2024-11-28, Prosto z miasta
W połowie listopada pożegnaliśmy Janinę Górską, pionierkę Gorzowa, prezesa oddziału gorzowskiego Związku Dzieci Wojny. Miała 83 lata.
- Z wielkim żalem przyjęliśmy informację o śmierci Janiny Górskiej, pionierki i prezes Związku Dzieci Wojny w Gorzowie Wielkopolskim. Łącząc się w żałobie i smutku prezydent Gorzowa Wielkopolskiego Jacek Wójcicki oraz przewodniczący Rady Miasta Robert Surowiec składają rodzinie, bliskim i przyjaciołom wyrazy szczerego współczucia – taką informację zamieściła strona internetowa Miasta.
List do rodziny zmarłej przysłał również premier Mateusz Morawiecki pisząc m.in.: ,,Wiadomość o śmierci śp. Pani Janiny Górskiej napełniła mnie bólem. Odeszła bowiem Osoba niezwykła – bez reszty oddana swojej życiowej misji. A była nią troska o Polaków, których dzieciństwo było czasem straszliwej krzywdy wyrządzonej przez barbarzyńców spod znaku swastyki oraz sierpa i młota (…) Pani Janina, jako Prezes gorzowskiego oddziału Stowarzyszenia Dzieci Wojny, niestrudzenie zabiegała o utrwalanie pamięci o dramatycznych losach polskich dzieci urodzonych w latach II wojny światowej. Wzięła na siebie również rolę strażniczki testamentu Polski Walczącej. Dziękuję Pani, Droga Pani Janino, za podjęcie szlachetnego trudu świadczenia o tym, że „jeszcze Polska nie zginęła”.
Janina Górska urodziła się 22 stycznia 1941 roku we wsi Derewna w powiecie baranowickim, w województwie nowogródzkim na terenie dzisiejszej Białorusi. W grudniu 1945 roku w dramatycznych okolicznościach rodzina pani Janiny (ona sama miała zaledwie cztery latka) musiała pod osłoną nocy uciekać z rodzinnego domu. Wszyscy trafili do zniszczonej Warszawy, potem na południe do Bielska-Białej aż wreszcie na Mazury, dokładnie do wsi Jasiniec. Tułaczka ta trwała ponad cztery zimowo-wiosenne miesiące.
- Do 15. roku życia pracowałam w gospodarstwie, pomagając w różnych pracach, między innymi pasłam krowy oraz wyrzucałam obornik spod koni, owiec, krów i świnek. Była nas wtedy spora gromada: babcia Antonina, wujek Bronek z żoną i dziewięciorgiem dzieci, moja mama Maria, moja matka chrzestna Jadwiga, siostra mamy, no i ja – pisała Janina Górska we wspomnieniach, które ukazały się w książce Augustyna Wiernickiego pt. ,,Śladami polskich dzieci wojny’’.
W 1954 roku rozpoczęła naukę w szkole pedagogicznej w Ostródzie, ale z powodu braku pieniędzy po kilku miesiącach została ze szkoły usunięta. W grudniu 1955 roku postanowiła… uciec z domu i przyjechała do Gorzowa, gdzie mieszkały siostra jej babci oraz ciocia. W Gorzowie zjawiła się 23 grudnia o godzinie pierwszej w nocy i już pozostała w naszym regionie, bo mieszkała oraz pracowała nie tylko w Gorzowie.
Jak sama opisywała we wspomnieniach, początki pobytu w Gorzowie były dla niej bardzo trudne, ale przy pomocy dalszej rodziny ukończyła kurs maszynopisania i rozpoczęła pracę w Urzędzie Rolniczym w Dębnie, by po kilku miesiącach powrócić do Gorzowa, gdzie znalazła pracę w stilonowskim przedszkolu przy ul. Skromnej. Potem trafiła już do Stilonu, tam jako 19-letnia dziewczyna poznała swojego przyszłego męża, z którym wzięła ślub – jak napisała we wspomnieniach – wychodząc razem z nim wprost z zakładu pracy do Urzędu Stanu Cywilnego. Mając już w ręku odpowiedni dokument udali się do rodziców pana młodego, by poinformować ich o zawartym ślubie.
