2016-04-27, Prosto z miasta
Tych, co nie wzięli pod uwagę napływającej konkurencji już na rynku nie ma.
- Kiedy w 1990 roku przyszedł Leszek Balcerowicz, jednej nocy postanowiłem zlikwidować prawie 60 swoich małych sklepików od Kotliny Kłodzkiej po Świnoujście. Musiałem ratować kapitał i uciec od pułapki kredytowej, bo kto w nią wpadł, stawał się bankrutem – tak wspomina wydarzenia sprzed 26 lat Augustyn Wiernicki, współwłaściciel popularnego w Gorzowie marketu Metalplast.
Augustyn Wiernicki to postać doskonale znana w Gorzowie, nie tylko z działalności biznesowej czy społecznej. Jest mocno zatroskany rozwojem miasta na różnych płaszczyznach i problemami jego mieszkańców. Chce tym samym spłacić dług z czasów, kiedy miał mocno pod górkę, a miał…
Z prezesa na bezrobotnego
Po ukończeniu studiów na Akademii Rolniczej w Poznaniu w wieku zaledwie 24 lat przystąpił do konkursu i choć nie należał do PZPR został prezesem zarządu Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu w okolicach Zielonej Góry.
– To było naprawdę duże przedsiębiorstwo, które zajmowało się produkcją, usługami, handlem, gastronomią, – wspomina. – Kiedy nastała Solidarność nie potrafiłem dalej udawać, że gospodarka socjalistyczna jest racjonalna. Dla mnie ona była przegrana i nie podporządkowałem się władzy działaczy partyjnych, czego konsekwencją było zdjęcie mnie ze stanowiska dekretem stanu wojennego. To było gorsze niż więzienie, gdyż otrzymałem wilczy bilet na każdą praktycznie pracę. Powiedziano mi, że mogę być co najwyżej palaczem w kotłowni – dodaje.
Przez blisko rok bezrobotny szukał pracy, ale nikt nie chciał go zatrudnić . Żona była w ciąży, potem na świat przyszedł syn Jacek. Pozbawieni pracy i mieszkania musieli wyjeżdżać. Wybrali Gorzów Wlkp. Zapożyczyli się, żeby kupić mieszkanie, przetrwać i rozpocząć od nowa swoje życie. Nie chciał się poddać, skończył drugie studia na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, kurs biegłych księgowych, a na wszelki wypadek nauczył się spawania i ślusarstwa, zdobył kwalifikacje złotnika, a z bratem Zdzisławem, działaczem gorzowskiej opozycji, założyli w Kłodawie wytwórnię garnków-sokowników. Jest wdzięczny osobie, która mu wtedy pomogła. – To był porządny człowiek, niedawno zmarł w wieku 100 lat – stwierdza pan Augustyn, który dzięki jego pomocy mógł kupić nieużywany mały kiosk na rogu ulic Mieszka I i Słowackiego. I taki był początek jednej z bardziej znanych obecnie gorzowskich firm – Przedsiębiorstwo Handlowo-Produkcyjne ,,Metalplast-Meblopol’’.
- To był strzał w dziesiątkę – opowiada pan Augustyn. – Wiadomo, na rynku nie było towarów, potrzeby ludzi były ogromne, a ja przyjąłem zasadę, że będę sprzedawał wszystko, czego potrzebują klienci. Poza spożywką, bo ku temu nie było warunków, handlowałem głównie artykułami przemysłowymi, gospodarstwa domowego, upominkami i pamiątkami. Pierwszą zasadą handlu jest to, że masz sprzedawać to, co ludzie chcą kupić, a nie to co, ci się podoba – akcentuje.
Oskarżony o paserstwo
Augustyn Wiernicki nie kryje, że za jego sukcesem stały również inne problemy tamtych czasów. Sklepy były puste, personel najczęściej przez osiem godzin dziennie nie musiał nawet wstawać z wygodnych krzesełek, bo na półkach zalegał tylko kurz. – Ja zaś miałem wiedzę o producentach w całej Polsce dzięki wcześniejszej pracy w handlu i wiedziałem jak działać, żeby zdobyć towar. Praca była bardzo ciężka. Żona stała za ladą, ja jeździłem po towar, a w domu malutkim dzieckiem zajmowała się niania. Gdybym miał opowiedzieć o tych czasach, to wolałbym już napisać książkę. I byłaby ona sporych rozmiarów – przyznaje i mówi wprost, że bez poświęcenia, szczególnie żony, bez wysiłku i pracy ponad siły, biznesu nie dałoby się zrobić.
