2015-04-15, Prosto z miasta
- Generalnie nie narzekamy na nasze osiedle, które jest fajnie położone, mamy prawie wszystko co jest potrzebne do życia, ale… jest kilka problemów, które należy natychmiast rozwiązać – zgodnie mówią mieszkańcy gorzowskiego osiedla Słonecznego.
Pani Danuta mieszka w jednym z bloków przy ul. Gwiaździstej. Wprowadziła się tu w 1962 roku. Opowiada, że za komuny żyło się bezpieczniej. Wszędzie panował porządek, a łobuzów szybko przepędzała milicja. Teraz jest inaczej. Najgorzej jest latem, kiedy młodzież ma wakacje. Rodzice zupełnie nimi się nie interesują, a oni nie mają pomysłu na spędzanie czasu wolnego.
– Są niby dzielnicowi, ale żeby spotkać policjanta trzeba mieć sporo szczęścia – opowiada. – W dzień jest spokój. Szaleństwo rozpoczyna się wieczorem i bywa, że trwa do rana. Wszędzie wałęsają się narkomani i pijaczkowie – z oburzeniem dodaje.
Uważa, że jedyną przyczyną chuligaństwa jest nadopiekuńczość. – Nie chce im się pracować, bo dostają zasiłki, przepijają je, a potem natarczywie żebrzą – dodaje zdenerwowana.
W podobnym tonie wypowiada się pani Krystyna Oberczt, ale ją bardziej denerwują rozwalone chodniki, schody oraz wolnostojące kubły na śmieci.
- Akurat dzisiaj są one puste, ale kiedy już je wypełnimy zaczyna się horror – opowiada. – Śmieci walają się po ulicy, jak robi się ciepło nie można otworzyć okien, bo czuć smród. A wystarczy tylko zbudować altany i zamykać pojemniki – podpowiada, wskazując miejsce, gdzie takie jedno pomieszczenie się znajduje i nie ma żadnych kłopotów z bałaganem. Pani Krystyna zauważa również, że tam, gdzie za dany teren odpowiada spółdzielnia jest czysto, są prowadzone remonty i wszystko pięknieje w oczach. Największy bałagan panuje na terenach, za które odpowiada miasto.
- Mieszkam tu ponad 40 lat i nie pamiętam, żeby cokolwiek zrobiono, wyremontowano choćby jeden chodnik– dodaje i pokazuje na fragment rozwalonego w drobny mak chodnika. Po chwili do dyskusji przyłącza się pani Genowefa Bujnicka i prowadzi nas w kierunku schodków, którymi codziennie przemierza drogę z domu do sklepów. – Widzi pan, tu można nogę złamać. A niech pan spojrzy na te obok. Pięknie zrobione. Dlaczego? Bo za jedne odpowiada spółdzielnia, za drugie miasto – mówi poirytowana. Porusza również problem śmieci.
- Płacimy coraz cięższe pieniądze, a zaczynam obserwować, że ich wywózka odbywa się coraz rzadziej. O co tu chodzi? A te altanki, o których mówi sąsiadka, to nie jakaś fanaberia. Po prostu ptactwo roznosi po dzielnicy resztki jedzenia i mamy problem – uważa.
Obie panie ponadto czują się dobrze w swojej dzielnicy. Podobają im się zwłaszcza odremontowane bloki mieszkalne, choć nie mogą zdzierżyć chuliganów malujących po odnowionych elewacjach.
- Gdyby chociaż były to jakieś fajne rysunki, a to są najczęściej przekleństwa – mówią i już tak na koniec dodają, że jeżeli czegoś im tak naprawdę brakuje to… kawiarenki.
- Kiedyś nie było tu praktycznie sklepów, teraz są. Mamy cukiernię, ale chciałoby się tak usiąść z sąsiadkami w kawiarence i popijając kawę trochę poplotkować – śmieje się pani Genowefa.
Pomimo kilku słów krytycznych zdecydowana większość mieszkańców chwali swoje osiedle. Zadowolona z jego rozwoju jest na przykład pani Zofia. Jak mówi, ma już swoje lata, od dawna jest na emeryturze i cieszy się, że nie musi jeździć do centrum czy na inne osiedla, żeby załatwić najprostsze sprawy.
