2012-11-04, Kultura
Melomani przeżyli przepiękną trzydniówkę „Pod Filarami”. W ostatnim dniu października, 1 i 2 listopada w klubie zagrali gorzowscy filharmonicy oraz dwa międzynarodowe kwartety typowo jazzowe. Każdy koncert był inny, każdy zapierał dech w piersiach.
1.
Bez pośrednictwa urzędników, spontanicznie, z potrzeby serc zawiązała się piękna forma współpracy między ludźmi z dwu miejskich instytucji muzycznych. W środę, przed dniem Wszystkich Świętych, zagrał Kwartet Smyczkowy im. H.M.Góreckiego, czyli gorzowscy filharmonicy w składzie: Maciej Grygiel - skrzypce, Łukasz Jaros - skrzypce, Dawid Pajdzik - altówka, Piotr Więcław - wiolonczela. Był to kolejny koncert z cyklu Different Music (Inna Muzyka), który zapoczątkował rok temu włoski pianista Ludovico Einaudi. Pod tym hasłem klub planuje wspólnie z filharmonikami gorzowskimi kontynuować prezentacje innych gatunków muzyki współczesnej.
W programie kwartetu znalazła się muzyka kameralna XX i XXI wieku z nurtu neoklasycznego, modernistycznego i minimal music. Były to utwory: V kwartet smyczkowy0 "'Le temps qui n'est plus'" Zbigniewa Bargielskiego oraz kwartet smyczkowy nr 1 i nr 2 Pawła Łukaszewskiego. Utwór Bargielskiego z 2001 roku określany jest jako neoklasyczny z elementami polskiego folkloru góralskiego. Bargielski był uczniem patrona gorzowskiej szkoły muzycznej, Tadeusza Szeligowskiego a także Nadii Boulanger, laureatem wielu konkursów kompozytorskich, wieloletnim członkiem komisji programowej festiwalu Warszawska Jesień, jest emerytowanym profesorem Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i Krakowie, gdzie uczył kompozycji. Skomponował około 150 utworów, głównie w klasycznych gatunkach, jak opera, koncert, sonata, a najczęściej pojawiającym się w jego twórczości jest właśnie kwartet smyczkowy.
W wywiadzie dla „RuchuMuzycznego” w 2006 roku powiedział o swojej twórczości: „w końcu lat sześćdziesiątych zacząłem zastanawiać się nad dwoma zagadnieniami: kwestią systematyzacji dźwięków oraz sposobem ujęcia ich w formę. Co do formy: chciałem szczególnie podkreślić jej znaczenie, budowanie, narastanie, kompletowanie, scalanie, stawanie się (forma in statu nascendi)”.
Z kolei młodszy o ponad 30 lat Paweł Łukaszewski, profesor Akademii Muzycznej w Warszawie, specjalizuje się w muzyce sakralnej i chóralnej, jego utwory zarejestrowane zostały na około 50 płytach, płyta Kwartetu DAFÔ z nagraniem m.in. jego Kwartetu smyczkowego dostała Nagrodę Fryderyk '99. Kwartet im. Góreckiego wykonał wszystkie utwory z wielką starannością i żarem. Stosunkowo nieliczna, ale za to prawdziwie wsłuchana w muzykę publiczność była zauroczona tym koncertem. W nieskazitelnej ciszy i całkowitym zasłuchaniu muzyka wchłonęła odbiorców, nie puszczała ani na moment ich uwagi.
Najbardziej zaskakujace było to, że po koncercie muzycy z pełnymi niepewności oczami pytali: czy publiczność jazzowa jest w stanie zaakceptować taki rodzaj muzyki, było nie było, jednak klasycznej? Tak, tak, tak! – padały entuzjastyczne odpowiedzi i liczne komplementy pod adresem kompozycji, bardzo dynamicznych a przy tym otwierających przestrzenie dające oddech, a także pod adresem wykonawców. Pomysł stworzenia kwartetu smyczkowego, który prezentowałby muzykę XX i XXI wieku od początku chodził po głowie dwóm skrzypkom – Łukaszowi Jarosowi (absolwent AM w Łodzi) i Maciejowi Grygielowi (absolwent AM w Krakowie), którzy razem grali w orkiestrze Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Doprosili do składu lidera altowiolinistów, Dawida Pajdzika (absolwent SM w Myśliborzu, AM we Wrocławiu i Lynn University w Miami na Florydzie) oraz wiolonczelistę Piotra Więcława (absolwent OSM II st. w Białymstoku i AM w Gdańsku). Aby grać, trzeba mieć motywację, czyli złaknionych takiej muzyki odbiorców. Koncert „Pod Filarami” - pierwszy taki poza filharmonią – pokazał, że odbiorcy są i czekają już na następny koncert.
