2013-08-02, Prosto z miasta
- Jak miasto nam nie pomoże, to zwyczajnie zamykamy biznes – mówią właściciele trzech śródmiejskich księgarni.
Problemem już zainteresowali się radni i jednym głosem deklarują, że do takiego scenariusza nie dopuszczą.
- Wysłałem pismo do prezydenta miasta, w którym proszę o obniżkę czynszu do symbolicznej złotówki za metr powierzchni – mówi Daniel Puczyłowski z księgarni „Daniel” przy ul. Chrobrego. O obniżkę wystąpiły też właścicielki księgarni przy ul. Hawelańskiej. Do głosów w sprawie dołączyła się też Ewa Ogórek prowadząca księgarnię „Cymelia” przy ul. Sikorskiego. – Już kilka razy o tym rozmawialiśmy, ale bez większego odzewu, może tym razem coś się zmieni – mówi. Bo księgarze płacą wysokie komercyjne opłaty za metr powierzchni, jak banki czy inne dochodowe instytucje, a księgarnie od dość poważnego czasu takimi już nie są.
Miasto to nie banki i szmatlandy
- To nie może być prawda. Jak to, Gorzów bez księgarni w centrum? – dziwi się Agnieszka Kucharska spotkana przed księgarnią „Daniel”. Dodaje, że miasto powinno wszystko zrobić, aby ocalić takie miejsca. – Nie dość, że Empik się wyniósł do galerii za Wartą, to jeszcze teraz miałoby zabraknąć i tych miejsc? No straszna sprawa – mówi.
Podobnego zdania są też i inni mieszkańcy miasta.
– Ja się do tej pory nie przyzwyczaiłam, że nie ma Empiku, co i rusz tu przychodzę, a tu zamknięte. Zaglądam więc do innych. Dla mnie likwidacja księgarń w centrum byłaby znakiem na to, że miasto przestaje być miejscem dla takich ludzi jak ja – mówi pani Janina (nie chce nazwiska).
Inni pytani też kręcą głowami ze zdziwienia. – Już teraz jest niezbyt dobrze, bo w centrum zostały tylko banki i jakieś szmatlandy. Straszy pełno pustych lokali. A teraz jeszcze i to. Nie, to nie może być prawda – mówią gorzowianie.
Życie z czarnej godziny
Już w styczniu pismo z prośbą o obniżkę czynszu wysłały do Rady Miasta właścicielki księgarni przy ul. Hawelańskiej. – My płacimy 6 tys. zł czynszu miesięcznie. Do tego dochodzą opłaty za prąd, a także za piwnicę, o którą my dbamy, bo jest pod naszym lokalem, choć jej praktycznie jej nie używamy, ani nie potrzebujemy – mówią Lidia Głowacka i Maria Wasiucionek. I dodają, że ostatnio miasto znów im podniosło opłaty za lokal. Pani Lidia była nawet na spotkaniu z radnymi, ale jak do tej pory nic się nie wydarzyło. Obie księgarki tłumaczą, że po prostu nie stać ich dalej na dokładanie do biznesu, bo i niby skąd brać pieniądze.
Ewa Ogórek z „Cymelii” mówi, że nie da się żyć ze składania na przysłowiową czarną godzinę. – My praktycznie od stycznia do czerwca nie zarabiamy, o to, co teraz mamy z podręczników odkładamy właśnie na tę przysłowiową godzinę, jak nasze babcie mówiły. Robimy tak, żeby było na opłaty. A przecież każdy normalnie chce żyć. Nie da się tak dalej – opowiada.
Daniel Puczyłowski tłumaczy, że jego księgarnia leży przy praktycznie martwej ulicy, gdzie coraz więcej lokali świeci pustkami. – W piśmie napisałem, że księgarnia żyje nie tylko ze stałych klientów, ale w dużej mierze z tak zwanych impulsowych, którzy, przechodząc ulicą, zostają zwabieni ciekawą ofertą, czy niebanalną wystawą. A tych praktycznie tu już nie ma – mówi i dodaje, że przecież księgarz nie tylko sprzedaje książki, ale też promuje szeroko rozumianą kulturę. To właśnie on do Gorzowa sprowadził takie sławy pisarskie, jak choćby William Wharton czy Jonathan Carroll. - Był też Maciej Orłoś, znany dziennikarz i inni luminarze pióra. To też przecież coś powinno znaczyć – tłumaczy.
A Ewa Ogórek dodaje, że wyludnienie centrum to nie tylko problem Chrobrego, bo podobnie zaczyna się robić przy Sikorskiego. – Jak wychodzę po pracy, to widzę puste ulice. Miasto, centrum jest wymarłe i opustoszałe – opowiada.
