2012-11-27, Trzy pytania do...
- To, że rasowy polityk, działacz związkowy, adwokat zajął się bezdomnymi jest ucieczką od polityki i rzeczywistości czy jednak ucieczką do prawdziwej rzeczywistości?
- Interesuje się polityką, ale już jej nie uprawiam. Zniechęciłem się do niej kiedy powstało województwo lubuskie, bo nie lubię tego województwa, ponieważ jego trwanie w dużej mierze opiera się na konfliktach gorzowsko-zielonogórskich, które dla mnie nie mają żadnego sensu. Zaniechałem działalności politycznej, ale nie zrezygnowałem z aktywności społecznej. Tutaj zajmuję się realnymi problemami i staram się pomagać w ich rozwiązywaniu. Dla mnie to jest ciąg dalszy Solidarności. Solidarności z ludźmi, którzy potrzebują pomocy.
- Z każdym rokiem problemów z bezdomnymi w naszym mieście ubywa czy raczej przybywa?
- Nie powiem, że ubywa, ale też chyba nie przebywa. Nikt tego nie bada, nie monitoruje. Na pewno mówi się więcej o problemie bezdomności i stąd być może wrażenie, że jest ich więcej i więcej. Prawdziwa fala bezdomnych pojawiła się po 1989 roku, kiedy zniknęły przedsiębiorstwa, które prowadziły hotele robotnicze; kiedy upadły PGR-y; kiedy zniknęły grupy ludzi migrujących z budowy na budowę, którzy nie mieli dokąd wrócić. Nagle, z dnia na dzień wielu straciło prace i dach nad głową. I to się ciągnie za nami, aczkolwiek wśród bezdomnych pojawiają się często ludzie młodzi i bardzo młodzi.
- Czym wasze schronisko dla bezdomnych odróżnia się od innych tego typu placówek?
- Jest czymś więcej niż tylko schroniskiem. Podam taki przykład. W Zielonej Górze, z którą tak lubimy się porównywać, schronisko dla bezdomnych prowadzi bezpośrednio miasto, w formie zakładu budżetowego, na który przeznacza 500 tysięcy rocznie. Tam jest klasyczna noclegowania, gdzie bezdomni mogą jedynie się przespać i nic nikogo więcej nie interesuje. U nas zajmujemy się bezdomnymi kompleksowo, jesteśmy nastawieni na wyprowadzeni ich z bezdomności. Stwarzamy im jak najbardziej znośne warunki pobytu, pracujemy z nimi, prowadzimy terapie, ale także karmimy i ubieramy. Różnica jest wiec fundamentalna. I na to wszystko otrzymujemy z budżetu miasta 160 tysięcy złotych, a potrzebujemy rocznie około pół miliona. Dlatego tak bardzo zabiegamy o pomoc ze strony różnych firm, instytucji i ludzi dobrej woli. Bez tego wsparcia nie dalibyśmy rady.
J. Del.
Trzy pytania do Szymona Czajora, bramkarza CFB Stilonu Gorzów