2.
W dniu Wszystkich Świętych wystąpił „Pod Filarami” typowy kwartet jazzowy: Florian Hoefner Group w międzynarodowym składzie: Mike Ruby (Kanada) – saksofon tenorowy,
Florian Hoefner (USA) – fortepian, Sam Anning (Wielka Brytania) – kontrabas, Peter Kronreif (Austria) – perkusja.
Pochodzący z Nowego Yorku Florian Hoefner jest uznanym pianistą jazzowym i kompozytorem. Początkowo rozpoczął studia muzyczne w Bawarii, gdzie grał na fortepianie, akordeonie i trąbce. Po uzyskaniu licencjatu pianisty jazzowego na Uniwersytecie Sztuk Pieknych w Berlinie został stypendystą Fulbrighta, dzieki czemu ukończył studia II stopnia na Manhattan School of Music. Koncertował w USA, Kanadzie, Europie. Wystąpił na wielu prestizowych festiwalach, jak Jazz Baltica w Salzau, Czechy Jazz Fest, Festival Jazz Tremplin w Awinionie, gdzie jego zespół Subtone został laureatem nagrody jury i publiczności. Grał m.in. z Joe Lovano, Soamusem Blackiem, Timem Riesem. Nagrał osiem płyt, w tym jedną z uznanym gitarzystą Kurtem Rosenwinklem, a najnowsza to nagrana w tym roku „Songs Witout Words” w składzie, który zagrał w „Pod Filarami”. Utwory Haefnera wykonują orkiestry niemiecka i szwajcarska. Jest dwukrotnym laureatem nagrody Jazz ASCAP Nagrody Młodych Kompozytorów. Zdobywa entuzjastyczne recenzje, które chwalą go za poziom techniczny i iskrę twórczą, która od niego bije. Ma rację Nick Bewswey z „Jazz in Space”, który twierdzi, że muzyka kwartetu jest mocna i jak się ją raz usłyszy, to będzie się chciało więcej.
Koncert, który grupa zagrała w Gorzowie, miał nieco melancholijny nastrój, zwłaszcza w balladach, co znakomicie wpisywało się w klimat tego dnia. Haefner pokazał, że potrafi zręcznie łączyć elementy muzyki pop z jazzową konstrukcją. Jedni się rozmarzyli, inni zamyślili, wszystkim było bardzo, bardzo przyjemnie słuchać ładnych tematów, które były bardzo plastyczne do przetwarzania przez każdy instrument, w konsekwencji było też sporo ciekawych improwizacji.
Tak więc przed gorzowską publicznością na scenie „Pod Filarami” stanęło czterech gigantów jazzu; gigantów, którzy swoją grą udowodnili, że naprawdę nimi są, że w pełni zasługują na takie wielkie słowa. Klub był oczywiście pełniutki, muzyka przyjmowana owacyjnie, każda solówka nagradzana wielkimi brawami, okrzykami i piskami. Atmosfera na sali była niesamowita – z jednej strony płynęła wielka dawka energii ze sceny na widownię, z drugiej strony żywy odbiór kierował nowy strumień energii ze strony publiczności do muzyków. Ale dali czadu! – komentowali najczęściej słuchacze. Po prostu: panowie dali takiego czadu, że nikt nawet się nie skrzywił, nie pogrymasił na nic, wszystko było perfekcyjne i porywające, wszyscy byli koncertem zachwyceni. Wielki żywioł w graniu w pełni kontrolowany, połączony z fantastycznym warsztatem wykonawczym każdego z instrumentalistów. Ponieważ Lorber 4 listopada, a więc dwa dni po koncercie, obchodzi 60. urodziny, o czym nie omieszkał poinformować Marienthal, publiczność spontanicznie odśpiewała jubilatowi „Sto lat”. To był przepiekny wieczór.
To było przepiękne trzydniowe święto muzyczne.
Filharmonia Gorzowska w najbliższy piątek rozpoczyna trzynasty już sezon artystyczny.