Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Panie Waldku, cały Stilon za Panem stoi

2023-05-09, Prosto z miasta

Ma biurko. Jak każdy kierownik. Ale przy nim nie siedzi. - Eee tam – podsumowuje krótko taki pomysł pan Waldek. Pan Waldek – ikona Stilonu.

Pan Waldek z piłkarskim Stilonem związany jest od 35 lat
Pan Waldek z piłkarskim Stilonem związany jest od 35 lat Fot. Maja Szanter

Jak mówi się w klubie – pan Waldemar Pocętek jest tam od zawsze. A jednak przed piłkarskim Stilonem w życiu pana Waldemara były inne miejsca, inne marzenia. Ale to przy Olimpijskiej czuje się u siebie, spełniony i szczęśliwy.

Kiedy w marcu przed meczem Stilonu z Głogowem spadł śnieg, mecz stanął pod znakiem zapytania. Sporo meczów w kraju zostało odwołanych. Pan Waldek zameldował się na stadionie o szóstej rano i się załamał. – To była tragedia, tyle tego śniegu napadło. Na dwa razy to brałem.

A odśnieżenie murawy jest sporym wzywaniem. Trzeba umieć to zrobić, żeby – jak mówi pan Waldemar – nie zaryć, nie zerwać nawierzchni. – To nie jest tylko usiąść i przejechać. Ja mam taką szczotkę z twardym włosiem i odśnieżam. Nie pługiem. Prawie osiem godzin odśnieżałem. Chcieli odwołać mecz. O 13. było gotowe. Trochę grząsko, ale przygotowane.

I za tę akcję pan Waldek zebrał najwięcej pochwał na facebookowym profilu Stilonu. ,,Jest kiepsko, ale pan Waldek od rana daje z siebie 110% mocy i gaz na tłoki.” – napisał klub. A wtedy zaczęły się pojawiać wpisy kibiców: ,,Brawa dla pana Waldka”, ,,Mega robota, Panie Waldku”, ,,Panie Waldku, trzymam kciuki”, ,,Pan Waldek człowiek orkiestra”, ,,Pan Waldek też Przyjacielem Stilonu jest”.

Jest, ale wbrew przekonaniom Stilonowców, nie jest w klubie od zawsze.

Ze stoczni na boisko

Pan Waldemar pochodzi z okolic Gorzowa. Kiedy w 1978 roku skończył Technikum Mechaniczne, postanowił spełnić swoje marzenie. - Zawsze chciałem pracować  w stoczni. Pojechałem z przyjacielem jeszcze z podstawówki do Szczecina. Pracowałem na pochylni, ale tylko trzy miesiące. Kolegę wzięli do wojska, a ja pomyślałem – co ja w tym Szczecinie będę robił sam? – wspomina pan Waldemar.

Znał już statek, nie chcieli więc puścić przyuczonego pracownika, ale młody Waldek się uparł i wrócił do Gorzowa. - Może i dobrze, to były trudne czasy, a człowiek był trochę niepokorny. Nie wiadomo, jak by się te losy potoczyły – mówi. Była jesień tego samego roku. Dzięki koledze trafił jako konserwator na lodowisko przy Pomorskiej. I tak się zaczęła kariera pana Waldemara na obiektach sportowych Stilonu. Jak wspomina, wtedy na lodowisko przychodziły tłumy. 500-600 osób dziennie. Była druga liga hokeja. Wszystko kwitło. Pracę przerwała półroczna służba wojskowa. Po powrocie powoli zaczęło się wszystko psuć. – Nie było na remonty, lodowisko zaczęło się sypać i ostatecznie padło.

Klub zorganizował grupę, która naprawiała i remontowała różne obiekty w mieście, nie tylko sportowe – hotel, restauracje, halę przy ulicy Czereśniowej, stadion. Trwało to kilka lat. Gdy wybudowano warsztat, pan Waldemar był rzucany to na lodowisko, to na odkryty basen. - Piękne czasy. Dorabiałem sobie tam też jako ratownik, pełno dzieciaków, jak wpadli, to i tysiąc ich było.    

Później była hala przy Czereśniowej, pobliskie korty tenisowe, które dopiero były uruchamiane. By zobaczyć, jak mają one funkcjonować, pan Waldek jeździł do Poznania na Olimpię. - I tak je doprowadzaliśmy do użytku, potem to były jedne z lepszych kortów w Gorzowie.

Pan Waldemar został starszym majstrem. Aż przyszedł dzień, w którym kierownik zaproponował mu, żeby został kierownikiem na stadionie. Przy Olimpijskiej pan Waldek jest już 35 lat.