Lata mijały, firma rosła w siłę. Pan Augustyn przyznaje, że nie mógł za bardzo rzucać się w oczy. Był ciągle kontrolowany i sprawdzany. Pewnego dnia dopuszczono się nawet prowokacji. Jak opowiada, przyszedł do niego młody człowiek z prośbą, żeby odkupił od niego kalkulator, bo nie miał na jedzenie.
- Znałem już biedę, dlatego dałem mu więcej pieniędzy niż był wart ten kalkulator z myślą tylko, żeby mu pomóc. Pół godziny później przyjechała milicja, zaplombowała mi sklep, wsadziła do radiowozu i oskarżyła o paserstwo. Okazało się, że był to syn jednego z ważnych urzędników w Gorzowie i miał za zadanie zrobić prowokację. Pomógł mi znany gorzowski adwokat, wtedy działacz gorzowskiej opozycji. Nawet firmę zarejestrowaliśmy na żonę, i tak już zostało– kręci głową.
W obawie, że jest szczególnie pilnowany w Gorzowie przez tzw. nieznanych osobników uznał, że zacznie… inwestować poza naszym miastem. I zaczął. W 1988 roku pojawiła się ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, która pobudziła drobną przedsiębiorczość. – Polacy to mrówki, są nauczeni pracować, ale trzeba dać im warunki i szansę. I taką szansę pod przymusem dali komuniści za czasów ministra M. Wilczka – przypomina, że nastąpiła eksplozja rozwoju drobnej wytwórczości, a powstająca dla niego konkurencja nie stanowiła problemu, bo zaraz zaczęli powstawać producenci, rozwijało się rzemiosło.
- Za tym uruchomiła się cała kooperacja, wszystkie tryby w gospodarce zaczęły się zazębiać. Można wiele krytycznych słów wypowiadać na temat gospodarki w PRL-u, ale o jedno dbano - o duże przedsiębiorstwa i fabryki. Nikt wtedy dużych zakładów nie likwidował tylko budował, choć ta ekonomia była marna. Przyszedł Leszek Balcerowicz kierowany przez Jeffreya Sachsa ze swoim planem szokowych zmian i co ja zrobiłem pewnej nocy? Zdecydowałem o likwidacji prawie 60 swoich małych sklepików od Kotliny Kłodzkiej po Świnoujście, tylko po to, żeby kapitał skoncentrować, uciec przed inflacją i pułapką zadłużenia. To firmę uratowało.
Klient kupuje u zwycięzcy
Zdaniem Augustyna Wiernickiego błąd planu Balcerowicza był prosty: zamiast wszystko niszczyć należało to, co państwowe zrestrukturyzować lub sprywatyzować, spółdzielcze umocnić, uwłaszczyć pracowników i dać szansę rodzimemu przemysłowi. – Przecież mieliśmy gotowe koncerny, a małe sklepiki należało zamienić na duże markety, nie trzeba było tego dorobku całego pokolenia niszczyć, ale go uzdrowić. Ot, cała filozofia gospodarcza, tak zrobili Niemcy – przekonuje. Zwraca uwagę, że gdyby za czasów Balcerowicza nie skoncentrował kapitału i nie postawił na silną kapitałowo firmę w Gorzowie, wszystkie jego sklepy wcześniej czy później zostałyby wyparte przez zachodnie hipermarkety. Tych, co tego nie wzięli pod uwagę już na rynku nie ma – mówi z ubolewaniem.
- Rynek wymusił specjalizowanie się w określonych branżach. Nie szło już handlować mydłem i powidłem. Dlatego wraz z kilkoma kolegami z innych branż zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby nie dać się wypchnąć z gorzowskiego rynku. I tak umownie podzieliliśmy się rynkiem. Jeden poszedł w kierunku budownictwa, inny sprzętu gospodarstwa domowego, a ja w drobną branżę metalową, ale na dużą skalę – przypomina.
Od roku 2000 na rynku zaczęły pojawiać się na masową skalę zagraniczne markety. Metalplast musiał podjąć strategiczne decyzje. Postawił na mocną dywersyfikację asortymentu. Wszedł w sieć dystrybucji metaloplastyki ogrodzeniowej, automatyki do bram, poszerzył ofertę działu narzędzi, artykułów złącznych, systemów balustrad i poręczy, rozbudowując kolekcję zamków, klamek , okuć budowlanych, a także akcesoriów meblowych.
