Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Impuls do ożywienia serca miasta

2014-02-20, Prosto z miasta

Dlaczego życie w centrum Gorzowa zamiera? Co się dzieje? – zastanawiają się publicyści, radni, a przede wszystkim mieszkańcy tej części miasta. 

medium_news_header_6538.jpg

I nie jest prawdą, jak stwierdził w lokalnym radiu radny Marcin Gucia, że  centrum zamiera, bo mieszkają tam głównie starsze osoby, którym do życia wystarczą apteki i sklepy z odzieżą.

- Do Gorzowa przyjechałem w lipcu 1945 roku – wspomina jeden z pionierów miasta 94-letni Tadeusz Stodolniak. - Centrum miasta było bardzo zniszczone. Szczególnie dzisiejsza ulica Sikorskiego. To były wyjątkowe czasy, ale wspominam je bardzo dobrze. Przez kolejne lata w społeczeństwie była chęć zrobienia czegoś dla wspólnego dobra. Bardzo lubiliśmy się też bawić. W weekendy niemal w całym mieście słychać było muzykę, wszędzie odbywały się potańcówki. Ja ze znajomymi najchętniej chodziłem do parku Słowiańskiego, gdzie co niedzielę organizowano huczne imprezy – opowiada.

Dzisiejsze centrum jest inne. Wszędzie widzimy puste lokale, banki, firmy ubezpieczeniowe, „chwilówki” i apteki, rozsypujące się kamienice oraz wszędobylski bałagan. Co zrobić, żeby zahamować tę degrengoladę?

- Poziom życia każdego centrum w dużej części jest zależne od możliwości rozwoju handlu i rozrywki – uważa mec. Jerzy Synowiec.-  Niestety, ale w większości miast życie przeniosło się do różnych galerii handlowych. Nie oznacza to, że nic nie można zrobić. Trzeba działać wielotorowo. Ważna jest estetyka. Powinniśmy w centrum obecny tor przeszkód zamienić w porządny deptak. Odnowić kamienice, miejskie lokale użytkowe oddać w dzierżawę za symboliczne pieniądze wszystkim, którzy mają dobre pomysły na ich zagospodarowanie. Takie, które ożywią to miejsce. Wynajmowanie lokali na kolejne sklepy, które zaczynają padać jak muchy nie jest najlepszym pomysłem – twierdzi.

Podobnego zdania jest radny PiS Roman Sondej. Uważa on, że miejskie lokale należy wynajmować na określone formy działalności gospodarcze, które pozwolą na ożywienie tego miejsca.

- Miasto powinno stworzyć katalog rodzajów działalności, które mogą ożywić życie w śródmieściu. Mogą to być kluby dyskusyjne, galerie wystawiennicze, stowarzyszenia czy inne formy powszechnej kultury. I dla takich propozycji należy wprowadzić preferencyjne stawki wynajmu lokali, być może nawet w uzasadnionych przypadkach odejść od pobierania czynszu – zaznacza.

Barbara Napiórkowska, dyrektor wydziału nieruchomościami w UM zauważa, że wiele obiektów nie jest własnością miasta, miasto nie posiada też zbyt wielu pustych lokali użytkowych w centrum. Obecnie tylko niewiele ponad 10 procent wszystkich lokali stoi pustych. Część z nich niedługo znajdzie nowych dzierżawców.

- W dzierżawionych przez nas punktach nie ma żadnego banku, znajdują się one w lokalach prywatnych. Faktem jest natomiast, że mamy dużą rotację. Wynika ona z wszechobecnego kryzysu gospodarczego. Jak prowadzona działalność szybko nie przynosi oczekiwanych efektów najemca składa wniosek o wypowiedzenie i rezygnuje – wyjaśnia.

Miasto zachęca do wynajmu niskimi stawkami. W pierwszym przetargu cena za metr kwadratowy wynosi 24 zł miesięcznie, w drugim spada do 18 zł, a w trzecim nawet do 12 złotych.

Krzysztof Wituszko, inspektor wydziału gospodarki nieruchomości przypomina, że jeszcze kilka lat temu, w okresie boomu gospodarczego, nie było żadnych problemów z najmem. Do każdego przetargu przystępowało po kilku, kilkunastu chętnych, a ceny w małych lokalach potrafiły dojść nawet do 150 złotych za metr.

- Od przynamniej dwóch lat mamy widoczny kryzys. W tej chwili zdarza się, że atrakcyjne lokale są licytowane na poziomie 50-60 zł. Większość jednak ma niższe ceny, bywa że ze względu na kiepski stan techniczny miejskie lokale są dzierżawione za ceny dwukrotnie niższe niż prywatne – dodaje.

