2013-04-30, Prosto z miasta
- To niebezpieczne miejsce, żulerka się tam zbiera i jacyś inni podejrzani – mówili przez lata gorzowianie ściszonym głosem o Kwadracie.
Dziś to spokojne, przyjazne ludziom miejsce, z ławeczkami do wypoczynku. Ale czarna historia jakoś nie chce się od tego miejsca odkleić.
- Mieszkam tu całe życie i nigdy ani przez moment nie czułam się zagrożona – mówi Monika Kowalska, dyrektor kina Helios, a prywatnie córka bardzo znanego, nieżyjącego już malarza Bolesława Kowalskiego. Mieszka przy ul. Dąbrowskiego i jej okna wychodzą wprost na Kwadrat.
Moltkeplatz i cmentarz
Kwadrat to zwyczajowa nazwa placu – pierwszego na Nowym Mieście, kiedy się idzie z centrum w kierunku do Ruskiego Stawku i dalej na Piaski. Wytyczono go na przełomie lat 178-88. Potem nazwano imieniem Heluta Karla Moltkego, pruskiego marszałka, wybitnego stratega. To tu 17 marca 1933 roku hitlerowcy urządzili spektakularne spalenie komunistycznych sztandarów. Były śpiewy, pochodnie, pokazówka jak się patrzy.
Podczas wojny w 1944 r. wykopano na placu schrony przeciwlotnicze i zdaje się dlatego Rosjanie urządzili tu cmentarz wojenny. Szczątki ekshumowano w 1952 r. Plac został nazwany Placem Nieznanego Żołnierza, ale rzadko który gorzowianin ją pamięta.
12 października 1978 r. odsłonięto tu pomnik poświęcony 5 Dywizji Piechoty 2 Armii Wojska Polskiego a kilka lat temu wybuchła o niego gigantyczna awantura. Otóż fundatorzy pomnika marszałka Józefa Piłsudskiego, który ostatecznie stanął obok hotelu Qubus, chcieli Dziadka pierwotnie ustawić na Kwadracie. Pomnik dłuta Jerzego Koczewskiego miał zostać przeniesiony w inne miejsce. Zaprotestowała wówczas bardzo mocno środowisko weteranów. No i fundatorzy się wycofali.
Legendarna żulerka
Tuż po wojnie w okolicach placu, podobnie zresztą, jak i w całym mieście, osiedli się ludzie z całej Polski i z Kresów. To wówczas były czas, kiedy każdy coś tam każdemu musiał udowodnić. Wtedy narodziła się czarna legenda tego miejsca.
- Dziś? Jaka żulerka, jakie chuligaństwo – mówi pan Józef spotkany na placu. Tłumaczy, że ma prawie 70 lat i pamięta, że kiedyś bywało tu niespokojnie. – No, swoich się nie zaczepiało. A obcy? Z tym różnie bywało – przyznaje i wspomina, jak po bramach załatwiano różne interesy – No szedł handel wódką, złotem. Ale to bardzo dawno czasy. Jak się komuś coś nie podobało, to w twarz mógł zarobić. Ale żeby tak za nic, to nie – opowiada.
O handlu wódką opowiada inny gorzowianin. – Jakoś tak w latach 80. nagle przyjechali do mnie znajomi z Krakowa. Czasy były podłe, sklepów mało, a alkohol kupić, to to była sztuka. No co robić – dawaj na Kwadrat, bo że tu wódkę można było kupić, wiedzieli wszyscy w mieście. Tu pod jedną bramą zaczepił nas taki żulik i pyta, czego chcemy. My spokojnie, że chcemy kupić alkohol. Chłopak powiedział, że sprawę załatwi, dostał kasę i mieliśmy na niego poczekać na korytarzu. Czekamy, czekam, aż z jednego z mieszkań wynurza się jakiś typ. Pyta grzecznie, co my tu robimy, my zgodnie z prawdą odpowiadamy, że czekamy na chłopaka. Typ się roześmiał i powiedział, że on na pewno kasę zgarną i wyszedł przez drugie wyjście. No i tak zostaliśmy bez kasy i bez alkoholu. A koniec historii był taki, że dziewczyna znajomego, która czekała na nas przed kamienicą, w tym czasie kupiła wódkę u innej handlarki i to taniej niż my – mówi.
Cyganie tu mieszkają
Od lat w okolicach Kwadratu mieszkają też gorzowscy Romowie. I właśnie ten plac jest ich ulubionym miejscem. Bardzo często można tu zobaczyć charakterystycznie ubranych Romów przesiadujących na ławkach. Na innych siedzą romskie kobiety. – Oni się wpisali w kolor tego miejsca. Jak przychodzi lato, bez nich ten plac nie byłby tym samym miejscem – mówi Ula Aksamit, która lubi tu przychodzić, bo jak mówi, wabi ją legenda. I opowiada, jak kiedyś przyszła, aby chwilę posiedzieć na ławeczce, a tu nagle zrobił się koncert. Okazało się, że popularny romski muzyk – pan Jańcio urządził sobie próbę pod chmurką. – Zaraz zebrała się gromadka ludzi, miał odbiorców i oklaski, wszyscy świetnie się bawili. Jakby ustawił kapelusz, to pewno i jakiś grosz byłby się sypnął – opowiada Ula.
A okoliczni mieszkańcy zapewniają, że nigdy nie było jakichś konfliktów pomiędzy Romami a Polakami. – Może i związków przyjacielskich też i za bardzo nie było, ale obie strony się szanują i to się w końcu liczy – mówi starsza pani spotkana na spacerze z wnuczką.
Polsko-niemieckie kontakty
Przy kwadracie mieszka także Iwona Bartnicka, szefowa Dyskusyjnego Klubu Filmowego Megaron i jednocześnie kina 60 Krzeseł. I potwierdza, że to miejsce jest nad wyraz spokojne. To w jej mieszkaniu doszło do spektakularnego polsko-niemieckiego pojednania. Zanim zaczęły się oficjalne kontakty z byłymi mieszkańcami, do Gorzowa zawitali niemieccy właściciele mieszkania, w którym żyje rodzina Iwony. – Popatrywali tak na nasze okna, aż babcia ich zaprosiła do środka. Byli wzruszeni, że mogą sobie pooglądać i powspominać dzieciństwo. Potem do takich spotkań dochodziło za każdym razem, kiedy tylko przyjeżdżali do Gorzowa. My zawsze zapraszamy ich na kolację. Przecież to chyba normalne – mówi.
Mity wiecznie żywe
- Proszę zobaczyć, ławki tu w miarę całe, podobnie jak z alejkami, ptaki nie brudzą, nie śmierdzi – czegóż chcieć więcej. Przecież to malutki parczek niemal w centrum miasta – mówi pan Józef i opowiada, jak raz na jakiś czas spotyka się tu ze znajomymi, żeby pogadać, powspominać.
A Ulka dodaje, że z Kwadratem tak jest, jak z starożytnymi mitami. – Ktoś przylepił łatkę, ludzie tę opinię powtarzają i cały czas się kręci czarna legenda. Mam wrażenie, że podobnie jest z Zawarciem i innymi miejscami w mieście. Myślę, że bardziej niebezpiecznie jest w zaniedbanych blokowiskach. Bo tu – środku miasta jest naprawdę spokojnie – mówi i dodaje, że aby się o tym przekonać, trzeba się po prostu samemu tu wybrać.
Maciej Zieliński
Za nami jedenasta edycja bardzo popularnej w Gorzowie akcji ekologicznej ,,Wymień Odpady na Kulturalne Wypady’’.