- Nasze osiedle mocno się na przestrzeni kilkudziesięciu lat rozwinęło. Wszystko tu mamy, sklepy, apteki, bank, pocztę, przychodnię, przedszkole, szkołę, kościół. Wieczorami generalnie jest teraz spokój, choć zdarzają się incydenty – tłumaczy.
Jednym z poważniejszych problemów dla mieszkańców jest brak wystarczającej liczby parkingów. Wielu kierowców stawia auta na chodnikach, zwłaszcza przy ul. Słonecznej i przez to w większości zostały już mocno zniszczone.
- A przecież można w części temu zarazić – mówi Zbigniew Tełowski, który na problemach komunikacyjnych zna się doskonale, gdyż przez wiele lat był kierownikiem Szkoły Doskonalenia Techniki Jazdy w lubuskim okręgu PZMot. – Niech pan spojrzy na tę boczną uliczkę Polarną przy przedszkolu. Mamy tu mnóstwo miejsca, stoją cztery latarnie, które oświetlają teren i wielu mieszkańców mogłoby stawiać tu auta, ale ktoś mądry postawił zakaz zatrzymywania, zwalniając tylko w określonych godzinach auta przywożące do przedszkola dzieci – dziwi się i tłumaczy dalej. – Oczywiście, że w godzinach otwarcia placówki taki znak powinien obowiązywać, ale wieczorami, w weekendy czy wakacje jest to bez sensu. Interweniowałem w tej sprawie, lecz jest to jak grochem o ścianę. Nawet policjanci dziwią się temu zakazowi – dodaje.
Pan Zbigniew, jak też kilku innych mieszkańców, zwrócił też uwagę na pas zieleni odgradzający osiedle od Alei 11 Listopada.
- Tam nikt nie kosi trawy. Za kilka miesięcy będzie ona wysoka i znowu będziemy oglądać obraz nędzy i rozpaczy. Chyba, że coś się zmieni, bo podobna nowa władza stawia na porządki – mówią dwaj starsi panowie. Może trochę ironicznie, ale i z cichą nadzieją.
Zadowolone są za to młode mamy z dzieciakami, które chętnie korzystają z licznych placów zabaw, jakie znajdują się na osiedlu. Pani Katarzyna, jak robi się tylko cieplej, niemal codziennie zagląda na huśtawki i do piaskownicy ze swoją czteroletnią córeczką.
- Najważniejsze, że spółdzielnia dba o te place, są one ogrodzone, sprzątane, piasek wymieniany, ślizgawki i huśtawki na bieżąco konserwowane – cieszy się i trochę żal jest jej małych dzieciaków z bloków należących do miasta. - Oni nie mają tak fajnych placów, ale zdarza się, że przychodzą do nas i też mogą się pobawić. Ja na pewno takiego dzieciaczka nie wygonię – podkreśla.
Dużo na korzyść pozmieniało się również na terenach przyległych do bloków mieszkalnych. Wyremontowano chodniki, zadbano o trawniki, większość bloków jest odmalowana. Wszędzie widać dużo dbałość o drzewa, krzewy i zieleń.
Jak zwraca uwagę pani Anna Kamińska, która na Słonecznym mieszka od urodzenia, nie wyobraża sobie zmiany miejsca zamieszkania. Bardzo polubiła właśnie zieleń otaczającą bloki. Chętnie siada na ławeczce i obserwuje życie mieszkańców. Uważa, że jest ono bardziej spokojne niż w innych dzielnicach.
- Tu ludzie nigdzie się nie spieszą, chętnie ze sobą rozmawiają, zapraszają na kawę. - krótko komentuje.
Robert Borowy
Pierwszy pochód majowy w powojennym Gorzowie odbył się w 1946, ostatni w 1988 roku. Przez te lata spontaniczne przejścia przez miasto ubarwiał albo Szymon Gięty, albo demokratyczna opozycja.