Murawa jak na ekstraligę

- I tak tę trawę robię. Do tego remonty, malowanie, naprawy. Ja to jestem taki, że pracy sobie sam szukam. Już teraz sobie planuję, co mam robić jesienią, co zimą. A kiedyś było inaczej. Nie było sztucznych boisk, więc sezon się kończył w listopadzie. - Diabeł mówił dobranoc i dopiero piłkarze wracali w marcu. Całą zimę robiliśmy remonty. Z własnej inicjatywy wyremontowaliśmy natryski. Płytki położyłem, bo ściany były takie, w imię Ojca i Syna. Cały barak od nowa praktycznie zrobiliśmy, kontenerowy, prowizorka na rok. 1985 czy 1986 rok. Potem miało być coś nowego, dzięki Bogu stoi do dziś.

Pan Waldemar poprzerabiał szatnie. Znalazł w katalogach ławki, pospawał, polakierował. Mówi, że takie z żurnala kosztowały ogrom, a człowiek sam zrobił. - Ja tak zawsze siedzę i myślę, co by znaleźć do roboty. Jestem tej zasady, że czy chłopaki byli w czwartej lidze czy w trzeciej, czy w ekstralidze, płyta zawsze musiała być przygotowana tak jak na ekstraligę.

Nieraz słyszy, że przyzwyczaił piłkarzy do takiej jakości. - A ja mówię wtedy, że tak powinno być boisko zrobione, nie ma być lipy. Dla mnie to jest takie miłe, gdy mówią trenerzy, sędziowie, którzy tu przyjeżdżają na mecze: Zapomnij, żeby u nas takie płyty były, nikt nic na boiskach nie robi.

Pan Waldek nie dość, że jest trawnikowym samoukiem, to jeszcze większość sprzętu, który był mu potrzebny, zrobił sam. Jeździł na szkolenia, tu podpatrzył, tam przeczytał. - Nie było pieniędzy, był za to stary ciągnik, sprzętu zero. Z  kolegą porobiliśmy brony, wały z kolcami do renowacji.

Dużo się zmieniło na lepsze, gdy boisko przejął OSiR. Na przykład nawodnienie. – Wcześniej człowiek biegał z takimi rurami, Matko Boska, gehenna. Żeby uruchomić deszczownię, trzeba było zalewać, tu leci, tam przestało, dobrze, że nikt nie nagrywał, bo takie wiązki leciały, średniowiecze tu było.

Oczywiście – pan Waldemar wie, że najlepsze boiska są w Anglii. - Tam firmy o to  dbają, tam są pieniądze, a nie jakiś Pocętek samouk. Nawet w Polsce na sprzęt kluby wydają 800-900 tys. zł. A ja z motykami biegałem. Kiedyś. Teraz już nie. Do renowacji boiska sztucznego i trawiastego mamy wszystko. A takie wyrwy to jednak trzeba ręcznie porobić. Po meczu naprawiamy i nie ma śladu, że był mecz – przekonuje pan Waldek.

Mówi, że trawa jest wymagająca, trzeba dopilnować, włożyć w to serce. - To nie tak, że skosisz i do widzenia. Pogodę to ja oglądam na wszystkich programach. Muszę wiedzieć tydzień naprzód, co będzie, bo jest mecz i wszystko sobie zaplanować - kiedy wysiać nawóz, czy dzisiaj lepiej kosić, bo ma padać czy nie dzisiaj.

A kosi pan Waldek cztery razy w tygodniu. Boisko musi być zrobione.

Urlop na stadionie

Pan Waldek w domu nie usiedzi. Jest w pracy, gdy ma dyżur, jest też, gdy ma urlop. - Żona mówiła: Weź sobie wersalkę na ten stadion, bo ty tylko stadion i stadion. A ja muszę przecież wszystkiego dopilnować, żeby grało. Na urlopie to zawsze już tu o siódmej na kawie byłem. Przyjeżdżałem, robotę każdemu przydzieliłem.

Zawsze na końcu brał ten urlop, kiedy wszyscy już wrócili z wakacji. We wrześniu. Wtedy jeździ na prawdziwki, narobi kilkadziesiąt słoików i rozdaje znajomym. I namiętnie wędkuje.

Niedawno pan Waldek ogłosił, że idzie na emeryturę. Definitywnie. Na stadionie będzie tylko do końca roku. Chce zadbać o zdrowie, pomóc córce. Tak, zastanawiał się, jak to będzie, gdy odejdzie z klubu. Chyba nie będzie, jak było. Serce zaboli, ale już chce odpocząć.

