2024-09-24, Prosto z miasta
Wulkan energii i pomysłów, a przy tym historyk, pedagog, regionalista, orędownik kontaktów polsko-niemieckich – określenia można zresztą mnożyć.
Tak pisała o Zbigniewie Czarnuchu red. Renata Ochwat. W sumie niedawno, bo pod koniec 2014 roku. Niestety, w niedzielę 22 września 2024 roku nadeszła przykra informacja. Odszedł Mistrz, jak mówiono o Zbigniewie Czarnuchu wszyscy, którzy Go znali.
Zbigniew Czarnuch urodził się 18 marca 1930 roku w Lututowie. W 1945 roku przybył do Witnicy, w której jego ojciec Jan przez kolejne trzy lata był burmistrzem. Studiował historię na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, potem na Uniwersytecie Warszawskim.
Pracował w różnych miejscach i miastach, poczynając od Zielonej Góry, Poznania, Warszawy, kończąc na wielu mniejszych ośrodkach. W 1981 roku powrócił do Witnicy, gdzie pozostał już na stałe. Razem z prof. Dariuszem Rymarem, dyrektorem gorzowskiego Archiwum Państwowego, w 1994 roku założył w Gorzowie ukazujący się do chwili obecnej „Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny”.
Przypomnijmy sobie artykuł sprzed dziesięciu lat, bo oddaje on prawdziwy obraz Pana Zbigniewa, osoby, która pomimo swoich 94 lat do niemal ostatnich dni tryskała energią, a przede wszystkim była dla wielu autorytetem. Niepodważalnym.
To Zbigniew Czarnuch, o którym wszyscy, którzy go znają, mówią właśnie guru.
- Zbigniew Czarnuch jest przede wszystkim genialnym pedagogiem, który umie dostrzec w człowieku jego ukryty potencjał i wciągnąć na wierzch. Zwyczajnie odkrywa talenty i sprawia, że te talenty procentują, i nie liczy się wiek osoby, którą Czarnuch do czegoś motywuje – mówią zarówno wychowankowie, jak i współpracownicy. Ale jednym tchem dodają, że cały czas Zbigniew Czarnuch imponuje im niezwykłą energią, niepoliczalnym wręcz wachlarzem pomysłów do działania i wcielania w życie oraz niezwykłą wiedzą i życzliwością.
O tym, że chce być nauczycielem, pedagogiem czy inaczej wychowawcą Zbigniew Czarnuch wiedział niemal od początku. Bo najpierw działał w drużynie harcerskiej w Witnicy, gdzie po II wojnie światowej osiedliła się jego rodzina, a ojciec piastował funkcję burmistrza. To tu sam osobiście skuwał ślady niemieckich pozostałości z fasad budynków, tu też ukształtował się jego pogląd komunisty, czyli człowieka, dla którego liczy się społeczeństwo bez klas, społeczeństwo sprawiedliwe, opierające się na współpracy i altruizmie, gdzie nie ma własności pojedynczych ludzi. Uwiodło go hasło „Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy”. I między innymi ten właśnie komunizm doprowadził Czarnucha do pojednania polsko-niemieckiego.
– Jeszcze z Makusynami praktykowałem pojednanie się z bratnią komunistyczną Niemiecką Republiką Demokratyczną, chodziło o pojednanie z człowiekiem pracy, czyli było ujęciem klasowym. To jeden filar moich działań. Drugi, to refleksja ogólna na temat wojny i jej skutków, a zwłaszcza jeden z wierszy Władysława Tatarkiewicza, który mówi o tym, że ojczyzna nie powinna przesłonić człowieczeństwa. Zrozumiałem wówczas, że ja przede wszystkim jestem człowiekiem, a dopiero potem Polakiem. No i po trzecie, kiedy już wróciłem do Witnicy i zająłem się historią miejscowości, zacząłem szukać źródeł. Ale te się spaliły, bo podczas wojny spaliła się witnicka biblioteka i archiwum, więc musiałem poszukać kontaktów u wypędzonych. I dzięki różnym ludziom poznałem Hansa Beske. Wtedy zobaczyłem, że oni, właśnie wypędzeni od lat szukają z nami kontaktów, a my tę wyciągniętą rękę od lat odtrącamy. Tak się zaczęły moje polsko-niemieckie działania – opowiada Zbigniew Czarnuch, dziś jeden z największych orędowników dobrosąsiedzkich stosunków.
To właśnie Zbigniew Czarnuch zaprosił do Gorzowa Helgę Hirsch, głośną niemiecką dziennikarkę i pisarkę, autorkę „Nie mam keine buty”, zbioru reportaży o ludziach pogranicza. To Zbigniew Czarnuch właśnie założył w Witnicy muzeum, w którym gromadzi niemieckie i polskie pamiątki historyczne. To on stworzył stowarzyszenie „Pro Educatio Viadrina”, efektywnie promujące polsko-niemieckie kontakty. To on pisze dziesiątki artykułów na ten temat, bierze udział w licznych konferencjach i innych działaniach naukowych po obu stronach Odry. Zresztą wyliczenie jest trudne, bo Czarnuch, mimo swoich 84 lat, ciągle coś nowego robi, ciągle gdzieś pędzi, ciągle jest zajęty.
