Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Bernarda, Biruty, Erwina , 16 kwietnia 2024

Trzeba dużo ćwiczyć, aby te paluszki chodziły

2021-12-03, Prosto z miasta

Kiedy Nikodem Zalewski pokazuje, jak się gra preludium Jana Sebastiana Bacha, a gra się szybko, oglądający kręcą głowami z niedowierzaniem. Muzyczna rodzina Zalewskich każdego zachwyca.

medium_news_header_32167.jpg
Fot. Renata Ochwat

- Aby tak grać, to trzeba ćwiczyć po dwie godziny dziennie – mówią Tymoteusz i Nikodem Zalewscy, synowie Marka, też muzyka, kompozytora, pedagoga. Ale tylko ci, co znają się na muzyce, wiedzą, że kiedy przychodzi konkurs, a w ich przypadku dzieje się to często, wówczas praca trwa znacznie dłużej, niż dwie godziny dzienne.

Fortepian, pianino i studio

Znajomi Marka Zalewskiego wiedzą, że jego dom, to generalnie scena muzyczna, studio i pracownie. – Mamy w domu fortepian, pianino no i moje studio. Zawsze ktoś tu na czymś gra. Jak nie jeden syn, to drugi. No i ten trzeci, Juliusz, który ma pięć lat też zaczyna sięgać do klawiszy – mówi muzyk.

Jego starszy syn, Tymoteusz uczy się dziś w V klasie Szkoły Muzycznej II stopnia i ma 18 lat. Młodszy – Nikodem, ma 15 lat i jest uczniem III klasy Szkoły Muzycznej. Obaj są w klasie prof. Mariny Rusak.

– Od dziecka mieli kontakt z muzyką. Kiedy pracowałem z Arturem Barcisiem nad „Trzy razy Piaf”, to on się pojawiał w naszym domu, chłopaki brali czynny udział w procesie. Naturalnym niejako było to, że będą grać – opowiada Marek Zalewski.

No i się okazało, że są na tyle dobrzy, na tyle muzykalni, że od samego początku wszystkie konkursy zaczęły przynosić im wyróżnienia i nagrody. – Wielki Bela Bartok powiedział, że konkursy są owszem dobre, ale dla koni – śmieje się Marek Zalewski. I dodaje, że w dzisiejszych czasach tak niestety jest, że jak konkurs jest, to trzeba w nim brać udział.

Chciało się być artystą

Marek Zalewski zaczynał swoją edukację muzyczną w czasach, kiedy było przekonanie, że muzyk to zawód, który gwarantuje prestiż i dobre pieniądze. – No i rodzice mnie zapisali do Szkoły Muzycznej na akordeon, bo wówczas był to bardzo modny instrument, grywano na nim wszędzie i mój dziadek bardzo go lubił – opowiada.

Ale jak szkoła muzyczna, bo egzaminy zdał śpiewająco przy bardzo dużej konkurencji, to oczywiście pojawił się i fortepian. – Zafascynował mnie ten instrument. Na tyle, że bardzo chciałem na nim grać. No i trafiła się pani psycholog Justyna Urbaniak, która mnie w tym wspierała. Sam zresztą bardzo dużo trenowałem. To było coś fantastycznego – opowiada.

W NRD jak na dużej trasie koncertowej

Wśród różnych zabawnych rzeczy, które mu się wydarzyły Marek Zalewski wspomina pierwszy swój wyjazd do NRD, do Eberswalde Finow. – Miałem osiem lat i pojechałem ze szkołą jako akordeonista. Kupiłem sobie pierwsze prawdziwe adidasy i napiłem się coca coli – śmieje się muzyk.

Potem do tego samego Eberswalde Finow pojechał już jako nastolatek, z kolegami poznanymi w szkole. – Zabrał nas tam pan dyrektor Szczepan Kaszyński. Ja na fortepianie, Paweł Czyrka na kontrabasie, ktoś tam na perkusji. To była duża sprawa, bo oni tam mieli wszystko, a my tu w Gorzowie dla przykładu nie mieliśmy perkusji. Czuliśmy się jak na dużej trasie, choć to był tylko jeden dzień – mówi Marek Zalewski.

Zespół, który wówczas powstał w tych szkolnych czasach, dość długo się trzymał razem. Jako Albo Nie, a potem Giga Drum wystąpili w Drodze do Gwiazd, na festiwalu w Opolu. – Tak miało być, coś tam chyba nade mną czuwa – mówi Marek.

Akademia jak ucieczka przed kamaszami

Kiedy przyszedł czas kończenia szkoły muzycznej i dyplomu, Marek Zalewski wiedział jedno – trzeba zrobić wszystko, aby nie iść do wojska. – Muzykiem jak najbardziej chciałem być, ale żadnym żołnierzem czy tam kimś. I tak trafiłem do Zielonej Góry na wychowanie muzyczne. W tym samym czasie dzięki Krzysztofowi Ciesielskiemu, którego mama pracowała w Szkole Muzycznej I stopnia przy Teatralnej, dowiedziałem się, że potrzebny im jest nauczyciel akordeonu. Poszedłem i stałem się nauczycielem – opowiada Marek.

No i tak by się to toczyło, gdyby nie zmiany w edukacji i konieczność uzupełnienia wykształcenia. - I tak trafiłem do Akademii Muzycznej w Poznania, filia w Szczecinie. Tu do prof. Jerzego Siemaka, a kompozycji uczyłem się pod okiem prof. Janusza Stalmierskiego – opowiada. I takim to sposobem został absolwentem dwóch uczelni.

Mocno zabiegani ludzie

Marek Zalewski na co dzień uczy w Szkole Muzycznej II stopnia przy ul. Teatralnej, komponuje muzykę do większości spektakli teatralnych w Teatrze Osterwy, zajmuje się własnymi rzeczami i generalnie cały czas coś robi. Jego synowie uczą się w zwykłych szkołach, popołudniami w Szkole Muzycznej, cały czas szkolą warsztat na różnych formach.

Ostatnio zapracowani ludzie – rodzina Zalewskich – zagrali, zresztą po raz drugi już na Muzycznym Raczkowaniu, zajęciach dla najmłodszych dzieci w Filharmonii Gorzowskiej. Znów był fortepian i znów był akordeon, na który Marek Zalewski przestał się gniewać. I znów Nikodem zadziwił wszystkich uczestników zajęć szybkością, z jaką wykonywał kompozycję Jana Sebastiana Bacha. – Niesamowite – mówili uczestnicy zajęć, którzy po praz pierwszy mieli okazję przyjrzeć się pracy pianisty.

Z całej rodziny nie było tylko najmłodszego brata Juliusza i mamy Aleksandry, która generalnie tę całą muzyczną rodzinę ogarnia i trzyma w ryzach, bo inaczej by to wszystko nie zadziałało jak w dobrze nastrojonej orkiestrze.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x