A teraz ciągle jest coś do roboty. - Obiekt sobie z rana i po południu obejdę, wiem, gdzie jest dziura, co zrobić. Od rana do wieczora zajęcia i mecze. Tu śnieg pada. Kiedyś o trzeciej w nocy przyjechałem i odśnieżałem, bo nikt by nie odśnieżył, a o dziesiątej już sparingi. Wstałem w nocy, zobaczyłem i już nie spałem. No taki jestem i co ja zrobię? Nie że jest 14.00 i ja wychodzę, co chwilę ktoś dzwoni, coś chce, panie Waldku… Popołudniami też dzwonią. A jeszcze powyganiać na zaległe urlopy trzeba.

Nie ma ludzi niezastąpionych, mówią…

Zajmie się swoim ogrodem. Jeszcze bardziej, bo ogród pana Waldka wiele razy był nagradzany w konkursach. Miłością do kwiatów zaraził się od mamy. I niby na początku ogrodu nie chciał, gdy teściowie dawali ziemię. Wystarczająco narobił się na stadionie, ale zaczął dłubać. Po swojemu. Wymyślił skałki, porobił. Pytają, jak i kiedy to robi, że w jego ogrodzie nie ma chwastów. - A ja rano o siódmej  pyk-cyk i na drugą zmianę na stadion.  

Na kwiaty wydaje sporo. Mówi, że ogród musi wyglądać. Co chwilę sobie zmienia ten ogród.  

Panie Waldku, pan się nie boi

- Komendant policji tak mówił. Że pan się nie boi, cała policja za panem stoi – wspomina. Cały Stilon tak może powiedzieć. Kibice, trenerzy, piłkarze. Pan Waldek przyznaje, że to jest miłe, kiedy inni doceniają jego pracę. Ale przecież robi to wszystko dlatego, bo szczerze ją  kocha. - Przyjemności dużo mi sprawia, jeśli widzę efekt, jak ta płyta wygląda. Ma być jak dywan. A ciężko utrzymać ją na takim poziomie. Dwa kluby grają, są treningi, po każdym meczu uklepujemy, 200-300 dziur łatamy.

Całe życie przy sporcie, w wolnych chwilach także sport jest dla pana Waldka odskocznią od pracy. Mówi, że na szczęście w domu ma dwa telewizory, więc sobie ogląda piłkę, ligę polską i Barcelonę z Lewandowskim. - Mnie nigdy nie było w domu, sobota, niedziela, a ja jak nie na siatkówkę, to na koszykówkę, to na piłkę. Jak były małe dzieci, to się na spacer czasem poszło, a potem na okrągło na stadionie. Teraz tak samo.

Mówi, że metodą prób i błędów w pielęgnacji trawy do czegoś doszedł. Uczy następców. Jest zadowolony z murawy, ale… Mówi nieraz piłkarzom, żeby się bardziej starali. – Po co ja się męczę, jak wy przegrywacie?

Gra ze Stilonem, ale inaczej

- Prawda, nie popisaliśmy się wtedy, przegraliśmy i musieliśmy się później panu Waldkowi odwdzięczyć – mówi o marcowym meczu z Głogowem pomocnik Stilonu Łukasz Maliszewski. Bo robotę pana Waldka drużyna przecież docenia. - Ledwo mecz skończymy, a już pan Waldek wchodzi i reperuje trawę. Jesteśmy za to wdzięczni, bo to sama przyjemność grać na takiej murawie – przyznaje Ł. Maliszewski, który pana Waldka zna od co najmniej dziesięciu lat. - Człowiek, który z niczego zrobi wszystko. Nigdy nie odmówi pomocy. Chociaż czasem nie tak od razu się zgadza. Przemyśleń pana Waldka trzeba odsłuchać, ale suma sumarum to człowiek ugodowy i do rany przyłóż. A my mamy swoje sposoby, żeby go do pewnych rzeczy przekonać – zapewnia zawodnik.

To, że pan Waldek to człowiek orkiestra, wiedzą wszyscy. – Kiedy mecz jest w niedzielę, w sobotę już chodzi z młoteczkiem, ubija, jeździ. To jest człowiek, który inaczej postrzega pracę, on ją kocha – ocenia Ryszard Kaczorek, kierownik zespołu. Tego samego zdania jest trener Rafał Świtaj. – To człowiek z pasją, dba o murawę jak o własny trawnik. Bardzo zaangażowany. Jakby czegoś nie przystrzygł dobrze, to by chyba nie zasnął. Dba o każdy szczegół, a przy tym jest bardzo pozytywny, można się z nim dogadać.