Zdaniem jednej z osób wynajmujących mały lokal przy ul. Łokietka, która prosiła o zachowanie anonimowości, problemem nie są same stawki, ale słaby obrót.

– Postawienie jednej tylko ,,Biedronki’’ powoduje upadek przynajmniej trzech-czterech sklepików. Rozumiem, że władze miejskie sprzedając teren pod zabudowę dyskontu coś tam zarabiają, dumnie też ogłaszają powstanie kilku miejsc pracy, ale w międzyczasie kilkanaście osób idzie na bruk. I są to najczęściej mieszkańcy centrum miasta, którzy zamiast inwestować nadwyżkę w rozwój swojej działalności zasilają szeregi bezrobotnych – ze smutkiem zaznacza.

Zdaniem znanego gorzowskiego przedsiębiorcy i społecznika Augustyna Wiernickiego obecny model rozwoju Gorzowa nie da się obronić żadnymi argumentami. Nasze miasto to rosnąca liczba sklepów z wywieszkami „Na sprzedaż”, „Do wynajęcia”. To u nas handel się nie opłaca. To w Gorzowie nie ma jak rozpocząć działalności od choćby małego straganu. To u nas zanika handlowe śródmieście.

- Takie miasto jest w poważnym kryzysie, ogarnięte stagnacją. Banki wykupiły jeszcze niedawno dobrze prosperujące sklepy, jak grzyby po deszczu wyrastają ciucholandy, przybywa komisów z używanymi samochodami z Niemiec, powodzenie mają lombardy, bo wiele osób zadłuża się pod zastaw tego, co jeszcze ma. Około 450 sklepów nazywanych spożywczymi w Gorzowie uzależniło się od sprzedaży napojów alkoholowych lub przebranżowiło się na punkty sprzedaży alkoholu. Coraz więcej dzieci, a przede wszystkim młodzieży sięga po alkohol – nie kryje rozczarowania.

W ocenie założyciela stowarzyszenia im. Brata Krystyna w Gorzowie już dawno zlekceważono naczelne prawo rozwoju: ,,najpierw zadbaj o inwestycje stymulujące gospodarkę i źródła przychodów. Inwestycje  kosztowe, choćby społecznie uzasadnione, pozostaw jako drugie’’. Uważa on, że gospodarka Gorzowa została sprowadzona do peryferyjnej skierowanej dla wschodnich landów Niemiec, a szczególnie dla  metropolitalnego Berlina.

- Mamy rynek zbytu dla większości tamtejszych produktów, źródło taniej siły roboczej i opiekunek osób starszych i chorych w Niemczech, co tylko powiększa obszary biedy. Coraz więcej rodzin nie płaci za mieszkanie, społeczeństwo zadłuża się bez perspektyw na spłatę długów, powstaje szara strefa, tymczasowość, brak środków finansowych już na wszystko. Aż strach pomyśleć co będzie, gdy skończą się fundusze spójności przypadające dla Polski, z których Gorzów również korzysta. Pozostaną do utrzymania bzdurne inwestycje, niektóre może i potrzebne, ale obciążające budżet, nie generujące i nie stymulujące źródeł lokalnych dochodów. Pomylono hierarchię ważności inwestycji z hierarchią chciejstwa – twierdzi.

Kolejny radny Maciej Marcinkiewicz, który wychował się przy ul. Chrobrego mówi wprost, że centrum wcale nie musi umierać za życia.

- Wystarczy, że prezydent miasta przedstawi ciekawy pomysł, a jestem pewny, że radni ponad podziałami politycznymi są gotowi przyjąć każdą interesującą propozycję. Ważne, żeby chcieć... – podkreśla.

Czy obraz Gorzowa jest już naprawdę tak szary i smutny, jak przedstawiają go niektórzy? Nasz pionier Tadeusz Stodolniak stara się szukać gdzieś trochę optymistycznych akcentów. Uważa, że przez minione blisko 70 lat nasze miasto mocno się rozwinęło, powstało mnóstwo nowych osiedli. Przybyło sporo ludzi. Zaraz po wojnie było 40 tysięcy mieszkańców, teraz jest trzy razy więcej. Jego zdaniem robi to wrażenie. Na koniec ma jednak jedno marzenie.

- Chciałbym jeszcze doczekać remontu pozostałych kamienic w centrum miasta. To jest gorzowska perełka, która może dać impuls do ożywienia serca  miasta...

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x