2014-10-02, Trzy pytania do...
Trzy pytania do mec. Jerzego Wierchowicza, radnego klubu Nadzieja dla Gorzowa
- Panie mecenasie, obecna kadencja rady miasta powoli dobiega końca, podobnie jak pańskie członkostwo w prezydenckim klubie Nadzieja dla Gorzowa. Dlaczego zdecydował się pan na przejście do Platformy Obywatelskiej i wystartowaniu do wyborów z list tego ugrupowania?
- Złożyło się na to kilka przyczyn. Prezydencki klub nie jest związany z żadną partią, jest to obywatelska inicjatywa. Przez te kilka ostatnich lat przekonałem się, że chcąc działać skutecznie trzeba to czynić w ramach partii politycznej, które nadal mają największe możliwości. Wiem, że wielu ludziom to się nie podoba, ale takie są fakty. Być może kiedyś to się zmieni. Drugi powód to jednak w wielu kwestiach nie zgadzałem się z propozycjami prezydenta, bywało, iż nie akceptował on moich. Starałem się jednak być lojalny i bywało, że głosowałem wbrew sobie, ale zgodnie z dyscypliną klubową. Dlatego uznałem, że powinienem skorzystać z nowej propozycji i wystartować z list PO. Jak zapewne gorzowianie wiedzą, mój rodowód polityczny pochodzi z Unii Demokratycznej, potem Wolności. Wielu członków tego ugrupowania przeszło do PO. Niektórzy nawet uśmiechają się i mówią, że jestem ostatnim członkiem dawnej Unii Wolności, który zdecydował się na ten krok. Być może tak jest, być może nie… Fakty są takie, że PO jest najsilniejszym klubem w naszej radzie miasta i jestem przekonany, że tak będzie również w nowej kadencji.
- Pańskie doświadczenie z działalności politycznej, choćby z pracy w sejmie gdzie był pan dwukrotnie wybierany, jest bogate. Proszę mi wyjaśnić, dlaczego w tak małym środowisku jak Gorzów kilkunastu ludzi na szczytach władzy nie potrafi się porozumieć w imię korzyści dla 120 tysięcy mieszkańców?
- I to jest kolejna przyczyna, dla której podjąłem decyzję o przejściu do innego ugrupowania. Uważam, że pomiędzy prezydentem a radą jest za mało koncyliacji, za dużo zaś osobistych przytyków. Prezydent Tadeusz Jędrzejczak traktuje radę w sposób – nazwijmy to – różny, ale wielu radnych nie jest mu dłużnych. I to trzeba próbować przeciąć, gdyż tak naprawdę wszyscy jesteśmy za tym, żeby rozwiązywać problemy z korzyścią dla Gorzowa. Ale co ciekawe, w komisjach dużo spokojniej i merytorycznie pracujemy. I często panuje zgoda pomiędzy różnymi opcjami. Potem na sesjach zwycięża partykularny interes różnych stron. Jeżeli zostanę ponownie wybrany będę próbował skłonić koleżanki i kolegów z PO, żebyśmy bez względu na rozkład sił działali w interesie miasta. Bo czasami miałem wrażenie, że głosują oni przeciw czemuś tylko dlatego, że daną uchwałę zgłaszał prezydent. W ogóle uważam, że wszelkie różnice programowe pomiędzy poszczególnymi klubami i władzą wykonawczą powinny być rozstrzygane przed posiedzeniami rady. Mam nadzieję, że zaraz po ukonstytuowaniu się nowej rady i wyborze nowego prezydenta nastąpi spotkanie wszystkich stron, gdzie ustalimy zasady współpracy. Rada miasta nie jest parlamentem, gdzie polityka gra pierwsze skrzypce, gdyż tam chodzi o wyrazistość poszczególnych ugrupowań, bo takie są oczekiwania elektoratów. Na poziomie miasta trzeba działać skutecznie, ale tą skuteczność mierzy się stopniem rozwoju miasta.
- Czy na pański polityczny nos nadchodzące wybory samorządowe sypną w Gorzowie niespodziankami?
- Zobaczymy. Co do najbardziej ekscytujących wyborów prezydenckich przewiduję drugą turę, gdyż mamy więcej wyrazistych kandydatów niż to miało miejsce przed czterema laty. Pani poseł Krystyna Sibińska jest na pewno bardziej doświadczona niż cztery lata temu. Wystartuje wójt gminy Deszczno Jacek Wójcicki, który już zasłynął kilkoma ciekawymi pomysłami. Mamy także byłego wicewojewodę Ireneusza Madeja. Przed ośmioma laty był on drugi w prezydenckich wyborach. Jest to szanowany i wyważony polityk. Do tego dochodzi rozpoznawalny Marek Surmacz. Będzie naprawdę ciekawie, gdyż w drugiej turze kontrkandydat obecnego prezydenta może przejąć większość głosów pozostałych kandydatów. Natomiast w radzie miejskiej raczej będziemy mieli statut quo, przy czym powinna zyskać PO, może także PiS, a straci lewica. Nie wróżę natomiast powodzenia PSL, a tym bardziej nowo powstałym komitetom obywatelskim. Są one jeszcze za słabe organizacyjnie, nie mają odpowiednio wysokich budżetów, a to ma istotny wpływ na prowadzoną kampanię. Co nie oznacza, że w tych komitetach nie znajdują się naprawdę wartościowi kandydaci. Żal, że przynajmniej kilku z nich nie spróbowało kandydować z list partyjnych.
RB
Trzy pytania do Moniki Studenckiej, projektantki, zwyciężczyni konkursu Recykling Fashion Show