2012-07-19, Prosto z miasta
Kiedy czytam różne teksty, przysłuchuję się rozmowom i słyszę z ust ważnych polityków, że interes naszego miasta wymaga obrony Artura Gurca na stanowisku dyrektora ośrodka TVP w Gorzowie, „bo nam zabiorą telewizję do Zielonej Góry”, to nie wiem : śmiać się czy płakać? Bo takie opinie świadczą o wielkiej nieznajomości rzeczy, o zasadniczym braku wiedzy o tym co dzieje się w telewizji i komu tak naprawdę potrzebny jest Artur Gurec na stanowisku dyrektora. Albo też dowodzą, że politycy nie chcą o wielu sprawach wiedzieć i słyszeć, bo jest im tak wygodnie. A telewizja to tylko narzędzi, wielce przydatne szczególnie w trakcie kampanii wyborczych.
Właśnie trwa konkurs na nowego dyrektora ośrodka TVP w Gorzowie. Przy okazji, tu i ówdzie, toczy się dyskusja o tym, który z 21 (!) kandydatów powinien wygrać. Stąd te różne opinie, oceny i oczekiwania. Najczęściej oparte na fałszywych lub czysto politycznych przesłankach. W imię interesów Gorzowa lub Zielonej Góry, PO i PSL lub SLD i może PiS… O widza, o telewizję, o misję chodzi tu najmniej. Znakomicie to czuje najbardziej zainteresowany, czyli dyrektor Gurec…
Od początku gorzowski ośrodek TVP nie ma szczęścia do dyrektorów. Tak się jakoś składa, że od zawsze byli to polityczni nominaci, których związki z dziennikarstwem, mediami publicznymi były wcześniej właściwie żadne, a znajomość telewizji wynikała najczęściej bezpośrednio z faktu posiadania w domu telewizora. Frejman, Sołtysiński, Kotalla, no i teraz Gurec. Wyjątkiem jest tu Kotalla, który pracował w zielonogórskiej kablówce, ale raczej z kiepskim skutkiem. Niektórzy z nich nie bardzo nawet interesowali się tym , co się dzieje w ośrodku, którym zarządzali i pozwalali innym robić telewizję, żeby tylko jakoś tam było. Wystarczało im, że mają prestiż i niezłą kasę z abonamentu.
Dyrektor Gurec zachowuje się, jakby pojęcie telewizji publicznej odnosił do siebie. Publiczna, znaczy, że także a może przede wszystkim, jego. Dzięki czemu nie musiał się właściwie znać na zasadach i standardach obowiązujących w telewizji publicznej i dziennikarstwie w ogóle. Dlatego bez zahamowań i wewnętrznych oporów może wnosić swój twórczy wkład do programu. Najlepiej było to widać podczas ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu, kiedy w dużej mierze próbował przejąć ręczne sterowanie wybranymi audycjami, by samemu decydować kto jest godny występować, a kogo można i należy spychać na margines. Można było nawet odnieść wrażenie, że ma własną, nieformalną rzecz jasna, listę rankingową, wedle której szerzej udostępnia antenę wybrańcom. I wcale nie kierują nim kryteria polityczne, jak sądzi wielu, ale bardziej osobiste sympatie i antypatie, a może nawet jakieś zobowiązania czy oczekiwania. Jaskrawym przykładem takiego działania był – osobiście nakazany przez niego - zakup reportażu wizerunkowego jednego z kandydatów na posła (z Zielonej Góry !) i wielokrotna – na wyraźne jego osobistego żądanie - emisja w miesiącach bezpośrednio poprzedzającym wybory. Bez jakiegokolwiek racjonalnego wytłumaczenia i uzasadnienia. Można się jedynie domyślać, że czemuś i komuś miało to służyć. Na pewno jednak nie telewizji.
Przykłady podobnego traktowania publicznej telewizji można mnożyć. Widzą to i przeżywają pracownicy telewizji, którzy jednak w trosce o pracę, boją się o tym głośno i publicznie mówić, choć po cichu wielu z nich z zażenowaniem przyznaje, iż są to praktyki częste i raczej nie do przyjęcia w żadnej redakcji, a już w publicznej telewizji w szczególności nie powinny mieć miejsca. Nie pomagają jakiekolwiek skargi i żale a wszelkie nieśmiałe próby protestu tłumione są w zarodku. Dobrze wiedzą, że kto się narazi, ten przecież łatwo może wylądować na bruku lub przynajmniej zostać pozbawiony prowadzenia programu, realizacji audycji, co jest równoznaczne z utratą pieniędzy. Nieliczni mają tylko etaty i iluzoryczną ochronę prawną. Tłumaczą przy tym, sobie i innym, że dyrektorzy się zmieniają, a oni chcą trwać i bronić tego, co się da obronić…I trudno nawet mieć o to pretensje. Tym bardziej, że mimo wszystko, gdyby nie ich opór mogłoby być znacznie, znacznie gorzej. Trwają jednak w ciągłej niepewności. Widzowie tego nie widzą. Sprawozdania i wszelkie statystyki także tego nie pokazują, bo takich rzeczy zwyczajnie nie ogarniają.
Dlatego dobrze byłoby, aby na czele telewizji, publicznej bądź co bądź, stanął jednak ktoś, kto zna się trochę na mediach, ma pojęcie o dziennikarstwie i szacunek dla elementarnych zasad i standardów, jakimi powinna się kierować ta publiczna instytucja. Byłoby to z dużo większym pożytkiem dla samej telewizji i dla widzów. I dla Gorzowa też. Może tym razem zarząd TVP nie podda się różnym politycznym naciskom, albo mądrze wykorzysta je właśnie do tego, by dokonać wyboru bardziej merytorycznego. A Ośrodek Terenowy Telewizji Polskiej w Gorzowie będzie się rozwijał a nie dreptał w miejscu. Bo to nie jest tylko kwestia abonamentu i pieniędzy.
Miłego odbioru.
Jan Delijewski
P.S.
Za nami jedenasta edycja bardzo popularnej w Gorzowie akcji ekologicznej ,,Wymień Odpady na Kulturalne Wypady’’.