To byłaby tragedia
Anna Zaleska, rzeczniczka prezydenta i jednocześnie dyrektor jego gabinetu potwierdza, że pismo od Daniela Puczyłowskiego do miasta wpłynęło. – Odpowiedź w tej sprawie zostanie wysłana. Miasto ma na to ustawowy czas – mówi. I dodaje, że sprawa zostanie rozpatrzona wnikliwie i na pewno magistrat weźmie pod uwagę jej specyfikę. Dodaje też, że stawki za wynajem lokali ustalają radni, a nie prezydent.
Jak tłumaczą prawnicy, magistrat zwyczajowo ma czas na odpowiedź 14 dni. Jednak w Kodeksie Postępowania Administracyjnego ten termin określa się od jednego do dwóch miesięcy. Wszystko warunkuje skomplikowanie sprawy, a ta jednak nie jest prosta.
Postanowiliśmy więc sytuacją zainteresować samych radnych.
Mecenas Jerzy Wierchowicz z klubu Nadzieja dla Gorzowa wprost mówi, że taki scenariusz jest nie do przyjęcia. – Oczywiście trzeba zrobić wszystko, aby tak się nie stało. Sam się w to zaangażuję i poproszę o wsparcie także radnego, mecenasa Jerzego Synowca – mówi i deklaruje, że sam jest gotów przygotować nawet projekt specjalnej uchwały w tej sprawie.
Sytuacją też nie jest zachwycony radny Radosław Wróblewski. Radny z klubu Platformy Obwatelskiej i jednocześnie wicekurator oświaty mówi - Trzeba spotkać się z księgarzami, na pewno poprosić ich na posiedzenie komisji gospodarki, rozpoznać stan rzeczy i wtedy to uregulować specjalną uchwałą – tłumaczy. I deklaruje, że w drugim tygodniu sierpnia, po powrocie z wakacji sam się wybierze do księgarzy, aby z nimi porozmawiać i poznać sytuację. Ale też dodaje, że zniknięcie właśnie tych placówek z pejzażu miasta byłoby czarnym scenariuszem, który wydarzyć się nie powinien i raczej nie może.
Również takiego biegu wypadków nie zakłada radny Jerzy Antczak z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. – To byłaby olbrzymia strata. Oceniam to z pozycji nauczyciela też, bo moi uczniowie tam się zaopatrują w podręczniki i nie tylko. Oczywiście sprawę poruszymy podczas posiedzenia klubu radnych SLD. Mam nadzieję, że podejmą ją też i inne kluby. Trzeba znaleźć rozsądne wyjście z tej sytuacji, bo taki scenariusz zdarzyć się nie może – mówi i zapewnia, że po przerwie wakacyjnej, czyli w końcówce sierpnia sprawą też się zajmie. – Teraz są wakacje, jesteśmy w rozjazdach i trudno się klubowi spotkać. Ale Sprawa jest ważna i na pewno nią się zajmiemy – deklaruje. Także jego klubowy kolega, Jan Kaczanowski, wiceprzewodniczący rady już na naszym portalu w liście otwartym do Piotra Steblina-Kamnińskiego zadeklarował, że też problemowi się przyjrzy. I to z sympatią i zrozumieniem dla tej nieprostej sprawy.
A jeśli się nie uda, to co?
Lidia Głowacka i Maria Wasiucionek z Hawelańskiej na rozstrzygnięcia gotowe są czekać do końca roku. – Potem zamykamy księgarnię. Bo dalej już się po prostu nie da. Tym bardziej, że miasto cały czas czynsz podwyższa – mówią.
Natomiast tylko do października czekać będzie Daniel Puczyłowski. Na pytanie, co potem, krótko odpowiada, że przeniesie biznes do internetu. – Wystarczy nam mały magazyn gdzieś na obrzeżach miasta za tanie pieniądze i oferta w sieci. Internetowy biznes jakoś się kręci. A ja nie będę się musiał szarpać o zarabianie na czynsz, inne opłaty i pensje dla pracowników – mówi.
Ewa Ogórek z „Cymelii” jeszcze żadnych dat sobie nie wyznacza. Ale też widmo „czarnej godziny” coraz bardziej ją przygnębia.
A czytelnicy? – Smutno będzie, kiedy trzeba będzie zdać się tylko na Empik w galerii za Wartą lub też internet. Mam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie – mówi Agnieszka Kucharska.
My sprawie się będziemy przyglądać i na pewno poinformujemy, co dalej.
Renata Ochwat
Za nami jedenasta edycja bardzo popularnej w Gorzowie akcji ekologicznej ,,Wymień Odpady na Kulturalne Wypady’’.