- Rozwój biznesu polega na ciągłej analizie makroekonomii – tłumaczy nasz rozmówca. – Kto tego nie rozumie, nigdy nie rozwinie działalności mikro. Do Polski zaczęły wchodzić markety w różnych branżach z szeroką ofertą. Żeby im dorównać musiałem zrobić to samo. W handlu jest takie psychologiczne prawo, które mówi, że klient kupuje u zwycięzcy. Żeby zachęcić klienta do przyjścia trzeba być na rynku w grupie najlepszych, najsilniejszym w określonej branży. Musiałem ją rozszerzyć, by nie stać się małym sklepikiem do likwidacji – wyjaśnia.
Augustyn Wiernicki nie ukrywa, że jego zainteresowanie to wiedza ekonomiczna. Lubuje się w tym, ma bardzo bogaty zbiór biblioteczny na ten temat, teoretyczną i praktyczną wiedzę i zawsze jest gotowy nią się dzielić. Zwłaszcza w interesie ukochanego Gorzowa.
- Żeby być silnym na rynku trzeba mieć kapitał, oczywiście niezadłużony i nie obciążony dodatkowym kosztem kredytu. Całe życie żyję skromnie, może dlatego, że znam i wiem co to jest bezrobocie i niedostatek, i dzięki temu potrafiłem oszczędzać przeciwstawiając nasz rodzinny kapitał konkurencji w chwili, kiedy zaczęła pojawia się na lokalnym rynku – wyjaśnia.
Ciągnie zaprzęg, reszta się wlecze
Obecnie gorzowski Metalplast jest najsilniejszą w regionie firmą w swojej branży. Firmę, mającą swoje miejsce przy zacisznej ul. Garbary, wyróżnia bardzo bogata oferta 25 tysięcy produktów i stale poszerzany asortyment. – Nie znaczy, że mamy wszystko, bo podobne sklepy w krajach zachodnich mają nawet 60 tysięcy. U nas większy asortyment mają duże markety, ale one mają dużo innych branż. W metalowej mamy najbogatszy asortyment i do tego w większości tańszy, bo w tym się specjalizujemy – zaznacza i zwraca uwagę, że aby istnieć na rynku trzeba być w wiodącej grupie.
- Na takim rynku jak gorzowski w każdej branży ciągną tylko trzy, cztery konie. Reszta się wlecze. To jak z zaprzęgiem. Więcej koni nie pojedzie. Wszystkie mniejsze firmy w danej branży działają na granicy wegetacji. Takie jest smutne i bezwzględne prawo rynku, szczególnie widoczne w naszym mieście, gdzie rynek jest biedny, słabo rozwinięty – podkreśla.
Augustyn Wiernicki budując razem z rodziną firmę zawsze stawiał i czyni to do dzisiaj na współpracę z polskimi producentami. Ponad 70 procent oferowanych przez Metalplast produktów pochodzi z polskich firm. Z zagranicy sprowadzanych jest tylko 30 procent i są to najczęściej towary, których w naszym kraju nie ma. W sumie jest kilkudziesięciu strategicznych partnerów i wielu mniejszych. – Chciałbym mieć 100 procent polskiego towaru, ale bardzo odczuwamy działania wyniszczające polski przemysł od czasu wprowadzenia transformacji gospodarczej. W biznesie funkcjonuje tak zwany efekt skali, czyli wygrywa ten, kto produkuje duże partie towarów, bo to pozwala na zminimalizowanie kosztów jednostkowych. Te dawne polskie zakłady mogły się przekształcić, przestawić na taką produkcję. Powstałe w ich miejsce mniejsze firmy zaczęły produkować mało i przez to drogo, w dodatku nie miały gdzie sprzedawać i nie było znikąd pomocy. W większości przegrały z europejską konkurencją pozostawione same sobie – tłumaczy.
Metalplast współpracuje z firmami włoskimi, czeskimi, austriackimi, holenderskimi oraz chińskimi. Z niektórymi ta współpraca układa się na takim poziomie najwyższego zaufania, że nie są już nawet podpisywane umowy, a transakcje załatwia się na telefon. Pan Augustyn bardzo wysoko ocenia współpracę z chińskimi partnerami, gdzie firma ma swojego przedstawiciela. Ubolewa jedynie, że Polska jako kraj nie potrafiła zdobyć tamtego rynku, przez co notujemy wysoki import i niski eksport.