– I to jest niezmiernie fascynujące. Za tę aktywność i pracowitość należy mu się ogromny szacunek – mówi Zbigniew Sejwa, dyrektor Kamienicy Artystycznej Lamus i opowiada anegdotkę o tym, jak jakiś czas temu właśnie Zbigniew Czarnuch wyprzedził go w zrobieniu zdjęcia do jakiegoś wydawnictwa. – To jest najbardziej niesamowite w tym człowieku, jego działania, ogrom działań w tym wieku – mówi Zbigniew Sejwa. I dodaje, że przy tym wszystkim Zbigniew Czarnuch jest przeuroczym gawędziarzem i wspaniałym kompanem.
Do najbardziej spektakularnych osiągnięć Zbigniew Czarnuch zalicza Makusyny, czyli szczep harcerski im. Kornela Makuszyńskiego, jaki prowadził przez dekadę w Zielonej Górze. - Makusyny to było niesamowite środowisko. Przede wszystkim nie takie mocno ortodoksyjnie harcerskie. Bo druh Czarnuch stawiał na samorealizację, odkrywanie zdolności. Ja wstąpiłem do szczepu po lekturze książki „Cudaki” Wiesława Hudona – opowiada Leszek Kania, dziś wicedyrektor Muzeum Lubuskiego w Zielonej Górze. „Cudaki” to była drużyna artystyczna w ramach szczepu, która wystawiała różne spektakle, prowadziła działania artystyczne. – Tam nie było łatwo się dostać, trzeba było się wykazać talentami. Pamiętam drżenie serca, kiedy druh Czarnuch mnie przesłuchiwał. No i tak spędziłem kilka lat właśnie w „Cudakach” – mówi Leszek Kania.
I dodaje, że jednym z wspanialszych momentów w życiu Makusynów było między innymi zaadaptowanie na potrzeby szczepu Siedliska, starego zamku Rechenbergów i von Schönaichów. – Myśmy pracowali przy jego adaptacji i dla nas to było prawdziwe poszukiwanie skarbów, bo rzeczywiście znajdowało się a to srebrną tacę, a to filiżankę. To było coś niesamowitego – wspomina Leszek Kania. I dodaje, że Czarnuch niezmiernie był czuły na niewłaściwe zachowania. – Kiedyś słyszał, jak w czasie przepychanki jeden do drugiego zwrócił się per: „Ty Żydzie”. Druh Czarnuch natychmiast zareagował, zwrócił uwagę, że tak nie należy i to też było właściwe – mówi Leszek Kania.
Z Makusynów wyszli tacy ludzie, jak Urszula Dudziak, światowej sławy jazzmanka, Ryszard Peryt, polski inscenizator oper, propagator muzyki operowej, dr Andrzej Toczewski, dyrektor Muzeum Lubuskiego w Zielonej Górze, malarz Jerzy Czerniewski, pisarz i dziennikarz Czesław Markiewicz, dr Iwona Peryt-Gierasimczuk, dr Wojciech Śmigielski, prof. Wiesław Hładkiewicz i wielu, wielu innych.
Każdy z Makusynów podkreśla też i to, że dzięki takim a nie innym działaniom Zbigniewa Czarnucha połączyła ich więź. – Ostatnio spotkaliśmy się w muzeum, kiedy Andrzej Klim wrócił z wyprawy na Mount Blanc. Druh Czarnuch też był – mówi Leszek Kania.
- To dzięki Zbyszkowi, bo mam tę przyjemność być z nim na ty, zostałem historykiem i muzealnikiem – opowiada dr Włodzimierz Kwaśniewicz, emerytowany już dyrektor Lubuskiego Muzeum Wojskowego. – W czasach liceum, bo Zbyszek był nie tylko moim szczepowym, ale też i nauczycielem historii oraz wychowawcą, na każdy okres szkolny, aby mieć piątkę właśnie z musiałam przygotować referat z historii wojskowości. Ale z drugiej strony to dzięki kontaktom Zbyszka mogłem wejść do magazynów muzeum zielonogórskiego i to było coś niezwykłego. Dla nastolatka, zainteresowanego historią, możliwość przebywania akurat tam stało się chyba jednym z najważniejszych doświadczeń w życiu. I kiedy potem siedziałem w magazynach choćby Ermitażu, w Tbilisi czy Erewanie oraz jeszcze gdzie indziej, to zawsze wspominałem ten pierwszy raz spotkania z zabytkami w magazynach w Zielonej Górze – opowiada dr Kwaśniewicz. I podkreśla, że wszystkie działania wychowawcze Zbigniewa Czarnucha sprawiły, że Makusyny zostały wychowane do szacunku dla przeszłości, która wpływa na przyszłość. – No i jest jeszcze jedna rzecz bardzo ważna. On nauczył nas aktywności. No choćby ja, jestem na emeryturze, ale cały czas piszę, robię ekspertyzy broni, żyję tak, jak Zbyszek – mówi dr Kwaśniewicz.
