczy, to rozmawiałem z dyrektorem Czechowskim z Teatru Lubuskiego, żebyśmy się wymienili, żeby bajki przyjechały z Zielonej Góry i w ramach Spotkań Mikołajkowych były zaprezentowane i również z Koszalina i żebyśmy my też tam pojechali. Sytuacja finansowa jest taka, że musimy szukać oszczędności. Nie trzeba produkować nowej bajki, można przywieźć tę bajkę, możemy się wymienić.

- Czy to znaczy, że w tym sezonie nowej bajki nie będzie?

- Będzie. Marzy mi się potężna bajka typu „Królowa śniegu”, taka klasyczna bajka, nie umowna, ale klasyczna, gdzie będzie dużo muzyki, duża obsada. Już rozmawiam z reżyserem w Warszawie. I na pewno w 2013 roku taka bajka się pojawi.

- Jacy reżyserzy, jacy aktorzy gościnnie pojawią się w tym sezonie w naszym teatrze?

- Chęć przejścia do nas na etat wyraża Janek Jankowski. Było 50-lecie, było 55-lecie pana Romana Kłosowskiego i w przyszłym roku jest 60-lecie pracy człowieka, który ma już 83 lata. Wydaje mi się, że jakieś zobowiązanie mamy wobec tego artysty, wielkiego, wspaniałego aktora. Chciałbym, żeby się pojawiła „Ostatnia taśma Krappa”, żeby ten Beckett pojawił się w wykonaniu pana Romana Kłosowskiego, Krzysiek Prus by to reżyserował. I również byłyby trzy jednoaktówki połączone, nasi aktorzy braliby w tym udział. Chciałbym jeszcze poprzez pana Romana Kłosowskiego trochę popromować nasz teatr, bo na pewno wtedy jeździlibyśmy po Polsce. Ta premiera – tak planujemy – pojawiłaby się w granicach naszego święta 27 marca Międzynarodowego Dnia Teatru.

I na pewno pojawi się sztuka „Między nami dobrze jest” pani Doroty Masłowskiej. Jest to sztuka współczesna o młodych ludziach, może nie tak kontrowersyjna jak „Miki” i Pakuła, ale myślę że się spodoba. Ona miała premierę w Berlinie, realizowane to było w ramach projektu polsko-niemieckiego. Publiczność niemiecka i polska dobrze to przyjęły. Na cały rok 2013 mamy zaplanowanych pięć, sześć premier. Zobaczymy jeszcze jaka będzie sytuacja ekonomiczna, bo to jest bardzo ważne. Budżet składam określony, a czy zostanie to przyjęte i zaakceptowane przez zarząd województwa, zobaczymy.

- Grażyna Wolszczak, Barbara Wrzesińska nadal będą się pojawiały na deskach Osterwy?

Tak, naturalnie. Chciałbym wrócić do pani Ani Seniuk. Rozmawialiśmy, że z powrotem wróci, żebyśmy ten „Dzień Walentego” wznowili w reżyserii świętej pamięci, nieżyjącego już niestety, Tomasza Zygadły. Chciałbym, żeby wrócił „Akompaniator” z Jankiem Jankowskim i Hanią Śleszyńską. Na te spektakle jest zapotrzebowanie, są sygnały, żebyśmy to grali. Na pewno cały czas będzie grana „Trzy razy Piaf”. W maju byliśmy z tym spektaklem w Warszawie, został rewelacyjnie przyjęty. Zostaliśmy ponownie zaproszeni, żebyśmy jeszcze raz to zagrali. To już piaty, szósty sezon jest na afiszu? Tak, szósty sezon. Myśmy reprezentowali w ramach prezydencji Polskę, w Berlinie graliśmy ten spektakl. To było dla nas wyróżnienie, że zostaliśmy przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaproszeni.

- Czy w związku z takim powodzeniem tego spektaklu Artur Barciś pojawi się jeszcze u nas w roli reżysera?

- Na pewno. Na pewno będziemy grać jego sztukę „Kochać” w Warszawie, która cieszy się tutaj dużą popularnością. Doskonale się z nim współpracuje. Chciałbym, żeby wrócił pan Jan Peszek, bo to co przez miesiąc zrobił z moimi aktorami, to... zresztą takie są sygnały od aktorów, którzy pracowali z mistrzem. Peszek też wykłada w szkole aktorskiej, jest pedagogiem, wspaniałym człowiekiem i myślę, że te więzy ich są dość mocne. Rok 2013 nie wchodzi w grę, bo czasowo jest ograniczony, ale w 2014 już się umawialiśmy, że pan Peszek się pojawi. Na pewno pojawią się też nazwiska z pierwszej półki, z którymi rozmawiałem, muszę tylko ustalić terminy, bo chciałbym żeby pracowali tu z moimi aktorami. Czekam na sygnał od Alberto Nasona. To jest reżyser parad i „Skąpca”. To jest Francuz, wspaniały człowiek, specjalista od commedii dell'arte. Chciałbym, żeby się u nas pojawił.

