Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Najpierw Popularna, teraz Haitrung, a potem co?

2022-09-06, Prosto z miasta

Huczną imprezą zamknęła  się knajpka bardzo znana na Nowym Mieście, która kiedyś się nazywała Popularną, a teraz Haitrungiem. Bywalcy już się martwią, co będzie dalej.

medium_news_header_34644.jpg
Fot. Robert Borowy

- Kończymy działalność. Nie ma kto pracować, a sami we dwoje nie dajemy rady – mówią właściciele niezmiernie popularnej knajpki, która dla bywalców jest jak drugi dom.

Nie ma rąk do pracy

- Nie możemy znaleźć ludzi do pracy. Jak ktoś przychodzi, to zaraz ucieka, bo nikt nie chce pracować w kuchni – mówią właściciele. Na pytanie, co dalej, odpowiadają, że maja nadzieję, iż jakaś restauracja tu będzie, bo lokal jest pod taką działalność przygotowany. Chcą odsprzedać prawo do prowadzenia działalności. Już nawet są zainteresowani, ale szczegółów na razie nie ma.

Bywalcy, dla których Haitrung jest miejscem stałym, już wiedzą o nowinie. – Jak się zmieni właściciel, to już nie będzie to samo – mówią i raczej na razie nie myślą o tym, co się za chwilę wydarzy.

A przecież restauracja w tym miejscu była od zawsze, czyli od początku XX wieku, kiedy wybudowano narożną kamienicę u zbiegu dzisiejszych ulic 30 Stycznia i Armii Polskiej.

Jak pisze w Encyklopedii Gorzowa Jerzy Zysnarski – przed II wojną istniała tu restauracja o wdzięcznej nazwie Vater Adolf. Po zakończeniu wojny jadłodajnię otworzyła tu Rozalia Gdula, ale dość szybko jej biznes się zwinął. Potem działała podrzędna, jak ją określa autor notki w Encyklopedii, restauracja. Na początku lat 90. Poszła w prywatne ręce, obecnie prowadzi ją syn pierwszej właścicielki. I to on zmienił nazwę z Popularnej na Haitrung, co poza elementami wystroju i wprowadzeniem jadłospisu wzorowanego na chiński, nic nie zmieniło. Bywalcy jak za poprzedniej nazwy i tak zachodzili i zachodzą tu na piwo, na wspólne oglądanie wydarzeń sportowych. I to ich najbardziej niepokoi, co się stanie z ich miejscem.

Druga taka zmiana

Haitrung – Popularna to kolejne miejsce na gastronomicznej mapie Gorzowa, które się zmieni lub zniknie. Dość przypomnieć, że prawie dwa lata temu właściciela zmieniła Letnia, najbardziej charakterystyczna z gorzowskich knajp. I choć nowy właściciel zapowiadał zmiany, to jednak zbyt dużo tam się nie zmieniło. W ostatnich dniach jedynie przybył mural poświęcony zmarłej Anieli Widerze, legendarnej właścicielce, którą wszyscy bywalcy z szacunkiem i uwielbieniem nazywali panią Anią. Tu także powodem do zmiany było to, że nie miał kto pracować, nie miał kto przejść pałeczki właścicielskiej.

A jak z innymi kultowymi miejscami było? Warto spojrzeć na kilka miejsc, które się w pewien sposób zapisały w pamięci – czy to źródłowej, czy to osobistej, a po których też już śladu nie ma….

Pierwszy taki był Chmieliniec…

Pamięć gorzowian sięga najdalej do Wenecji, to jednak zanim Cafe Voley powstała, w Landsbergu było bardzo wiele różnych knajp i knajpek. Trzeba pamiętać, to były Prusy z pruską kulturą między innymi dotyczącą właśnie gastronomii. W pomroce dziejów wiele z tych miejsc przepadło, o nich się już nie pamięta, zostały zapomniane. Od czasu do czasu jednak wraca w różnych wspomnieniach nazwa Chmieliniec.

Może za sprawą oryginalności tego miejsca? Może dlatego, że było to ulubione miejsce sobotnich i niedzielnych wycieczek landsberczyków za miasto?

