2015-03-02, Prosto z miasta
Bogusław Sacharczuk już na początku lat dziewięćdziesiątych, zgodnie z obowiązującym wówczas hasłem, wziął życie we własne ręce i założył działalność gospodarczą.
Został taksówkarzem. Od tego czasu przejechał chyba wszystkie koleiny tego zawodu. Gdzieś po drodze został fotografikiem. Miał już cztery własne wystawy, a jego zdjęcia można spotkać w renomowanych wydawnictwach.
Ostatnio trudno spotkać go na postoju, bo sytuacja na rynku zmusiła go do zawieszenia działalności. Niebawem jednak fotografik w taksówce znowu powróci na gorzowskie ulice. Tak wyszło.
Gorzowskie taksówki w ostatnich latach mocno się zmieniły. Niemal nie spotyka się samochodów z niewielkim, skromnym logo taxi na dachu. Przeważają oklejone nalepkami sponsorów auta korporacji, których w mieście jest ponad dziesięć. W roku 2013 przepisy znacznie ułatwiły dostęp do zawodu taksówkarza i jeździć może w zasadzie każdy. Wystarczy zgłosić się do magistratu i spełnić dosyć proste wymagania, aby otrzymać licencję na wykonywanie transportu drogowego taksówką. Oczywiście trzeba jeszcze mieć samochód z taksometrem i kasę fiskalną.
- Jest coraz gorzej. Taksówki przegrywają z łatwo dostępnymi samochodami. Każdy kto chce może sobie kupić za kilka tysięcy, a nawet mniej samochód i jeździć nim np. do pracy. Ludzie składają się na paliwo i jeżdżą jednym autem do pracy. Poza tym uważam, że w Gorzowie jest za dużo taksówek. Szczególnie tych dorabiających. Myślę tu o ludziach którzy pracują gdzieś na półetatu lub mają emerytury i wyjeżdżają jako taksówkarze głównie w weekendy zabierając chleb tym, którzy wyłącznie z tego żyją. - opowiada pan Bogusław.
Zwraca przy tym uwagę, że Gorzów jest biednym miastem, a do tego nie jest miastem, które przyciąga turystów. Wspomina lata dziewięćdziesiąte, kiedy to wśród dawnych mieszkańców Landsberga i ich potomków zapanowała moda na odwiedzanie miasta. Autobusami przyjeżdżały grupy turystów z Niemiec np. do hotelu w Mieszko i przy pomocy taksówek zwiedzano miasto i jego okolice. Niestety moda ta trwała niedługo. Był okres, w którym urzędy pracy dofinansowały adeptom zawodu samochody w kwocie do około 18 tys. zł. Do tego przez dwa lata obowiązywała bardzo niska stawka ZUS. Efekt był krótkotrwały. Na ogół osoby, które z tych ułatwień skorzystały w trzecim roku rezygnowały z działalności. Zostawał im samochód. Teraz za kierownicami taksówek w wielu wypadkach zasiadają osoby, które mają opłacane składki ubezpieczeń społecznych z innych tytułów.
- Z tego co wiem, na około 450 gorzowskich taksówek tylko niecała setka płaci pełną składkę ZUS. Reszta to krusowcy i emeryci. Głównie wojskowi i policyjni. Mają około 900 zł do przodu w porównaniu z nami. W Gorzowie przeciętny kurs to 12 do 14 zł. Klienci narzekają, że przejazd taksówką jest drogi, tymczasem z dziesięciu zł zostaje kierowcy jedna trzecia. Codziennie trzeba odłożyć ponad 30 zł na ZUS, 20 do 25 na paliwo, a reszta teoretycznie jest moja. Teoretycznie, bo trzeba odłożyć na ewentualne naprawy i myśleć o nowym samochodzie. Załóżmy, że zrobię 4 tys. obrotu, co nie jest proste. Zostają mi dwa tysiące. Emerytowi zostaje znacznie więcej. Nie ma równości podmiotów gospodarczych – mówi B, Sacharczuk
Zawód taksówkarza to przemierzenia ulic, ciągłe kontakty z przeróżnymi ludźmi i nuda na postojach. Zdarzają się nieprzyjemne sytuacje. Mimo że Gorzów jest spokojny w porównaniu z innymi miastami Polski, ale w nim również zdarzały się napady.
- Kolegę zawieźli do Zemska i tam porżnęli nożem. Na szczęście udało mu się uciec. Kolejny znajomy zawiózł klienta z dworca na Gwiaździstą i dostał nożem. Sprawców nie znaleziono. Ja też uciekałem z samochodu. Wyrwałem kluczyki ze stacyjki i uciekłem. Kiedyś z postoju koło fontanny wyruszyli dwaj żołnierze z bronią. Okazało się, że to ścigani przez żandarmerię i policję dezerterzy – wspomina Sacharczuk, dodając, że praca ta bardzo odmóżdża i jak ktoś nie zajmie się np. czytaniem książek lub szperaniem w internecie, to po prostu głupieje. Bogusław Sacharczuk już w szkole zajmował się fotografią. Wspomina dawną ciemnie w Transbudzie i wywoływanie zdjęć przy pomocy chemikaliów. Dawna pasja i przypadek doprowadziły do tego, że zaczął fotografować zawodowo.
- W 2004 roku zacząłem pracować w Ziemi Gorzowskiej jako kierowca. Okazało się, że Tamara, reporterka poszła na macierzyński i nie było komu robić zdjęć. I tak się zaczęło. Jak teraz oglądam te pierwsze zdjęcia, to trochę mi wstyd. Pomógł mi Kaziu Ligocki. Zacząłem zajmować się tym na poważnie – wspomina.
Fotogramy Bogusława Sacharczuka można było oglądać na czterech autorskich wystawach. Jedno ze zdjęć nominowano na zdjęcie tygodnia Agory. Fotograf na co dzień współpracuje z kilkoma agencjami. Myśli też o kolejnej wystawie, ale nie wcześniej niż za półtora roku. Uważa, że zdjęcia muszą coś mówić i nie da się ich zrobić w pośpiechu. Będzie nad nimi myślał przemierzając ulice miasta za kierownicą swojej taksówki.
Ryszard Romanowski
Pierwszy pochód majowy w powojennym Gorzowie odbył się w 1946, ostatni w 1988 roku. Przez te lata spontaniczne przejścia przez miasto ubarwiał albo Szymon Gięty, albo demokratyczna opozycja.