- To teraz przejdźmy do największego święta teatru w Gorzowie, czyli Spotkań Teatralnych. Co w tym roku zobaczymy?

- Dopóki nie mam umów podpisanych, to nie chciałbym ujawniać. Myślę, że to jest jeszcze kwestia około dwóch tygodni.  Zaczynają się 12 listopada. Na razie finansowo jest bardzo ciężko, ale jestem optymistą i liczę, że z budżetu miasta jeszcze coś dostanę. Będą naprawdę wspaniali aktorzy i wspaniałe spektakle. Jestem szczęśliwy, że pojawią się „Dzienniki” Gombrowicza z Teatru IMKA z plejadą gwiazd.

- To już jest pewne?

- Mam sześć pewnych spektakli, ale nie mogę na razie wymieniać tytułów.

- Proszę wobec tego określić chociaż zakres tematyczno-gatunkowy.

Myślałem o haśle „Nad Wartą śmiać się warto”. Ludzie chcą troszeczkę komedii, takiej klasyki tego gatunku. Będą teatry warszawskie, będzie teatr Ateneum, teatr Polonia, będziemy gościli panią Magdalenę Zawadzką – nigdy jeszcze nie mieliśmy tego szczęścia i zaszczytu.

- Z „Polonią” przyjedzie Krystyna Janda?

- Nie, bo to będzie spektakl Och-Teatru. Pani Janda na pewno się pojawi u nas, ponieważ teraz realizuje monodram na podstawie książki pani Danuty Wałęsowej. Już rozmawiałem na ten temat i wiem, że skorzysta z zaproszenia.

- Są jakieś ruchy kadrowe w teatrze w tym sezonie? Nie widzę już nigdzie nazwiska pani Iwony Kusiak.

- Pani Iwona Kusiak odeszła od nas do Teatru Polskiego do pana Andrzeja Seweryna. Później uznała, że jednak Warszawa nie odpowiada jej. Bardziej się skupiła teraz na pisaniu dramatów, jest w Zielonej Górze, pracuje w Urzędzie Marszałkowskim, jest przydatną, wspaniałą osoba, która współpracuje z panią marszałek Polak.

- A pan został bez kierownika literackiego. Szuka pan?

- Nie, nie ma takiej potrzeby, żeby to stanowisko wypełniać. Teraz jest tylu młodych dramaturgów, którzy przysyłają swoje propozycje teatralne, że możemy to realizować w ten sposób. W zespole aktorskim nie ma żadnych zmian, w tym roku nikt nowy się nie pojawił. Rynek jest tak trudny, że zmiany personalne mogłyby być dla niektórych dość bolesne. Uważam, że jest bardzo fajny zespół. Szanuję decyzje mojego poprzednika, wspaniałego artysty, jakim był dyrektor Ryszard Major. To on tworzył kręgosłup tego zespołu, a ja kontynuuję. Naprawdę są fajni ludzie.

- Jak przy tej mizerii finansowej możliwe są jakieś remonty? Widziałam, że przy bufecie coś się dzieje.

- Całe zaplecze jest nowe – nowe garderoby, nowe pracownie: elektryczna, akustyczna, pomieszczenia dla naszych montażystów, toalety dla widzów są całkowicie nowe. Był to taki okres późnego Gomułki, wczesnego Gierka. Może to byłe, ale uciążliwe, więc teraz wszystko jest nowe. Wszystkie prace zakończymy z ostatnim dniem września. Cieszę się z tego, bo to było pilne. Wcześniej nie było na to pieniędzy. Mieliśmy otrzymać pieniądze z LRPO, ale Bruksela stwierdziła, że już na kulturę nie będą dawać, bo są inne potrzeby. Pojawił się projekt norweski. Będę składał wniosek na elewację, na rewitalizację widowni. To musimy zrobić.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała

Dorota Frątczak

* Prapremiera sztuki „Miki mister DJ” miała miejsce 1 lutego 2011 roku w studenckim Teatrze Remedium Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x