2013-05-11, Prosto z miasta
18 maja 2013 r. definitywnie zamknie swe podwoje w centrum miasta MPiK, czyli dawny Klub Międzynarodowej Prasy i Książki.
Z tej okazji w lokalnej prasie ukazały się żałobne publikacje i wspomnienia. Niepotrzebnie. Znika przecież tylko kolejny supermarket z gazetami, książkami i płytami. Nieodżałowanego Klubu MPiK nie ma już przecież od dawna.
Dlatego do marketu pod nazwa MPiK, czyli samoobsługowego sklepu z gazetami i książkami zaglądałem z rzadka. Po prostu nie lubię marketów. Nie ta scenografia, nie te klimaty, nie ci ludzie….Gazety czy książki mogę kupić niemal wszędzie. Czy można jednak gdziekolwiek wypić kawę, poczytać gazetę, porozmawiać bez pośpiechu o sprawach małych i dużych, ocierając się każdego dnia o ludzi, którzy stanowią śmietankę intelektualną miasta? Nie! A to była największa wartość tamtego MPiK-u.
Pamiętam, jak Jurek Szalbierz, znakomity fotoreporter Ziemi Gorzowskiej i uznany już artysta fotografik, a mój starszy kolega redakcyjny, wprowadzał mnie na empikowe salony, gdzie absolutnie nieumówiony czekał już na niego Waldek Kućko, wpuszczany tam jeszcze przed oficjalnym otwarciem o godz.10.00 przez zaprzyjaźniony personel z Marią Łozińska na czele. Jako, że także artysta fotografii i fotoreporter, ale Gazety Lubuskiej, to przy kawie, herbacie lub oranżadzie toczyli długie warsztatowe i wcale nie warsztatowe spory. Później zjawiał się postrzegany jako mistrz słowa Zdzisław Morawski, który długo i donośnie lubił perorować, pouczać i moralizować na wszelkie tematy, bez względu na grono słuchaczy, z którego polemizował z nim śmiało Mietek Rzeszewski lub Hirek Świerczyński albo obaj naraz, jako specjaliści od architektury, urbanistyki, ale i kultury. W przeciwieństwie do Mietka Miszkina, który z wrodzoną ironią i przekąsem, jak na belfra i dziennikarza przystało, dystansował się od wygłaszanych ocen, tez i sugestii. Nieśmiało swoje trzy grosze dorzucał czasami Andrzej Gordon, który wpadał w wolnej chwili ze swojej pobliskiej pracowni malarskiej, a o którym żartobliwie już wtedy się mówiło, że czego pędzlem na płótnie nie dotknie, to i tak mu goła dupa wyjdzie. Co innego kolega po pędzlu, Bolo Kowalski, któremu najlepiej wychodziły inne obrazy, a też tam równie wyciszony potrafił wpaść na pogawędkę do przyjaciół. Podobnie jak Michał Puklicz z teatru, który choć aktorem nie był, to jednak w na każdej sztuce odciskał swoje piętno….
Pamiętam, jak nieraz próbował porządkować i systematyzować to całe akademickie gadanie o rzeczach wielkich i małych, z profesorską godnością i dokładnością Bogdan Kunicki, co nie zawsze było przez wszystkich mile widziane. Zwłaszcza na trzeźwo. Bo czasy to takie były, że chłodnym umysłem i bystrym okiem nie całą rzeczywistość ogarnąć się dawało. A w MPiK-u była przecież dostępna tylko kawa, herbata i kolorowa, acz nie zawsze gazowana, woda…
I to był właśnie ten legendarny MPiK. Z pamiętnym stolikiem numer 1, choć nie w tak zaprezentowanej całości, który owszem znajdował się blisko bufetu, ale tak naprawdę był sprawą wielce umowną. Był miejscem, ale i symbolem tego, co się tam działo z udziałem grupy ludzi, mniej bardziej związanych z sobą, ale z miastem na pewno i to bardzo. To dlatego z wielkim zapałem i zaangażowaniem wszyscy z wszystkimi toczyli intelektualne debaty i spory, dyskusje i normalne kłótnie, w których odniesieniem były prawdziwe wartości i prawdziwe rzeczy. I czasami coś konkretnego i ważnego z tego wynikało…
Pamiętam również, jak w drzwiach MPiK-u zdarzało mi się mijać dżentelmena mikrej postury, w niemodnym – jak mi się zdawało - kapeluszu, który po cichutku wchodził lub wychodził i tak szedł przez życie. A był to nie kto inny, ale Jan Korcz, artysta malarz, wielce poważany, choć nie wszystkim znany, jak mi szeptem ktoś za pierwszym spotkaniem objaśnił. Z rzadka, bo z rzadka zaglądał tam jeszcze Witek Niedźwiedzki, dziennikarz i niezwykle płodny pisarz, niestety, zapomniany już za życia, a warty z pewnością przypomnienia. Zresztą, bywało tam całe gorzowskie bractwo dziennikarskie. Żeby wymienić kilkoro z tych, co już odeszli – Magda Tomczak, Stefan Wachnowski, Bronek Słomka, Jerzy Nogieć, Zenek Nowopolski …
Z MPiK-iem ma również swoje bardzo osobiste i przyjemne wspomnienia. To tam, bodajże w 1983 roku, po ukazaniu się mojej książki „Życie na torze”, w niewyobrażalnym dzisiaj nakładzie 30 tysięcy, mieliśmy z Edkiem Jancarzem spotkanie z czytelnikami i kibicami czarnego sportu, które z wdziękiem i taktem prowadziła Krystyna Kamińska. Tam też bywałem przy różnych innych okazjach, bo zwyczajnie warto było. Dla ludzi, którzy tam przychodzili, a przy których książki, gazety i kawa były jeno tylko dodatkiem.
Nie żałuję więc tego, co po dawnym MPiKu zostało, a wkrótce już nie będzie. Żałuję jedynie, że dziś takiego miejsca, jakim był dawny MPiK, nie ma i chyba już w naszym mieście nie będzie…
Jan Delijewski
P.S. Później znaczna część tego towarzystwa znalazła swoje miejsce w Letniej, ale to już nie było to, no i z czasem coraz mniej było tego towarzystwa… Przenosiło się bowiem sukcesywnie na Żwirową. Niewiele już osób pozostało z tego kręgu i bardzo żałuję, że wycofany i wyciszony profesor Bogdan J. Kunicki, chociażby z obowiązku bycia ostatnim Mohikaninem, nie zabiera już publicznie głosu.
Za nami jedenasta edycja bardzo popularnej w Gorzowie akcji ekologicznej ,,Wymień Odpady na Kulturalne Wypady’’.