Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Prosto z miasta »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

Żeby dojść do siebie, czyli nieznane pasje znanych gorzowian

2013-12-25, Prosto z miasta

medium_news_header_5989.jpg

Paweł Jakubowski, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej:

Kilka lat temu dopadły mnie drobne dolegliwości zdrowotne. Nic poważnego, ale lekarz powiedział, że trzeba mi trochę ruchu, aktywności fizycznej. Zacząłem się więc ruszać, czyli biegać… I biegnę coraz dalej.

Co prawda całe życie byłem związany ze sportem, grałem m.in. w drugiej lidze tenisa stołowego, ale ostatnimi laty trochę ten sport zaniedbałem. A bieganie jest o tyle fajną sprawą, że człowiek się rozluźnia psychicznie, odstresowuje i dzięki temu może lepiej funkcjonować w codziennym życiu. Prze tą godzinę, półtorej biegu mogę sobie pewne rzeczy przemyśleć, poukładać i jednocześnie wyciszyć się. Zupełnie inaczej po takim bieganiu się czuję.

Biegam w różnych miejscach Gorzowa i pod Gorzowem. Najbardziej jednak lubię biegać po byłych terenach poligonowych, po podgorzowskich lasach w stronę Santocka, Wojcieszyc czy Czechowa. To piękne okolice.

Skąd wzięły się maratony? Ano stąd, że jak coś robię, to całym sercem i na 100 procent. Tak mnie to bieganie wciągnęło, że łatwo dałem się namówić koledze i szwagrowi na udział w zawodach na 5 kilometrów w Poznaniu. Żeby się sprawdzić w biegu z innymi. To było bardzo ciekawe i pouczające doświadczenie. Od startu poszedłem na całość i w połowie dystansu zwyczajnie spuchłem. Byłem bliski zejścia z trasy. Jakoś jednak się przemogłem i dobiegłem do mety, gdzie – mimo wszystko - byłem bardzo zadowolony z siebie. Jednakże tam zrozumiałem co to jest bieganie na określonych dystansach, co to są zawody.

Później był bieg na 10 kilometrów w Goleniowie, który ukończyłem w rekordowym dla mnie czasie, bo 46 minut, co mnie jeszcze bardziej zachęciło do biegania. I tak z biegu na bieg poprawiałem swoje czasy, utwierdzając się w przekonaniu, że to jest właśnie to, czego mi wcześniej brakowało. Zapaliłem się do tego stopnia, ze zdecydowałem się na udział w półmaratonie, czyli na dystansie 21 kilometrów. Skoro przebiegłem półmaraton, to czemu nie spróbować maratonu? Tak sobie pomyślałem i wystartowałem.

Maraton to jednak niezwykle wyczerpujący dystans. Przebiegniecie 42 kilometrów to już chyba nie jest wysiłek, który służy zdrowiu. Ja przynajmniej po takim wysiłku potrzebuję około tygodnia, żeby dojść do siebie. Wszystko boli. Ale z drugiej strony radość i satysfakcja jest ogromna,

Pierwszy maraton był w połowie października  2012 roku w Poznaniu. Wystartowałem w nim z założeniem, żeby tylko ukończyć, bez oglądania się na czas i innych. A wcześniej w mądrych książkach wyczytałem, że jeżeli złamie się granicę 4 godzin, to dla amatora jest to całkiem dobry wynik. Ja tam pobiegłem robiąc czas 3 godzin i 35 minut. Strasznie mnie podkręciło, aczkolwiek kilka kilometrów przed metą miałem kryzys. Bolały ręce, plecy. Nie umiałem się porozumieć z własnymi nogami. Myślałem, że nie dobiegnę. Na mecie zaś miałem tak serdecznie dość i zarzekałem się, że to był pierwszy i ostatni mój maraton. Nie minęła godzina, dwie, a ja już myślałem o następnym maratonie.

Następny maraton był wiosną tego roku w Dębnie, gdzie przez lata rozgrywano mistrzostwa Polski w tej dyscyplinie sportu. Piękna trasa, dobre warunki, znający się na rzeczy kibice. Tam uzyskałem jeszcze lepszy czas, bo 3 godziny i 33 minuty. No  i w końcu był ten trzeci, ale z wielu powodów najwspanialszy, maraton w Berlinie, pod koniec października. Niesamowite przeżycie. Ponad 41 tysięcy uczestników z około 120 krajów świata i milion kibiców, którzy dopingowali na całej trasie. I to dopingowali imiennie, bo każdy z nas obok numeru startowego na koszulce miał napisane swoje imię. Ale i uczestnicy nawzajem się dopingowali, wspierali i zachęcali do wysiłku…

A o mały włos nie wziąłbym w nim udziału. Kilka dni wcześniej wylądowałem w szpitalu z silna alergią. Lekarze odradzali mi ten start, ale się uparłem i pojechałem. Nie mogłem, nie chciałem odpuścić, bo przygotowywałem się specjalnie do niego przez 5 miesięcy. Powiedziałem jednak sobie, ze jak tylko poczuję się źle, to natychmiast schodzę z trasy. Nie zszedłem, choć czas nie był rewelacyjny – 3 godziny i 36 minut. Najważniejszej jednak, ze tam byłem i pobiegłem. Tym bardziej, ze podczas tego maratony padł nowy rekord świata, ustanowiony przez Kenijczyka Wilsona Kipsanga, który wynosi teraz 2 godziny 3 minuty 23 sekundy i jest lepszy od poprzedniego aż o 15 sekund.

Już myślę o wiośnie i maratonie. Może uda się i mnie poprawić własny rekord i zejść poniżej 3 godzin i 30 minut? Kto wie… Ale nie to jest najważniejsze.

Notował: Jan Delijewski

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x