2014-08-18, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Pawła Korzeniowskiego, najlepszego polskiego pływaka ostatniej dekady
- Od chwili wybudowania Słowianki jest pan częstym gościem w naszym mieście. Nie tylko startuje pan w licznych zawodach, ale przede wszystkim przyjeżdża pan na zgrupowania kadry. Czy Gorzów stał się już dla pana takim polskim drugim domem?
- Myślę, że takich domów mam jednak więcej, ponieważ corocznie tych zgrupowań jest bardzo dużo i musimy zmieniać miejsca ich organizacji, bo inaczej wkradłaby się monotonność. Przykładem niech będzie to, że do Gorzowa przyjechaliśmy 1 lipca, po trzech tygodniach treningów przenieśliśmy się do Szczecina, by po kolejnych dwóch tygodniach powrócić do Gorzowa. Na pewno w pierwszych latach mojego pobytu w kadrze częściej gościliśmy na Słowiance, gdyż był to jeden z najnowocześniejszych obiektów w kraju. W tej chwili takich pływalni jest sporo, są więc większe możliwości organizowania zgrupowań. Ale przyznaję, że lubię przyjeżdżać do Gorzowa, mam tu wielu znajomych, przyjaźnię się z Łukaszem Drzewińskim, który zakończył już karierę, ale stąd pochodzi. Podoba mi się też sam obiekt. Jest przyjazny, ma fajne trybuny, a przede wszystkim spełnia warunki logistyczne potrzebne w trakcie zgrupowań. Obok 50-metrowego basenu jest siłownia, sale odnowy, w pobliżu znajdują się tereny, gdzie można pobiegać. Jedynym mankamentem jest zbyt mała głębokość. Żeby rozgrywać tu mistrzostwa Europy potrzebne byłoby trzy metry, a są dwa. W treningach to oczywiście nie przeszkadza.
- Przyjeżdżając na wiele tygodni do Gorzowa zapewne zdążył już pan poznać nasze miasto. Gdzie najchętniej lubi spędzać pan czas wolny?
- To nie jest takie proste, gdyż po ciężkich treningach resztę czasu poświęca się najczęściej na regenerację i odpoczynek. Prawie zawsze mieszkamy w hotelu Mieszko, a więc mamy stosunkowo niedaleko od basenu i najlepiej znam trasę pomiędzy Słowianką a hotelem. Jeżeli już decyduję się na wyjście, to najbardziej lubię chodzić na bulwar. Jest to fajne miejsce, są kafejki, gdzie można usiąść i wypić kawę lub zjeść deser. Może dlatego lubię bulwar, bo całe moje życie kręci się wokół wody. Byliśmy ponadto całą ekipą zobaczyć również marinę, ale czasami uciekamy od tej wody i powoli – przynajmniej ja – staję się fanem gorzowskiej Stali. Ostatnio po raz drugi miałem okazję pójść na żużel. Bardzo podoba mi się stadion im. Edwarda Jancarza, a ponadto oglądanie tego sportu na żywo jest zdecydowanie ciekawsze niż w telewizji. Ekscytują mnie emocje, jakie wyzwalają zawodnicy podczas walki.
- Rozmawiamy tuż przed pańskim wyjazdem na mistrzostwa Europy do Berlina. Jest pan trzykrotnym mistrzem Starego Kontynentu na 50-metrowym basenie oraz 15-krotnym medalistą na krótkiej pływalni. Czy mając w dorobku tyle sukcesów można jeszcze wydobyć z siebie motywację do kolejnych startów?
- Gdybym nie miał motywacji zakończyłbym karierę. Oczywiście dla każdego chyba pływaka imprezą docelową są igrzyska olimpijskie, ale one odbywają się raz na cztery lata i żeby być odpowiednio do nich przygotowanym trzeba ciężko pracować przez cały czas. Mistrzostwa świata i Europy każdorazowo stanowią ważny sprawdzian i bez sukcesów w tych imprezach nie można potem liczyć na udane występy w igrzyskach. Nie kryję, że w Berlinie chciałbym popłynąć na poziomie moich rekordów życiowych, bo świadczyłoby to, że nadal się rozwijam. Zresztą po to się ciężko trenuje, żeby być coraz szybszym. Podobnie jest w innych sportach. Niekiedy nawet jak się nie zdobędzie medalu, ale poprawi się rekord życiowy jest satysfakcja. W takich chwilach wiem, że zrobiłem wszystko, żeby wypaść jak najlepiej. Myślę, że w Berlinie poprawienie rekordów na moich koronnych dystansach raczej pozwoli mi sięgnąć po medal, może dwa, choć nie chciałbym tutaj niczego gwarantować. To jest tylko sport i różnie może się zdarzyć.
RB
Trzy pytania do Moniki Studenckiej, projektantki, zwyciężczyni konkursu Recykling Fashion Show