2014-08-29, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Marka Rusakiewicza, byłego gorzowskiego opozycjonisty i szefa Ruchu Młodzieży Niezależnej
- Niedawno Zarząd Regionu NSZZ Solidarność, przy m.in. pańskim wsparciu, złożył do władz miasta propozycję umieszczenia nazwy ,,Aleja Ruchu Młodzieży Niezależnej’’ na kładce dla pieszych znajdującej się nad drogą w parku Kopernika. Liczyliście, że sprawę uda się załatwić do 31 sierpnia, ale natrafiła ona na biurokratyczne przeszkody. Czuje się pan tym rozczarowany?
- Kilka miesięcy temu rada miasta jednogłośnie uchwaliła nadanie ulicy biegnącej przez park Kopernika nazwy ,,Aleja Ruchu Młodzieży Niezależnej’’. Decyzję tę całe gorzowskie środowisko dawnej opozycji przyjęło z dużym zadowoleniem, nie tylko ze względu na zachowanie pamięci o naszej działalności. Tu przecież chodzi też o budowanie lokalnej tożsamości. Lata stanu wojennego i te późniejsze już do wolnych wyborów, były naprawdę ważne dla Gorzowa, ponieważ u nas znajdował się jeden z silniejszych ośrodków opozycji. Dzisiaj jest to raczej powód do zadowolenia a nie wstydu. Powinniśmy być dumni z tej historii i dlatego trochę z zaskoczeniem odebrałem opieszałość urzędniczą w prostej w sumie sprawie. Chcieliśmy tylko otrzymać zgodę na umieszczenie napisu tożsamego z nazwą ulicy. Nie występowaliśmy o jakieś miejskie pieniądze, gdyż całość prac planujemy wykonać na własny koszt. Gorzów jest naszym miastem, powinniśmy robić wszystko, żeby znajdowało się tu miejsce na docenienie wkładu w jego rozwój przez różne środowiska i grupy społeczne. Mam nadzieję, że problemem nie jest zła wola i sprawa rozstrzygnie się po naszej myśli. A to, że nie uda się jej załatwić do najbliższej niedzieli, kiedy będziemy obchodzili 34 rocznicę ,,Dnia Solidarności i Wolności’’, trudno, choć żal pozostanie. Chcieliśmy nagłośnić ten dzień, żeby zainteresować nim młodszych gorzowian, których w 1980 roku jeszcze nie było na świecie.
- Często wraca pan pamięcią do 31 sierpnia 1980 roku i obrazu telewizyjnego, gdzie cała Polska widziała Lecha Wałęsę z wielkim długopisem podpisującym porozumienie z ówczesną władzą PRL?
- W sensie medialnym czy społecznym ten dzień powoli jakby znikał ze świadomości ludzkiej, ale dla mnie czy ludzi, którzy w tamtym czasie byli aktywni jest to ważniejszy dzień nawet od 4 czerwca 1989 roku. Żeby mogło dojść do pierwszych, częściowo tylko demokratycznych wyborów musiała nastać Solidarność i musiał być ten początek przemian. Bez Solidarności nie byłoby wolności, czy to się dzisiaj komuś podoba czy nie. I warto o tym pamiętać. Powiem więcej, dla mnie takim momentem zwrotnym był najpierw wybór Karola Wojtyły na papieża w 1978 roku i jego przyjazd w następnym roku do Polski. To są naprawdę istotne wydarzenia, może dzisiaj nie w pełni doceniane.
- Spodziewał się pan wówczas, że droga do wolności będzie jednak długa i wyboista?
- Długa to ona nie była, gdyż na odzyskanie pełnej wolności potrzebowaliśmy jeszcze niespełna dekady. Oczywiście w 1980 roku wydawało się wszystko dużo prostsze. Byłem wtedy bardzo młodym, 16-letnim chłopakiem, ale już działałem w Solidarności. Wraz z rówieśnikami byłem w grupie młodzieżowej i pomagaliśmy starszym w różnych sprawach. Pamiętam ogromną radość z podpisanych porozumień sierpniowych i miałem takie wrażenie, że ta wolność właśnie nadchodzi. Autentycznie wierzyliśmy, że w Polsce lada dzień coś się zmieni. Że będziemy niezależnym od nikogo państwem. Rok później wszelkie te nadzieje zostały rozjechane czołgami. Tego chyba nikt z nas nie spodziewał się i z tego punktu widzenia ta droga potem do wolności rzeczywiście była wyboista.
RB
Trzy pytania do Moniki Studenckiej, projektantki, zwyciężczyni konkursu Recykling Fashion Show