- Moi teściowie byli w szoku, gdy się dowiedzieli o naszym ślubie, ale dość szybko to zaakceptowali i wyrazili także swoją zgodę na nasz ślub kościelny na Gwiazdkę. Obiecali nam też pomóc w wyprawieniu wesela. Ślub nasz odbył się 25 grudnia 1959 roku w katedrze gorzowskiej. Była to piękna uroczystość. Przyjęliśmy sakrament małżeństwa z rąk ks. Władysława Pieńkosia. Wesele odbyło się w domu moich teściów. Bawiło się na nim 60 osób – tak wspominała ten dzień pani Janina.
Kolejne lata była dla niej trudne, zwłaszcza kiedy mąż musiał pójść do wojska, odbyć zasadniczą służbę wojskową. W tym czasie pani Janina ciężko zachorowała na gruźlicę, mało tego, została wyrzucona z pracy tylko dlatego, że nie chciała zapisać się do partii. Z czasem jej stan zdrowia na tyle się pogorszył, że lekarze chcieli wysłać ją na rentę zdrowotną, ale ze względów finansowych pani Janina chciała pracować i to na trzy zmiany. Miała na utrzymaniu dwóch małych synów, ale lekarze nie wyrażali zgody na prace zmianową, co wiązało się z dużo mniejszym wynagrodzeniem. Ostatecznie trafiła do laboratorium w Stilonie i podjęła naukę w technikum chemicznym. Z końcem 1981 roku została wysłana na wcześniejszą emeryturę po niespełna 25 latach pracy, dostała też druga grupę inwalidzką, niewielką emeryturę oraz zakaz podejmowania pracy.
- Ponieważ nie byłam w stanie przeżyć za tę swoją mizerną emeryturę zaczęłam w tamtym czasie pracować na czarno, gdzie się dało, m.in. sprzątałam bary. Zastępowałam też gosposię u księży w Deszcznie przez rok, skąd ks. Andrzejewski zabrał mnie na swoją parafię na ul. Strażacką w Gorzowie. Z kolei ze Strażackiej przeniosłam się potem na Bracką, do księży oblatów – tak opisała swoje pierwsze lata na emeryturze.
Niestety, jej mąż Leopold, który był sybirakiem zmarł bardzo szybko, bo już w lipcu 1987 roku. Było to jeszcze przed rejestracją Związku Sybiraków, stąd nigdy nie został kombatantem, a jego żona przez to nie mogła po jego śmierci otrzymać odpowiedniego dodatku.
- Mąż Leopold był synem hrabiego Wincentego, ułana 13 Pułku Szwoleżerów – przypomina Sławomir Wieczorek, były opozycjonista.
W maju 2002 roku pani Janina wstąpiła do Oddziału Gorzowskiego Związku Dzieci Wojny, kiedy prezesem był Tadeusz Nowicki, jego zastępcą Adam Wiśniowski, a sekretarzem Józef Bochen. Spotkania odbywały się w salce przy Białym Kościółku, potem dzięki pomocy Augustyna Wiernickiego oddział został przeniesiony do Centrum Charytatywnego im. Jana Pawła II na gorzowskie osiedle Słoneczne. Pani Janina prezesem oddziału była od 2019 roku…
- Odeszła po długiej i ciężkiej chorobie – mówi Sławomir Wieczorek. – Była to ujmująco miła, nadwrażliwa i wyjątkowa osoba. Boleśnie przeżyła śmierć syna Wiesława, nauczyciela historii w Szkole Podstawowej w moich rodzinnych Różankach. Drugi żyjący syn, Jacek, z dumą nazywał Ją Księżna-Matka. Zapraszając mnie na kawę, herbatę czy obiad, zawsze obejmowała mnie z matczyną troską. Była najbardziej odpowiednią osobą do odsłonięcia we wrześniu tego roku jedynego w Polsce Pomnika Polskich Dzieci Wojny w Gorzowie. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia nie zdołała jednak tego uczynić. Pani Janina miała światły umysł, była bardzo oczytana. Z pasją rozwiązywała krzyżówki. Dzieliliśmy się wspomnieniami przodków. Na pogrzebie pojawiła się warta honorowa Wojska Polskiego i poczet reprezentacyjny Szkoły Kadetów… - kończy ze smutkiem w oczach Sławomir Wieczorek (na zdjęciu z boku z panią Janiną).
Robert Borowy
Jeszcze do końca grudnia można robić zakupy książkowe u Daniela przy ulicy Chrobrego. Znanego gorzowskiego księgarza pokonały problemy natury finansowej.