Zagraniczne banki nie pomogą, a polskich brak
– Może coś się zmieni w chwili szerszego otwarcia jedwabnego szlaku. Na razie cieszymy się z połączenia kolejowego pomiędzy Polską i Chinami, które działa od blisko trzech lat. Trasą liczącą prawie 10 tysięcy kilometrów jeżdżą pociągi towarowe, co jest znakiem, że ta współpraca będzie się rozszerzała. Cały czas powtarzam, że polska gospodarka ma nadal szansę na szybkie odrodzenie, jeżeli zaczniemy realizować przedstawiony niedawno plan Morawieckiego. To jest realny plan, jak kiedyś Erharda w Niemczech czy Kwiatkowskiego w okresie międzywojennej Polski. Potrzebny jest właściwy klimat do jego realizacji, a nie te codzienne wojenki polsko-polskie. Mamy niestety upolitycznione myślenie i przez to nie możemy ruszyć z miejsca, a świat nam ucieka – twierdzi i podaje przykłady. Jednym z nich jest brak dużego lokalnego biznesu. Nie rozumie na przykład, dlaczego w Gorzowie lub okolicach nie ma dużej firmy produkującej meble? – Kiedyś mieliśmy, dzisiaj nie mamy, a wszystkim nam meble dalej są potrzebne do życia – kręci głową.
Innym przykładem są banki. Mówi, że naturalną potrzebą każdej rozwijającej się firmy jest kapitał rozwojowy. I już dawno chętnie by poszedł w kierunku budowy sieci Metalplastów, ale strach wziąć kredyt na 20 lat, by nie skończyć jak frankowicze. Przecież ten zagraniczny łatwiej wspiera własny narodowy biznes, nie polski. - To jest największa bolączka polskiej gospodarki – przyznaje.
Zapytany o źródła sukcesu rodzinnej firmy pan Augustyn bez zastanowienia twierdzi, że tkwi ona w kilku czynnikach. Pierwszy to oczywiście oszczędzanie i budowanie kapitału firmy, następny to kapitał ludzki, trzeci to wiedza i umiejętność obserwacji makroekonomii, aby wnioski przełożyć na mikroekonomię przedsiębiorstwa. Od tego jaką koniunkturę nakręca rząd zależy, jakie działania podejmowane są w firmie, gminie, mieście.
- Podam przykład. Jak słyszę, że w Szczecinie ma rozwijać się przemysł stoczniowy, a w Bydgoszczy tramwajowy, to już się z synem zastanawiamy, czy czegoś nie będzie trzeba zacząć sprowadzać, żeby wejść do współpracy kooperacyjnej? Niech to będzie przysłowiowa podkładka, ale w ten sposób to wszystko działa. Jak czujesz makroekonomię, łatwiej jest ci prowadzić mikroekonomię na własnym podwórku. I rzecz najważniejsza, załoga. Posiadamy wykwalifikowaną kadrę o wieloletnim doświadczeniu, której zadaniem nie jest tylko sprzedaż, ale profesjonalne doradztwo w zakresie oferowanego asortymentu. To są wspaniali ludzie, pracują z nami po kilkanaście lat, a niektórzy od początku firmy, każdy dba o firmę jak o własną, a my na miarę możliwości dbamy o nich – tłumaczy.
W ciągu swojej ponad 30-letniej działalności Metalplast-Meblopol stał się rozpoznawalną marką łączącą w sobie takie cechy jak niezawodność, jakość i doświadczenie. Obecnie dyrektorem Metalplastu jest syn pana Augustyna, Jacek Wiernicki, który już wiele nowości do firmy wprowadził. Ojciec zaś został prezesem rady nadzorczej. Żona Zofia Wiernicka odpowiada za prawidłowe prowadzenie finansów firmy, a synowa Agnieszka prowadzi kadry, marketing i współpracę zagraniczną. Mamy dobrych kierowników działów i gł. księgową. Nie zapomnę nigdy o ogromnym wysiłku w budowę i rozwój, a teraz w bieżącą działalności ze strony mojej Żony Zofii – mówi pan Augustyn. Znany jednak ze skromności na koniec naszej rozmowy zauważa jeszcze jedną charakterystyczną rzecz.
- Jeżeli ktoś dzisiaj próbuje znaleźć się na rynku, niech pamięta o naczelnej zasadzie kupieckiej i producenckiej. Tą zasadą jest uczciwość, stałość i trwałość współpracy. Dlatego nie wolno, ot tak, pozostawiać sprawdzonego partnera handlowego tylko dlatego, że nagle pojawi się ktoś inny, kto obniży trochę cenę towaru. Trwała działalność firmy, to trwała współpraca i nie wolno połakomić się nagle na coś o parę groszy tańszego. Klient chce mieć dobrą usługę, uczciwego i zaufanego dostawcę. Gdybyśmy zaczęli uprawiać jakąś handlowo-produkcyjną partyzantkę z myślą tylko o sobie, to dzisiaj by nas już nie było - kończy.
Robert Borowy
Fot. Stanisław Miklaszewski
W Gorzowie rusza akcja „Kierunek na ratunek”, której celem jest przeciwdziałanie brakowi ratowników wodnych.