- Nikt nie zrobi tej płyty, jak on. Z innych klubów chcieli pożyczać pana Waldka. Bo to jest ,,złota rączka”, zrobi stolarkę, hydraulikę, mechanikę. Za biurkiem nie chce siedzieć, a ma przecież biurko, w końcu jest kierownikiem. Tylko tam nigdy się go nie zastanie, bo Waldek jest ciągle na linii frontu – twierdzi Liwiusz Sieradzki, obecnie przewodniczący Klubu Seniora KS Stilon, były piłkarz i działacz. Szanuje, co dla gorzowskiej piłki zrobił i robi pan Waldemar. – Znam Waldka 30 lat. On się temu poświęcił. Przecież kiedy przychodziło tu 10 tysięcy ludzi, nasza murawa była jedną z najlepszych w kraju. Równa jak stół, a kiedyś wyglądała jak pastwisko – opowiada. Dodaje, że Stilonowcy są jak wielka rodzina. – Wszyscy się z Waldkiem zżyli. Mamy dzieci, wnuki, pokolenia się zmieniają, a pan Waldek jest wszędzie i ciągle na posterunku. A do tego to komunikatywny i otwarty człowiek. I skromny. Nie chce się pokazywać, woli być w cieniu. A my w piłce musimy pamiętać o ludziach z drugiego szeregu, bo nie tylko piłkarze i trenerzy są ważni. L. Sieradzki docenia nie tylko efekty pracy pana Waldka, idealną murawę i wykonane naprawy w klubie. – Kiedy piłkarze wchodzą na mecz, Waldek nie musi zostawać, może iść do domu. Ale cały umorusany siedzi i ogląda. A potem od razu idzie reperować.

Pan Waldek żyje pracą. Potwierdza to też klubowy fizjoterapeuta Konrad Wierzbiński. - Pan Waldek na stadionie mógłby spać i mieszkać. Lubi ,,pobawić się” trawą, na takie mecze jak ostatni z Bytomiem, ostrzy sobie zęby – mówi. – Wszyscy go lubią. Od piłkarzy słyszy: ,,Witamy najlepszego greenkeepera Ziemi Lubuskiej." Bo pan Waldek robi więcej niż ma w zakresie swoich obowiązków, troszczy się o każdą kępkę.

- Wymienia te kawałeczki jeden po drugim. Nie wyobrażam sobie tego obiektu bez pana Waldka – przyznaje R. Świtaj. – Jak słyszę, że idzie na emeryturę, to jestem przerażony. Jeżdżę po Polsce i porównuję boiska. One nie są wspaniałe. A nasze jest. W marcu w tę śnieżycę Waldek miał mieć wolne. O siódmej już widzę, że jeździ i ściąga śnieg. Po co? – pytam. - Bo mi stopnieje i będzie grząsko. Przyjechał, a mógł siedzieć w domu i pić kawę – przyznaje R. Kaczorek. Mówi, że bardzo by chciał, żeby chociaż boisko główne zostawić panu Waldkowi. On jest zakochany w tej pracy, a dla nas to szczęście, że on tu jest.

Pan Waldek, jak informuje L. Sieradzki, został nominowany do Klubu Seniora. Jest zmartwiony jego planami przejścia na emeryturę. – Może nie przejdzie jeszcze? Bo się waha…

- Nie odejdzie – twierdzi Krzysztof Olechnowicz, prezes Agencji Inwestycyjnej Stilon Gorzów. - Jeżeli odejdzie, będzie to wielka strata dla Stilonu i będzie bardzo trudno zapełnić miejsce po panu Waldku. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Są. Przed marcowym meczem z Głogowem byłem na stadionie o 7 rano, a on już prawie pół boiska wyszurał szczotką ze śniegu. Taki jest – przyznaje prezes Stilonu. I dodaje, że przy wszystkim pan Waldek to bardzo dobry człowiek.

O tym, że w klubie Waldemar Pocętek zajmuje bardzo ważną pozycję świadczy to, że jest zapraszany na wszystkie Wigilie organizowane przez Klub Legend Stilonu. - Nikt w Gorzowie nie wie o murawie tyle, ile Waldek. Oby był z nami jak najdłużej. Oby ta murawa nie umarła, kiedy on odejdzie. Bo Waldek gra z zespołem. Inaczej, ale gra. Jest naszą legendą.

Maja Szanter   

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x