Hopfenbruch, bo tak się po niemiecku to miejsce nazywało, było między innymi końcowym przystankiem tramwaju, który tam zaczął dojeżdżać od 1899 roku. I gdzie to było? Ano ulica Warszawska, już za obecnym rondem Santockim, po prawej stronie ulicy. Istniała tam restauracja ze stawem, ogródkiem. Miejsce bardzo swego czasu popularne i wydawałoby się, że powinno się ostać, przetrwać zawieruchy dziejowe, ale jednak tak się nie stało..

Czas na Roberta Voleya

Cafe Voley, Polonia, Wenecja to jedno miejsce było, ale w różnych okresach inaczej się  nazywało. I jak o Chmielińcu mało kto pamięta, to jednak o restauracji Roberta Voleya jak najbardziej, bardzo wielu. Może nie pod pierwszą nazwą, czyli Cafe Voley, bardziej jako o Wenecji, ale jednak.

Wybudowany w 1921 roku lokal przy dzisiejszej ulicy Sikorskiego częściowo posadowiony został na rzeczce Kłodawce. Bo był chyba najbardziej elegancki, najbardziej popularny lokal w ówczesnym Landsbergu. To tu urządzano wykwintne przyjęcia rodzinne, spotkania z okazji ważnych dat. Tu bawiła się cala śmietanka Landsbergu, bo w lokalu działał też dancing.

Tuż przed wybuchem II wojny lokal zmienił właściciela. Kurt Illinger wprowadził występy kabaretowe oraz koncerty orkiestry Maxa Hernsdorfera. I nadal restauracja na wodzie była bardzo popularna.

Wybuch wojny niewiele zmienił w życiu Landsbergu. Mieszkańcy nadal żyli w spokoju, może tylko więcej wojskowych było widać na ulicach. Sytuacja zaczęła się zmieniać po złamaniu frontu na wschodzie, ale Landsberg nadal w generalności nie odczuwał dolegliwości wojennych. Widać to było na przykładzie Cafe Voley, która absolutnie nie zwolniła trybu działania. Nadal dobrze się tu bawiono. Aż przyszedł początek 1945 roku…

I pora na Polonię

Zanim jednak Polonia otworzyła swoje podwoje, a stało się to na pewno wiosną 1945 roku, 16 maja, jak chcą niepewne źródła, warto zaznaczyć, że niezwykła restauracja nie podzieliła losu innych budynków, które stały na szlaku przemarszu Armii Czerwonej w pogoni za armią niemiecką. Budynek ocalał i dlatego w miarę szybko, bo po pięciu miesiącach od stycznia, znów działał. Tyle tylko, że Polonia się nazywał a kierował nim były kelner z „Batorego” Franciszek Śmigielski.

I choć nazwa się zmieniła, a klientela mówiła innym językiem, to nadal była to najbardziej niezwykła, najbardziej luksusowa i najchętniej odwiedzana knajpa w mieście.

Bywali tu wszyscy – rosyjska komendantura, prokuratorzy, handlarze, którzy dorabiali się na poniemieckim majątku, szemrane typy, których na Polskim Dzikim Zachodzie zwyczajnie nie brakowało.

Gwiazdy i legendy

I nie jest istotne, że Polonia nie była pierwszą restauracją w mieście po zakończeniu wojny. Istotne jest to, że była niezwykła, inna, wabiąca.

To przecież tu grali najlepsi muzycy. To tu wystąpiła na pewno jedna prawdziwa gwiazda, choć legenda chce, że były dwie.

Tu bowiem wystąpiła hrabina Mary Didur-Załuska. Córka znakomitego polskiego basa Adam Didura miała piękny sopran i występowała na krajowych scenach operowych. Do Gorzowa trafiła z transportem więźniów Ravensbrück. Po podleczeniu miała na tyle siły, aby tu wystąpić. Legenda chce, że na scenie towarzyszyła jej siostra Olga Didur-Wiktorowa, też hrabina, i też po występach na światowych scenach. Niestety, to tylko legenda.

Poza Mary na scenie w Polonii występowało trochę innych artystów, grywano jazz, odbywały się tzw. fajfy, czyli potańcówki o 17.00.

