2014-09-01, Trzy pytania do...
Trzy pytania do Arkadiusz Marcinkiewicza, członka Stowarzyszenia na rzecz rozwoju Ziemi Gorzowskiej
- Po latach niebytu postawił wrócić pan do uprawiania polityki. Po co?
- Przez cztery lata nie było mnie w polityce, co nie oznacza, że o niej nie myślałem. Na początku było mi z tym nawet dobrze, ale z czasem zaczęło mi to doskwierać. Przede wszystkim dlatego, że moje dorosłe dzieci, które pokończyły studia w Szczecinie, Gdańsku i Poznania postanowiły realizować się poza Gorzowem. Jak wielu innych młodych gorzowian. Tylko dlatego, że we Gorzowie nie miały szans na pracę zgodnie ze swoim wykształceniem, kwalifikacjami i na miarę swoich oczekiwań finansowych. Wówczas sobie pomyślałem, że trzeba coś zacząć robić, żeby nasze dzieci chciały jednak wracać do miasta.
Jeszcze nie jestem na tyle stary, żeby myśleć o emeryturze, mam dosyć jeszcze werwy i determinacji w sobie, by działać na rzecz rozwoju Gorzowa. To miasto przecież umiera, bo młodzi nie znajdując w nim życiowych perspektyw z niego wyjeżdżają, a bez młodych nie ma życia i rozwoju. I zrobiło nam się takie błędne koło.
- Jak jednak to zmienić?
- Potrzebna jest zmiana sposobu myślenia o mieście, jakościowa zmiana w zarządzaniu miastem. Zmienić się musi oblicze miasta, ale żeby tak się stało trzeba stworzyć ku temu warunki, klimat. Nie można niszczyć lokalnej przedsiębiorczości, tworząc jedynie zachęty do powstawania zakładów przetwórczych, montowni i galerii handlowych, gdzie owszem jest praca, ale za minimalną płacę. Płacę, która nie tylko nie pozwala założyć czy utrzymać rodzinę, ale nawet pójść do pubu lub restauracji. Potrzebne są więc firmy, miejsca pracy dla specjalistów, wysokiej klasy fachowców, ludzi wykształconych z ambicjami i pomysłami. Do tego niezbędna jest nam także akademia, szkolnictwo zawodowe na wysokim poziomie. I z tym już dawno należało się spieszyć. Bo wokół takich działań powstają inne i nawzajem się napędzają.
- Ale w naszej miejskiej partyjnej polityce wszyscy mówią mniej więcej to samo od dawna, ale niewiele z tego wynika. Da się to zmienić pod szyldem stowarzyszenia?
- No, właśnie. Partie rządzą się własnymi prawami. Jest partyjna góra, partyjne programy oraz partyjne gry i gierki. Stowarzyszenie z natury rzeczy ma charakter przedsięwzięcia programowego, jest otwarte na otoczenie i w sposób bardzo konkretny, pragmatyczny podchodzi do rzeczywistości i ludzi, których nie da się oszukać, co często próbują robić partie polityczne. Nam nikt niczego nie narzuca, poza mieszkańcami miasta. I na tym polega nasza szansa i nadzieja.
J.D.
Trzy pytania do Moniki Studenckiej, projektantki, zwyciężczyni konkursu Recykling Fashion Show