- Dla mnie Zbigniew Czarnuch jest niedoścignionym wzorem, guru, jak my wszyscy na niego mówimy. Bo nie znam nikogo, kto miałby w sobie tyle pasji, energii, pracowitości, wiedzy historycznej, o regionie szczególnie. Zwyczajnie trudno za Zbigniewem Czarnuchem nadążyć – mówi Grażyna Kostkiewicz-Górska, kierownik działu regionalnego Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gorzowie i jednocześnie członkini Klubu Regionalistów, jaki działa od kilku lat, a który naturalnie wymyślił i do życia powołał Zbigniew Czarnuch.
- Moje podróżowanie po regionie też zaczęło się za sprawą Czarnucha. Bo pan Zbigniew przyjeżdżał do nas do biblioteki na różne spotkania, przyglądał się mi i nagle któregoś dnia zaproponował, żebym pojechała z nim na spotkanie do Fürstenwalde i tak to się zaczęło. On mnie zwyczajnie wyciągnął z jakiejś szarej strefy, w której tkwiłam wówczas – wspomina Grażyna Kostkiewicz-Górska, dziś jedna z najbardziej rozpoznawalnych regionalistek i animatorek działań poświęconych odkrywaniu historii naszych ziem.
Dziś Klub Regionalistów to grupa kilkunastu osób regularnie wyprawiających się w bliższe i dalsze ciekawe miejsca regionu zarówno w Polsce, jak i za Odrą. – Oczywiście głównym animatorem i pomysłodawcą jest Zbigniew Czarnuch. To on opracowuje trasy, wyznacza ludzi do przygotowań, inspiruje. Zresztą ja teraz też tak działam, że dostaję telefon z Witnicy i robię to, co pan Czarnuch poleca. Inna rzecz, że czasami trudno nadążyć za pomysłami, albo trudno je wtłoczyć w ramy instytucjonalnej działalności – mówi Grażyna Kostkiewicz-Górska.
Zbigniew Czarnuch znany jest także jako propagator wiedzy o regionie. Ma na koncie bardzo wiele różnych publikacji dotyczących właśnie Witnicy i okolicy, ale także innych kwestii związanych z polsko-niemieckimi kontaktami. – Ja się zawsze zastanawiam, jak pan Zbigniew z tym wszystkim nadążą. I sama chciałabym mieć taką kondycję, jak będę w wieku pana Zbigniewa. Taką kondycję, energię, wiedzę i potrzebę dzielenia się nią – mówi Grażyna Kostkiewicz-Górska. Ale takich, którzy w ten sposób mówią o Zbigniewie Czarnuchu jest bardzo wielu, wszyscy ci, którzy mieli kiedykolwiek z nim kontakt.
Renata Ochwat
Tekst z 29.12.20214 roku
Zbigniew Czarnuch
Urodził się 18 marca 1930 roku w Lututowie na ziemi wieluńskiej. Do Witnicy sprowadził się po wojnie. Jego ojciec Jan w latach 1945-48 był tam burmistrzem. W 1952 roku rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Studia dokończył w Warszawie. W latach 1957-68 mieszkał i pracował w Zielonej Górze. To wówczas w 21 Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Chopina wprowadzał swoją eksperymentalną metodę pedagogiczną, która stawiała na samodzielność uczniów. Wówczas też prowadził Makusynów. Po konflikcie z kadrą pedagogiczną wyjechał z Zielonej Góry i pracował między innymi w Poznaniu, Warszawie, Lesku, Mokobodach, Niwiskach. Po porażce w życiu osobistym i innych kłopotach tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku wrócił do Witnicy i pozostał tu na stałe.
Ma na swoim koncie wiele nagród, osobiście mocno ceni sobie nagrodę im. Aleksandra Patkowskiego przyznawaną przez Muzeum Regionalne w Sandomierzu za szczególne osiągnięcia w dziedzinie regionalizmu właśnie.
Zbigniew Czarnuch jest animatorem powołania Towarzystwa Przyjaciół Witnicy, twórcą Parku Drogowskazów i Słupów Milowych Cywilizacji, był w ścisłym gronie założycieli Towarzystwa Miłośników Archiwum i Pamiątek Przeszłości, założył Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Edukatio Pro Europa Viadrina. Bibliografia jego prac pedagogicznych, regionalnych oraz innych liczy sobie 314 pozycji.
To był ładny, październikowy poranek. Tylko w mieszkaniu przy Kosynierów Gdyńskich było niespokojnie. Na fotelu, otulony kocem, ze światem żegnał się szczupły mężczyzna. Mija piętnaście lat od śmierci Kazimierza Furmana.