I tak się tu działo, aż kawiarnię zamknięto, a właściciela UB aresztowało i wywiozło do Poznania. Musiało trochę wody upłynąć w Kłodawce, aby kawiarnia znów otworzyła swoje podwoje, już pod nazwą Wenecja. I znów grali tu najlepsi, w tym słynny gorzowski klezmer Marian Klaus, znów było drogo i egzotycznie oraz elegancko. Ale nieremontowana restauracja powoli niszczała, aż przyszedł jej kres. Słynny lokal zamknięto w 1970 roku, a w 1972 został rozebrany.

Pozostał w pamięci gorzowian, na kartach książki „Rubież” Natalii Bukowieckiej-Kruszony, na muralu oraz w monografii jej poświęconej, którą w 2015 roku wydał Miejski Ośrodek Sztuki.

Na rurki i inne smakowitości

Ale przecież takich miejsc, które się pamięta, o których się wspomina, i które przeszły do legendy już nawet za pamięci gorzowian w średnim wieku, jest więcej.

Wystarczy choćby wspomnieć Maleńką Róży Aleksandrowicz, kawiarenkę przy Chrobrego, do której pół Gorzowa latało na ciastka i deserki. To też miejsce legendarne, a dziś mieści się tam przychodnia Bicom, która zajmuje się odczulaniem z alergii przy wykorzystaniu niekonwencjonalnych metod. Tylko starzy gorzowianie, przechodząc tamtędy, od czasu do czasu wzdychają – Oj działo się tu kiedyś coś smacznego.

O rzut kamieniem od byłej Maleńkiej jest była kawiarnia Marago, dziś na szczęście jedna z ciekawszych pizzerii w mieście. Ale w Marago pijało się kawę, jadało cassaty i inne słodkości. Też miejsce z historią, ciekawymi ludźmi i też już zanurzone w przeszłość.

Nieco dalej była Słowiańska, restauracja niezmiernie elegancka, która wyróżniała się oryginalnym wyposażeniem autorstwa legendy Gorzowa, Mieczysława Rzeszewskiego. Też swego czasu miejsce bardzo eleganckie, drogie i w którym się bywało. Z biegiem czasu, wraz ze zmianami ustrojowymi i Słowiańska straciła rację bytu. Popadała w coraz gorszą kondycję, aż przyszedł czas, że została zamknięta. I dziś już tylko unikatowego wyposażenia żal, bo nie wiadomo, co się z nim do końca stało. Ale jak w przypadku i innych restauracji i knajpek, starsi gorzowianie z sentymentem wspominają Słowiańską.

Do takich kultowych miejsc-restauracji zaliczał się co prawda bar, ale jednak – Okrąglak. Tu z kolei spotykano się na sałatce owocowej, kawce, sokach. Latem nawet mini ogródek tu stawał. Miejsce też zniknęło, też nie wytrzymało presji czasu i zmian. Dziś tam jest bank.

Takich miejsc wspominanych z sentymentem i nutką nostalgii można w mieście znaleźć jeszcze więcej. To na pewno kilka innych barów i restauracji, to Klub Lamus, to restauracja Sezam, Kosmos, Gorzowianka, bar Słoneczko i jeszcze inne. To choćby klub Magnat, swego czasu Mekka gorzowskiego środowiska undergroundowego.

Rzeczywistość nie znosi pustki

Jedne miejsca giną, inne powstają. Od lat takim ciekawym miejscem jest Cafe Coś Tam, jeszcze do niedawna Cafe Costa przy ul. Wybickiego. Marka zbudowana od początku w przebudowanych dwóch mieszkaniach starej kamienicy ma stałych bywalców, którzy przychodzą tu na grzane wino, dobre desery, sałatki. Niebanalne wnętrze, znakomita obsługa – warunki powodzenia.

Do nowych, popularnych miejsc zaliczyć można i trzeba Klub Towarzyski Łazienki, czyli miejsce absolutnie nowe, bo działające od niecałego roku w kamienicy przy Łazienki. Ma wystrój i klimat miejsc takich, jak w Krakowie czy Wrocławiu i ambicję pokazywania ciekawych zjawisk artystycznych. Założone i kierowane przez Monikę Kowalską i Zbigniewa Sejwę ma też już stałych bywalców.

Tak już jest, jeden miejsca znikają, inne powstają. Po jednych zostaje legenda i sentyment. Po innych nie zostaje nic. Nawet okruch pamięci.

Renata Ochwat

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x